~17~

297 19 13
                                    

           Jego słowa były dla mnie jak cios w twarz.

           - Co? – zapytałam, mając nadzieję, że się przesłyszałam, jednak z tyłu głowy czułam, że całkowicie zdaję sobie sprawę z tego, co powiedział Kapitan. Mimo tego, że podczas tych dziwnych sytuacji wygarniałam sobie, że wbijam sobie do głowy coś, co mogłoby mnie chociaż trochę uspokoić, w związku z czym próbowałam wyzbyć się wszelkich złudzeń, to jednak pewne rzeczy robiłam zwyczajnie podświadomie. Najwidoczniej mój umysł starał się robić wszystko, żebym nie zwariowała, tym razem naprawdę. Dlatego właśnie nie przeszło mi nawet przez myśl to, że w tej rzeczywistości może być zupełnie inaczej niż w tej, do której należałam. Do tej pory byłam przekonana, że zniknęli wszyscy ci, o których wiedziałam, bo tak pokazywała moja ostatnia wizja sprzed kilku tygodni, jednak teraz zrozumiałam, jak bardzo się myliłam.

           Świat zawalił mi się na głowę, kiedy dotarło do mnie, że moja ostatnia deska ratunku tak naprawdę nie istnieje. Shuri zniknęła. Ja też widocznie powinnam.

           Zrobiłam portal, chyba po raz setny tego dnia. Cały czas uciekałam przed otaczającą mnie nową rzeczywistością. Bałam się zatrzymać, bo czas uciekał, a ja coraz bardziej oddalałam się od możliwości powrotu. Niestety kończyły mi się opcje. Coraz bardziej realne było widmo porażki, co wiązało się z zaakceptowaniem zaistniałej sytuacji i decyzją o tym, co począć dalej.

           Pojawiłam się w jednym ze ślepych zaułków korytarzy, gdzie znajdowały się pomieszczenia zawalone starymi sprzętami niezdolnymi do użytku, które mogłyby użyczyć części w razie potrzeby. Tak było przynajmniej w mojej rzeczywistości. W tej równie dobrze mógłby się tu mieścić pokój Kapitana Ameryki czy innego członka Avengersów, jednak miałam nadzieję, że tak nie jest. Potrzebowałam spokoju i dłużej chwili do namysłu. Byłam roztrzęsiona. Usiadłam, opierając się o ścianę, w momencie, kiedy zakręciło mi się w głowie. Ciało dawało mi znać o skrajnym wyczerpaniu fizycznym i psychicznym. Miałam wielką ochotę zasnąć i obudzić się w moim własnym łóżku, wśród znanych mi ludzi.

           Zacisnęłam mocno powieki.

           ~Proszę, niech okaże się, że zemdlałam na korytarzu, czekając na Shuri podczas alarmu! Jak tylko otworzę oczy, to znowu będę w moim miękkim łóżku... ~ zaklinałam w myślach, wbijając paznokcie w jedno z nielicznych odkrytych miejsc na moim ciele, czyli szyję. Pęta Atakamy intuicyjnie zakryły całe moje dłonie, tworząc grubą warstwę wokół dość ostrych płytek, tym samym uniemożliwiając mi naruszenia delikatnej skóry. Czułam się bezsilna. Jednocześnie byłam rozgoryczona zachowaniem artefaktu, a z drugiej strony wiedziałam, że działa na moją korzyść. Zawsze będzie mnie chronić, bo takie ma zadanie. W duchu dziękowałam ojcu i losowi, że Pęta trafiły w moje posiadanie. Były teraz jedyną po części żyjącą istotą, która nie była mi obca.

          W tamtym momencie dopadła mnie nostalgia. Wróciłam do wspomnień, tych dalszych i bliższych. Nadal tak bardzo tęskniłam za ojcem. Teraz mogłam tęsknić nawet za kumpelą ze szkoły, bo zwyczajnie nie miałam nikogo. Czułam się osamotniona, a czas przestał mieć dla mnie znaczenie. I tak już nie było sensu się spieszyć. Nie miałam nowych, błyskotliwych pomysłów na to, jak wrócić do domu. Dla wszystkich tutaj brzmię jak totalna wariatka, a nawet gdyby jakimś cudem ktoś mi uwierzył, jak chociażby Wong, to są małe szanse na to, że mi pomoże, nawet z samego faktu, że trafiłam tutaj przez przypadek i to za pomocą niezależnej ode mnie mocy Kamieni Nieskończoności. Idąc takim tokiem, jeśli kamartaski bibliotekarz nie wiedział, jak mi pomóc, a Shuri wyparowała, to odesłać do odpowiedniej rzeczywistości może mnie tylko osoba będąca w posiadaniu chociażby Kamienia Rzeczywistości. Jeśli ten świat jest światem równoległym, to najpewniej tą osobą jest Thanos.

Hope Strange (Dr Strange/Marvel AU ff)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz