Po powrocie do Bazy praktycznie od razu zabraliśmy się do pracy. Nikt z nas nie próżnował. Wszyscy działaliśmy jak wtransie, najpewniej bardziej zajęci myślami o naszych możliwościach i prawdopodobieństwietego, że nam się uda, niż wykonywanymi czynnościami. Mimo dużej motywacji i chęci współpracy nie byliśmy do końca pewni co i jak zrobić. Osobiście miałam wrażenie, jakbyśmy działali niczym dzieci we mgle, bo chociaż każdy z nas próbował ukrywać swoje wątpliwości, to jednak niepewność wyzierała z oczu każdemu, nawet Bruce'owi, który starał się zająć logistyką i wydawaniem poleceń.
Na początku sądziłam, że na niewiele się przydam, jednak okazało się, że magiczna teleportacja mocno ułatwiała kwestię transportu ciężkiego sprzętu w odpowiednie miejsca.
– Dzięki, Hope! Bez Ciebie zajęłoby to nam z pewnością o wiele dłużej – powiedział Banner, kiedy zamknęłam portal prowadzący do podziemnego magazynu Bazy, w którym w końcu znaleźliśmy odpowiednie okablowanie. Właściwie przenoszenie sprzętu nie zajmowało nam tak dużo czasu, co samo szukanie wszystkich potrzebnych rzeczy po wielu różnych miejscach - od pracowni Bruce'a po małe sklepy z artykułami elektronicznymi.
– Nie ma za co. To nie tylko moja zasługa, ale nas wszystkich. Świetnie się z Wami współpracuje – odparłam, uśmiechając się i przenosząc wzrok na resztę. Każde z nich odwzajemniło mój uśmiech, aż zrobiło mi się cieplej na sercu. W takich momentach jeszcze bardziej odczuwałam, jak mocne więzi udało nam się wzajemnie utworzyć. Aż dziwnie pomyśleć, że jeszcze pięć lat temu byli dla mnie jedynie widmem osób, które znałam z własnej rzeczywistości, a więc w praktyce nieznajomymi będącymi nastawionymi w moją stronę w większości dość nieufnie. Czas jednak potrafi zmienić naprawdę wiele rzeczy.
– Dobra robota, kochani! Sądzę, że należy nam się chwila przerwy. My z Hope pójdziemy przygotować coś na ząb, a Wy idźcie się przebrać – zaproponowała Natasha, po czym złapała mnie pod rękę, gotowa do wykonania własnego planu. Już chciałam powiedzieć, że w sumie ja również chętnie bym się przebrała w jakieś luźniejsze ciuchy, ale po jej spojrzeniu i zachowaniu podejrzewałam, że chciała po prostu porozmawiać ze mną na osobności, stąd taki podział zadań.
– Dobrze. To spotykamy się za piętnaście minut w kuchni? – zapytał Steve, którego słowa bardziej brzmiały jak stwierdzenie, któremu należy jedynie przytaknąć. I tak rzeczywiście się stało, bo nikt nie wyszedł z jakkolwiek lepszą propozycją.
– Jasne – przytaknął Scott, a wszyscy zawtórowaliśmy lekko potakując głowami. Tuż po tym Bruce i Steve udali się do windy, a Lang odwrócił się na pięcie i zniknął we wnętrzu samochodu, który również udało nam się przeteleportować do wnętrza Bazy. My z Natashą ruszyłyśmy niespiesznie w stronę kuchni, a ja z każdym krokiem uświadamiałam sobie, jak bardzo zrobiłam się głodna.
Wiedząc, że żadna ze współpracujących osób nie odpuści w takim momencie i działa tak, jakby liczyła się dosłownie każda chwila, obie z agentką zadecydowałyśmy o tym, że na ten moment zrobimy przekąski, a na obiad przyjdzie jeszcze czas. Kilka minut później na talerzach leżał stos kanapek z różnymi składnikami, górka nadzianych na długie wykałaczki szaszłyków oraz miska pełna nachos i zrobionego na szybko sosu.
Byłyśmy na tyle głodne, że nie udało nam się wytrwać czekając na resztę towarzyszy. Zabrałyśmy się za jedzenie, delektując się przygotowanym prowiantem.
Z każdym kęsem czułam, jak mój głód znika. Do tej pory to on wybijał się na pierwszy plan, kiedy chwilowo mijało mi zaaferowanie działaniem zmierzającym ku urzeczywistnieniu niewiarygodnego planu Scotta. Teraz jednak stawałam się coraz bardziej najedzona, a znać o sobie dało inne uczucie - zmęczenie. Starałam się mu oprzeć, przywrócić swoją energiczną chęć działania, ale daremnie. Senność ogarniała mnie tak mocno, że oczy mimowolnie się zamykały, a ciało stawało się coraz bardziej bezwładne.
CZYTASZ
Hope Strange (Dr Strange/Marvel AU ff)
Fanfiction[Gdzieś w innej części Multiversum...] Hope wkracza w dorosłość, jednak nie jest ona łatwa. Tym bardziej, kiedy wychowujesz się bez ojca, a dzień przed urodzinami poważnie kłócisz się z mamą... Hope, mimo swojego wieku, zachowuje się infantylnie i c...