Rozdział 8

747 45 3
                                    

*Ash

Stałem ja słup soli podczas gdy Eva przyssała się do mojego ciała, próbując zwrócić na siebie uwagę. Czułem jak jej ręce niby przypadkiem zjeżdżając w stronę mojego krocza a potem również całkowicie przepadkiem ociera się o nie. Może i bym ją przeleciał gdyby nie moje zasady. A właściwie jedena: nigdy dwa razy z tą samo laską. Właśnie niszczyła mój plan, który był w tym momencie cholernie ważny dlatego też zamiast wykonać jakikolwiek ruch w jej stronę spojrzałem na Kate. Przez chwilę wyglądała na zaskoczoną a potem jakby nigdy nic zaczęła się śmiać. Miała miły, zaraźliwy śmiech co mnie zdziwiło bo wcześniej tylko mnie wkurwiał. Teraz to ja byłem zdziwiony. Dziewczyna wyglądała jakby kompletnie nie obchodziło ją, że właśnie widzi wtuloną we mnie inną laskę. Jej śmiech stał się jeszcze głośniejszy. Wyczułem jak głowa Evy podąża za moim wzrokiem i patrzy na Kate. Dziewczyna zasłoniła usta dłonią, aby się uspokoić i niewzruszona patrzyła na Eve.

- A to kto? - pytanie było skierowane do mnie. Tylko co odpowiedzieć? Milczałem wciąż patrząc na Kate, która szybko się otrząsnęła i pośpieszyła z odpowiedzią.

- Nikt. Nie przeszkadzajcie sobie - uśmiechała się przy lekko. Podeszła do mnie, wyciągnęła mi kluczę z ręki a na odchodnym poklepała mnie po ramieniu. Co?! Sam nie mogłem w to uwierzyć, zero zazdrości, zero podtekstów czy chociaż nawet nieudanych docinek. Najgorsze było jednak to, że brzmiała szczerze.

- Czekaj! - zatrzymała się przy drzwiach spoglądając na mnie jak na idiotę. Odepchnąłem od siebie Eve, która już prawie dobierała mi się do spodni. Nie czekając na jej reakcję chwyciłem Kate za rękę i przyciągnąłem do siebie. Próbowała się wyrwać ale unieruchomiłem ją w stalowym uścisku.

- To jest moje dziewczyna, Kate - zwróciłem się w stronę Evy. Obie spięły się na te słowa. Ta w moich ramionach cała zesztywniała natomiast druga, po chwilowym szoku zaczęła ciężko sapać. Rzucała przy tym mordercze spojrzenia w naszą stronę.

- Idź już. - starałem się zapanować nad emocjami, które w tym momencie rozsadzały mnie od środka. Wbrew temu co powiedziałem zbliżyła się do mnie i zaczęła gładzić delikatnie po ramieniu kompletnie ignorując Katie, która wytrwale siłowała się z moim ramieniem. Moja postać skupiła całą uwagę Evy dzięki czemu nie zwracała uwagi na walczącą dziewczynę.

- Przecież było nam ze sobą tak dobrze - zaczęła cicho. Jej druga ręka ponownie powędrowała do mojego krocza i je ścisnęła. Nie wytrzymałem. Odepchnąłem ją od siebie z taką siłą, że wylądowała na trawie. Byłem wściekły. Nie to za mało powiedziane. Jeszcze nigdy nie byłem tak wkurwiony. Zrobiłem krok w stronę kulącej się na ziemi dziewczyny, która na ten widok prawie się popłakała. Kate, którą wciąż obejmowałem była zmuszona zrobić go razem ze mną.

- Wypierdalaj! Nie chce cię tu więcej widzieć! Ani ciebie ani twoich koleżanek! - zrobiłem jeszcze krok, na co Eva szybko wstała i się odsunęła. Płakała ale miałem to w dupie. Popatrzyła na Kate.

- Nic dla niego nie znaczysz! Wykorzysta cię tak samo jak mnie i dziesiątki dziewczyn przed tobą! Zrobi z ciebie zwykłą dziwkę! - krzyczała przez łzy. Spędziłem z nią tylko jedną noc ale wydawała mi się spokojna i opanowana a teraz na jej słowa cały się zjeżyłem.

Zanim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć odwróciła się i zaczęła biec. Odetchnąłem z ulgą i momentalnie się uspokoiłem. Nigdy nie uderzyłem dziewczyny ale chwilę wcześniej byłem skłonny to zrobić. Rozejrzałem się, na ulicy nikogo nie było ale byłem pewien, że sąsiedzi mieli niezły ubaw oglądając to całe zajście. Firanka w domu na przeciwko poruszyła się delikatnie. Wiedziałem. Pytanie brzmi tylko czy mają odwagę zadzwonić po policję? Jakby nie patrzyć z boku wygląda to na porwanie i usiłowanie pobicia. Tak naprawdę to dziewczyna poszła ze mną z własnej woli, no prawie. Wcześniej przetrzymywałem ją bez jej zgody przez ponad tydzień i groziłem śmiercią jej bliskich. Dzień jak co dzień. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że wciąż trzymam przy sobie Kate. Lekko zmieszany rozluźniłem uścisk. Gdy tylko wyczuła swoją szansę wysunęła się z moich ramion i pobiegła w głąb ogrodu. Nie wiedząc co zrobić ruszyłem powoli za nią. Idąc rozglądałem się dokoła aby jej nie przeoczyć. Siedziała w kącie opierając się o ogrodzenie.

Kocha, lubi, szanuje?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz