Rozdział 7

801 50 2
                                    

- Dobrze się bawiłeś? - zapytałam przerywając trwającą od paru minut ciszę. Spojrzał na mnie unosząc brwi. Sposób w jaki to robił doprowadzał  do szału.

- O to samo powinienem spytać ciebie.

- Potrzebowałam pomocy.

- Widziałem.

- I dlatego zachowałeś się jak skończony dupek?!

Zacisnęłam dłonie w pięści. Nie miałam ochoty na niego patrzeć a dzielenie z nim przestrzeni to było stanowczo za wiele.

- Ten ,,dupek" ocalił ci dupę. - odparł chłodno nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem. Nie powiedział gdzie jedziemy, przez co potwornie się bałam jednak nie dawałam tego po sobie poznać. Grałam wyluzowana i obojętną podczas gdy w środku trzęsłam się ze strachu. Zadzwonił telefon. Nie zatrzymując samochodu odebrał.

- Tak, mam pewien plan ... od dzisiaj - spojrzał na mnie - Zgodzi się.

Odwróciłam głowę i wpatrywałam się w krajobraz. Przestałam skupiać się na rozmowie gdyż następne odpowiedzi chłopaka brzmiały jedynie  yhym/tak i niczego mi nie mówiły. Rozmawiali o mnie,  byłam pewna i może to i głupie ale nie chciałam znać szczegółów. Widok za oknem zmienił się na bardziej górzysty co dało mi do myślenia. Zabije mnie i zakopie w górach - to była pierwsza myśl jaka zrodziła się w mojej głowie. Ash zjechał na pobocze i zatrzymał samochód. Znajdowaliśmy się na odludziu i byłam pewna, że nikt nie usłyszy mojego krzyku. Nie byłam bohaterem,  nie chciałam ginąć w imię sprawy, o której nic nie wiedziałam.  Nawet nie zauważyłam kiedy odłożył telefon i zaczął mi się przyglądać.

- Musimy porozmawiać - drgnęłam na dźwięk jego głosu.

- O czym?

- Chciałbym z egzekwować twoją przysługę.

Popatrzyłam na niego zaskoczona. Jego twarz była sztywna i bez wyrazu, patrzył prosto na mnie ale odnosiłam wrażenie jakby mnie nie zauważył. Jak bardzo się zmienił, od czasu naszego ostatniego normalnego spotkania. To było jakieś 5 lat temu. Przyszłam do Janne licząc, że go zobaczę ale jego już nie było. Wyjechał z kraju, nawet jego rodzice nie mieli pewności gdzie jest. Mówili, że pojechał na jaką uczelnie ale chyba sami w to nie wierzyli. Nie kontaktował się z nikim, zapomniał. Moje serce pogodziło się z jego stratą a teraz zjawia się jakby nigdy nic i wywraca mi życie do góry nogami. Zlustrowałam dokładnie jego twarz. Był tak nieziemsko przystojny, że uroda zręcznie odwracała uwagę od jego duszy i charakteru. Miałam okazję już nieco poznać oba te fragmenty i wniosek był jeden. Ten facet nie miał duszy. Był zimnym draniem, który w centrum świata stawiał tylko siebie i swoje potrzeby. Moje dziecięce zauroczenie już dawno wyparowało.

- Nie wiem czy przysługa,  która mi wyświadczyłeś jest tyle warta.

- Uwierz mi, że jest.

- Ciekawe...

- Akurat ciekawe to to nie jest.

Westchnęłam. Byłam zbyt przerażona aby się z nim kłócić. Może gdybyśmy nie byli sami i miałabym pewność, że nic mi nie zrobi. Ale na pewno nie teraz.

- Czego chcesz?

Nareszcie jego oczy spoczęły na mnie i to tak naprawdę na mnie a nie zatrzymały się na czymś niewidzialnym za mną.

- Ciebie. - niemal zakrztusiłam się powietrzem słysząc to jakże ,,romantyczne" wyznanie.

- Że co proszę?!

- Chciałbym kupić sobie twoje towarzystwo.

- A podobno ,,dziewczyny same wskazując ci do łóżka".- odpowiedziałam zgryźliwie.

Kocha, lubi, szanuje?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz