13. Złe wieści.

8.5K 162 0
                                    

Kładziemy się do łóżka. Każdy trzyma się swojej połowy łóżka. Staram się nie kręcić, żeby go nie dotknąć.
- Eli możesz się ułożyć tak jak ci wygodnie.- Mówi szeptem Malc.
- Jest mi wygodnie.- Odszeptuję.
- Więc śpij.
- Dobranoc.
- Dobranoc słodka.
Westchnęłam i zamknęłam oczy. Chciałabym się do niego przytulić ale wiem, że nie mogę. Po jakimś czasie słyszę, że on już śpi a ja dalej próbuje zwalczyć pokusę odwrócenia się i przytulenia do niego.
W końcu sama zapadam w sen.
Budzi mnie potrzeba fizjologiczna. Otwieram oczy i stwierdzam, że nie jestem tu sama. Zamiast miękkiej poduszki mam twarde mięśnie klatki piersiowej. Jego ręką z kolei mnie przytula. Moja noga nie jest opleciona o kołdrę jak to mam w zwyczaju, zamiast tego spoczywa na twardym udzie dotykając równie twardego penisa. O matko. W chwili gdy sobie to uświadamiam robi mi się gorąco i serce przyspiesza a podbrzusze budzi się do życia. Oddech znacznie mi przyspieszył a  do ust napłynęła ślina jakbym miała przed sobą smaczne śniadanie. Ufff gorąco. Wstać czy nie? Potrzeba wzywa ale świadomość, że mogę się bezkarnie poprzytulać wygrywa. Leżę więc jeszcze chwilę i obserwuje jak Malcolm oddycha. Jak ma wyrzeźbioną klatkę i brzuch. Prawie nie jesteśmy przykryci kołdrą tak więc mam również dobry widok na jego poranny wzwód. Mam ochotę przejechać palcami po jego ciele ale jestem pewna że to by go obudziło dlatego tylko patrzę. Po około dwudziestu minutach dzwoni jego telefon a on się budzi.
Przytula mnie mocniej po czym całuje w głowę i się podnosi.
- Muszę to odebrać.- Mówi zachrypniętym głosem. Niechętnie się od niego odrywam a on odbiera.
- Hallo?......a cześć....tak ja....kurwa...dobra przekaże. Pewnie. Nie nie przyjeżdżaj damy radę. Tak przyjedziemy. Trzymaj się stary. Pa.
Skończył rozmawiać w trakcie i teraz też bardzo się spioł, po minie mogę stwierdzić, że coś się stało i strasznie boje się zapytać co.
Po chwili milczenia spogląda na mnie smutnym wzrokiem.
- Co się stało? Mów!
- Eli słodka moja.- Mówi dotykając czule mojej ręki.- Twoja mama nie żyje.- Nie żyje, mama nie żyje. O mój Boże jak to możliwe. Patrzę na niego i widzę jak coś mówi ale żadne dźwięki do mnie nie docierają. Próbuje złapać oddech ale nie mogę. W klatce czuje ucisk, w uszach mi szumi. Muszę wstać, iść, uciec. Tylko dokąd? Zaczynam się szarpać, chce wstać ale on mi nie daje.
- Eli, Eli. Spokojnie, oddychaj. Patrzę na mnie i oddychaj.- Ciągle się szarpie a oczy mam rozbiegane. Nie mogę się uspokoić.
- Puść mnie, muszę wyjść. Muszę....
- To nic nie da. Musisz patrzeć na mnie. Patrz na mnie i oddychaj.- Malcolm przytrzymuje mi nadgarstki w miejscu pulsu. Mówi spokojnie ale stanowczo. W końcu nabieram trochę powietrza. Płuca mnie palą a ciało mam jak z galarety. Jestem lepka od potu a w ustach mam sucho.- Już dobrze skarbie. Już dobrze.- Przytula mnie mocno do siebie a ja zaczynam normalnie oddychać.- Jestem tutaj, jestem przy tobie i zawsze będę. Tuli mnie jeszcze przez chwilę mówiąc uspokajająco. Po dłuższym czasie odsuwam się od niego. Patrzy mi w oczy. Pewnie chce sprawdzić czy zaraz znowu nie wpadnę w histerię.
- Już mi lepiej, przepraszam.- W końcu biorę porządny, głęboki wdech i spokojny, powolny wydech.- Jak to się stało? Co tam się stało?
- Spokojnie wszystko ci powiem ale może najpierw pójdziesz coś zjeść?
- Nie chce jeść ale masz rację. Spokojnie. Pójdę do toalety. Poczekaj na mnie na dole. Możesz zrobić mi kawę, proszę.- Mimo tego wszystkiego dalej muszę skorzystać z toalety, zresztą chyba lepiej chwilę się uspokoić za nim dostanę kolejną porcję złych wiadomości.
Idę do toalety po skorzystaniu i przemyciu twarzy zimną wodą, myję zęby. Wcieram w twarz krem patrząc na siebie w odbiciu. Mimo tak strasznej wiadomości nie widzę zmian w swoim wyglądzie. Nie czuję się też jakoś szczególnie inaczej. Właściwie sama nie wiem co czuję.
- Liv, czekam na dole, dobrze wszystko?- Słyszę głos Malca dobiegający z dołu.
- Tak. Już idę.- Patrzę na siebie jeszcze przez chwilę. Nie próbuje się do siebie uśmiechać ale nie mam też bardzo ustnej miny. Kręcę głową, wzdycham i schodzę na dół.
- Siadaj, tu masz kawę i tosta. Może jednak zjesz.- Siadam i biorę łyk kawy.
- Dziękuję, powiedz mi teraz jak to się stało i czy to tata cię powiadomił?
- Tak, dzwonił twój tata. Twoja mama popełniła samobójstwo.
- Aha ok.- Mówię bo chyba to jeszcze do mnie nie dociera.
- Eli. Wiem, że jest ci ciężko. Jeżeli będziesz czegoś potrzebować mów mi od razu.
- Zawieziesz mnie na zakończenie roku?- Dopiero teraz przypomniałam sobie o zakończeniu.
- Kurwa, zakończenie. Pewnie, że tak.
- Dobrze w takim razie pójdę się ogarnąć.
Wybieram komplet, który wcześniej kupiłam. Do tego czarne szpilki . Robię delikatny makijaż i rozczesuje włosy.
Nie zamierzam się rozczulać nad swoim życiem. Teraz mam zakończenie i na tym muszę się skupić.
Na dole dopilam kawę a Malcolm stał i cały czas mnie obserwował. Nawet gdy z torebki wyciągnęłam gumy do żucia i dwie z nich wzięłam do ust. Nawet gdy odpisywałam na wiadomość Mel, że też zaraz wychodzę i już się nieoge doczekać.
- Chodźmy bo się spóźnimy.- Mówię nie patrząc na niego.
Pod szkołą jest już masa ludzi. Idę z Malcolmem na dziedziniec za szkołą bo to właśnie tam odbędzie się zakończenie. Wszystkie laski patrzą na niego jakby chciały go schrupać ale co się dziwić tak właśnie jest i on i mój tata są bardzo przystojni. On natomiast wygląda jakby widział tylko mnie, co chwilę podnosi na mnie wzrok mimo, że ma okulary wiem, że patrzy na mnie z czułością. Chciałabym się do niego przytulić i pozostać tak dopóki koszmar związany z mamą się nie skończy.
Nie słucham przemowy dyrektora, uczniów a później kilku nauczycieli. Właściwie nie wiem co się dzieje. Jest mi słabo, duszno i mam ochotę wracać już do domu. Z otępienia wyrywa mnie szturanie koleżanek gdy mam wyjść na środek po odbiór nagród i dyplomów za udział w kilku konkursach. Silę się na kilka uśmiechów po czym wracam na miejsce. Po oficjalnej części idziemy do klas. Tam wychowawczyni wręcza nam świadectwa i prezenty, które przygotowała dla nas na koniec ostatniej klasy. Damska część klasy ryczy łącznie z panią. Ja natomiast zaciskam żeby bo wiem, że teraz nie mogę pozwolić sobie na takie emocje. Wzruszeniom i podziękowaniom nie ma końca ale w końcu się rozstajemy i każdy idzie w swoją stronę. Każdy będzie świętował w swoim gronie a ja na nic nie mam ochoty. Pewnie jeszcze dzisiaj pojedziemy do mojego rodzinnego miasta.

Przyjaciel ojca.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz