To dopiero drugi dzień mojego siedzenia w domu i nic nie robienia. Wczoraj po powrocie do domu nie miałam już na nic ochoty, spędziłam czas czytając książkę i badając każdy centymetr sufitu w sypialni, zastanawiając się nad tym co powiedział mi Matt. Jego słowa wciąż odbijają się w mojej głowie echem. Czy mam tak samo jak on? Nie wiem, wiem że ciężko mi o nim nie myśleć, ciężko mi się powstrzymać bo chciałabym kiedyś znowu wpaść w jego ramiona jak wtedy na parkingu, ale najlepiej żeby ta chwila trwała wtedy znacznie dłużej.
Decyduję się w końcu na to żeby wstać do łazienki wziąć prysznic, długi, odprężający prysznic, uwielbiam to uczucie czystego, gładkiego, pachnącego ciała. Uwielbiam też zapach jajecznicy, więc po wyjściu spod prysznica odziana w szlafrok udaję się prosto do kuchni, włączam sobie Playlistę The Weeknd i zaczynam wbijać jajka na patelnię. Jajecznica to pewnego rodzaju komfortowa "potrawa", kojarzy mi się z dzieciństwem, co tydzień w sobotę rano budził mnie jej zapach, a ta robiona przez mojego tatę była najlepsza.
Czasami tęsknię za czasami jak mieszkałam z rodzicami, jakież to było beztroskie życie, ale wtedy tego nie doceniałam, wtedy marzyłam o tym żeby się wyprowadzić, bo twierdziłam że nie mam przestrzeni, bo mama nie chce puścić mnie na imprezę. Teraz, chciałabym spędzać wieczory z rodzicami. Pewnie bym to robiła, gdyby nie fakt dzielących nas kilometrów. Mieszkają po drugiej stronie stanów, a ja z racji na pracę zawodową nie miałam przestrzeni na odwiedzanie ich.
Za to teraz mam.- Pomyślałam. Dwa tygodnie spędzone w domu rodzinnym. Brzmi dobrze, szczególnie że już od dawna wybierałam się do Seattle. Jeszcze z jajecznicą w buzi zaczęłam szukać lotu. Najszybszy za pięć godzin.- Za szybko, ale kolejny jest dzisiaj o dziewiątej wieczorem. Na ten na pewno zdążę. Z planowania tego co na siebie ubiorę i zastanawiania się co mam do zrobieni przed wylotem wyrywa mnie dźwięk dzwonka. W drodze do drzwi zatrzymuję się na chwilę przy lustrze, orientując się co w dalszym ciągu mam na sobie. Przewiązuję szlafrok jeszcze raz, dokładniej, tak aby nic mi spod niego nie wypadło i śpieszę otworzyć drzwi, bo ktoś niecierpliwie w nie puka. Otwieram je powoli tak aby przez szparkę zobaczyć kto stoi po drugiej stronie. Oblewa mnie dreszcz ekscytacji, gdy widzę osobę przede mną. Zamieram na chwilę w miejscu nie potrafiąc zrobić ruchu.
-Mogę wejść?- Matthew z ogromnym uśmiechem na twarzy i wiklinowym koszem w ręce łapie za klamkę.
-Tak, pewnie. Wchodź.
Pozwalam mu otworzyć drzwi, odsuwam się tak aby mógł wejść. Lustruje mnie wzrokiem z góry na dół.
-Przepraszam, nie spodziewałam się gościa. Dopiero wyszłam spod prysznica i jeszcze nie zdążyłam się ubrać. Zaprowadzę cię do salonu, poczekasz tam chwilę? Ja się przebiorę i do ciebie przyjdę. -Zmierzam pośpiesznie w stronę salonu licząc na to że on pójdzie za mną. Czuję dłoń na swoim nadgarstku, łapie mnie wyjątkowo delikatnie, tak jakby bał się, że jak użyje za dużo siły to mnie skrzywdzi. Sprawia tym że się zatrzymuję i obracam w jego stronę. Powoli i niepewnie, lekko zawstydzona tym co mam na sobie, spoglądam na niego.
-Nie przepraszaj mnie za to co masz na sobie. Jesteś u siebie Lannie. Nie będę ukrywał, że podoba mi się to co masz teraz na sobie, ale rozumiem, że możesz czuć się speszona. Leć się przebrać, ja poczekam, ale zaprowadź mnie proszę do kuchni.- Mówi patrząc głęboko w moje oczy. Jego słowa słyszę jak przez mgłę, bo zawiesiłam się na jego poruszających się pełnych ustach. Mój stan pogarszał zapach jego perfum, który pieścił moje zmysły, był jedyny w swoim rodzaju, założę się że gdyby ktoś inny popsikał się tymi samymi perfumami to nie wywarło by to na mnie takiego znaczenia jak Matt.
-Wracam za pięć minut.- Zapiera powoli swoją dłoń, przeciągając jeszcze kciukiem po wewnętrznej stronie mojej. Pokazuję mu palcem na kuchnię i chowam się za drzwiami sypialni. Opieram się plecami o zamknięte drzwi i czuję ciepło rozlewające się z mojego wnętrza. Moje ciało pulsuje od środka. Czuję delikatną falę podniecenia wciąż czując jego ciepłą dłoń na mojej.
Zajmuje mi chwilę znalezienie ubrań, najlepiej takich w których będę chodziła cały dzień. Zakładam skórzaną spódnicę i beżowy oversizowy sweter którego przód wkładam za pas. Lekko niepewna wychodzę z pokoju i idę w stronię kuchni i Matta. W stronę Matta. Kątem oka widzę dzbanek z sokiem pomarańczowym, koszyk owoców i jakieś opakowania z tabletkami.
-Co to jest? -Pytam zdezorientowana, nie patrzę na niego mimo że zatrzymałam się pół metra od jego ciała.
-Sok pomarańczowy.-Odpowiada rozbawiony, chyba moim pytaniem.-Tutaj masz kiwi, banany i maliny, a tam suplementy. Nie mów proszę że nie musiałem ci tego kupować, bo z góry ci mówię, że bardzo chciałem. Nie wyobrażam sobie, żeby ta sytuacja się powtórzyła.
-Dziękuję ci Matthew, jestem ci bardzo za wszystko wdzięczna. -Spoglądam na niego, ma już poważniejszą minę, jego oczy są lekko opuchnięte a brązowe włosy zmierzwione.-Dobrze się czujesz? -Pytam z troską.
-Tak. Po prostu budziłam się w nocy co chwilę. Nie wyspałem się to wszystko. - Mam nadzieję, że jego brak snu nie jest związany ze mną, nie chcę ściągać mu snu z powiek.
-Chcesz zostać? Potowarzyszyć mi trochę? Mogę zrobić ci kawę, zjemy sobie razem po bananie a później zapijemy to sokiem z pomarańczy. Mogę też ci zrobić herbatę, ale to od ciebie zależy czy tym razem zostaniesz żeby się jej napić.
-Z przyjemnością zostanę, Lannie. Chciałbym powiedzieć, że zostanę z tobą tyle ile będziesz chciała, ale wtedy chciałbym żebyś nie wypuszczała mnie stąd wcale. O 14 muszę być w firmie, więc jeżeli mi pozwolisz, mogę posiedzieć tu do tego czasu.
-Idealnie. później się spakuję i ogarnę przed wylotem.
-Wylotem?- Unosi brwi ku górze ze zdziwienia.
-Tak, zabookowałam lot do Seattle, lecę do rodziców.
-Aaa...- Przedłuża, w jego głosie słyszę zmarnowanie.-Ile planujesz tam być?
-Raczej do końca urlopu, nie widziałam się z rodzicami już bardzo długo. Poza tym chyba najlepiej regeneruje się w otoczeniu najbliższych, prawda?
-Tak, najlepiej regenerujemy się wśród tych którzy nasz kochają i których kochamy my.-Mówi to prawie szeptem.
-To jak? Kawa czy herbata?
-Herbatę poproszę. Masz netflixa?- Pyta spoglądając na telewizor.
-Mam, jest zalogowany na telewizorze.
-Obejrzymy film?
Kiwam głową i wysyłam mu uśmiech wkładając torebkę z herbatą do kubka.
-Tak.- Wyciągam w jego stronę palec wskazujący.- Tylko nie horror.
-Boisz się?- Pyta.
-Tak. - Mówię szczerze, zupełnie nie nadaję się do oglądania horrorów, dla mnie są tylko komedie i romanse, czasami sci-fi.
-Ja będę cię bronił.- Mówiąc to sięga po pilota od telewizora i zaczyna przeglądać filmy. Komedie. Przegląda komedie.
-Jak mnie obronisz w Seattle? -Pytam rozbawiona naszą rozmową, jednocześnie zupełnie oczarowana jego osobą.
-Wystarczą twoje dwa słowa i pakuję się razem z tobą.- Oznajmia zupełnie poważnie.
W odpowiedzi wysilam się tylko na nieśmiały uśmiech zastanawiając się o jakie dwa słowa mu chodzi, "pakuj się"? Matt rozsiada się na kanapie tak jakby bywał tu codziennie. Układa poduszkę na kanapie i klepie miejsce obok siebie gdy kładę kubek z jego herbatą i kosz z owocami na stoliku kawowym przed nim.
Siadam. Pięć centymetrów od Matta i czuję ciepło bijące od jego ciała.
CZYTASZ
Love isn't always pretty ("Nie taka ładna miłość")
RomanceDruga część "Opiekunka". Nie trzeba czytać. Lannie Dawson los dał wiele. Między innymi cudowną rodzinę, dobrze płatną pracę w firmie uznawanych Wembleyów oraz niesamowitego narzeczonego, którego kocha nad życie i jest w stanie zrobić dla niego wszy...