~29~

118 10 0
                                    

Cel Kapitana miał się ziścić niebywale szybko, bo już tydzień po akcji z rozwieszaniem plakatów. Steve zdradził nam to dopiero podczas kolacji dzień po tym, jak wrócił z Nowego Jorku. Bardzo się cieszyłam, że do tego dojdzie, bo choć sprawa nie dotyczyła mnie bezpośrednio, to widząc ekscytację mężczyzny sama czułam niepohamowaną radość.

Natasha była równie mocno, jeśli nie bardziej ode mnie, ucieszona z dobrych wieści. Pogratulowała Kapitanowi i obie zdecydowałyśmy się na gromkie oklaski i wiwaty. Z pewnością nie brzmiało to tak, jak ekscytacja tłumów na koncertach, ale w moich uszach ta reakcja była przyjemną symfonią lekkiego chaosu. Miałam dziwne ciepłe uczucie w sercu, jakby te dwie osoby stały się dla mnie jak namiastka rodziny lub przyjaciół.

W porywie chwili agentka wstała, aby uściskać Kapitana. Czułam, że ich relacja jest bardzo mocna i aż miło patrzyło się na ich wspaniałą przyjaźń. Wiedziałam, że ona jest dla Steve'a ogromnym wsparciem. W tym momencie zaczęłam się zastanawiać, co ja mogłabym dla niego zrobić. On wyrwał mnie z dobijających myśli, pomógł w treningu i robił wszystko, abym czuła się w Bazie jak najbardziej komfortowo. A ja? W moich oczach nie zrobiłam właściwie nic. Czułam, że chcę się mu odwdzięczyć, a to była dla mnie idealna okazja.

- Czy masz już transport na to spotkanie? - moje słowa zwróciły uwagę obojga. Kapitan nie miał pojęcia, do czego zmierzałam, najpewniej z nadmiaru emocji, ale czułam, że Natasha po chwili pojęła w lot, o co mi chodzi. - Jeśli nie, to mogę zostać Twoim szoferem. Magiczne wrażenia związane z przechodzeniem przez portal gwarantowane - zażartowałam.

Steve był na początku zdumiony moją propozycją, ale zaraz lekko się uśmiechnął.

- Dzięki, ale... przetransportujesz mnie z autem? Nie wiem, o której skończy się pierwsze spotkanie, a trochę trudno byłoby mi wrócić na piechotę.

- O to się nie martw. Zostanę z Tobą na spotkaniu i wrócimy razem tym samym sposobem - zaśmiałam się na jego słowa. Czułam, że nie chciał, abym 'marnowała mój czas', choć dla mnie wizja obserwacji i przysłuchiwania się terapii grupowej była co najmniej intrygująca.

- Będzie Ci się chciało specjalnie na mnie czekać? - spytał, a ja domyśliłam się, że nie chce robić problemu, dlatego wolałby jechać sam, choćby to miało oznaczać bardzo wczesną pobudkę, aby mieć czas na dojazd.

- Tak, jak najbardziej - powiedziałam lekko. - Zresztą... może jakaś część Twojego wykładu mi też się przyda - dodałam, uśmiechając się na wspomnienie naszej dłuższej rozmowy, która była początkiem tego, abym ponownie wstała na nogi.

- Myślę, że to świetny pomysł - dodała Natasha, która do tej pory w ciszy przysłuchiwała się naszej rozmowie. Uśmiechnęła się lekko w stronę Kapitana, a przenosząc wzrok na mnie puściła konspiracyjnie oczko. Jeśli mnie poparła, to był znak, że najpewniej również sądzi, że Steve'owi przyda się mentalne wsparcie na miejscu. W końcu ona nie mogła się z nim wybrać, gdyż cały czas koordynowała z Bazy Avengers działania innych superbohaterów.

- W porządku. W takim razie dziękuję - ugiął się mile zaskoczony moim uporem Kapitan.

- Nie ma za co - odparłam, w duchu już ciesząc się, że naprawdę będę mogła się na coś przydać. Może nie było to standardowe ratowanie świata, ani nawet naprawianie negatywnych skutków tak, jak to robił Steve, ale pomoc mu w tym przedsięwzięciu jawiła mi się jako o wiele ważniejsze zadanie niż to, co do tej pory robiłam w Bazie, czyli głównie treningi. Bo na co komu treningi, kiedy nie można użyć owych umiejętności w praktyce?

Hope Strange (Dr Strange/Marvel AU ff)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz