Jego reakcja i brak odpowiedzi wytrąciły mnie z równowagi. Poczułam mocny ucisk w przełyku, a oczy zaszły mi łzami. Rozpacz pragnęła owładnąć mną na nowo, znajdując lukę w mojej spokojnej postawie, jednak ja nie zamierzałam się poddawać. Zacisnęłam powieki, wzięłam kilka głębokich wdechów i próbowałam się rozluźnić. Tylko spokój może mnie uratować. Nie mogę tak łatwo dać sobie zburzyć tego, co udało mi się wypracować w ramach przetrwania w obcej rzeczywistości. Abym wpadła na to, jak mogę wrócić do domu oraz nie przegapiła żadnej okazji, która się pojawi, aby tego spróbować, muszę być w pełni sprawności umysłowej. Nie czas na słabości.
Zastanawiałam się, co będzie kolejnym krokiem Kapitana. Czy znajdzie się ktoś, kto da radę skonstruować urządzenie do wytropienia Kamieni Nieskończoności? Jeśli Pan Tony oraz Shuri są nieobecni, to jedyną nadzieją może być pan Bruce Banner, jeśli on również nie rozsypał się w pył. Musiałam się jednak szybko zreflektować, ponieważ moja wiedza o rzeczywistości, w której się znajdowałam, była nikła i z pewnością nie miałam pojęcia, kto aktualnie stacjonuje w Bazie Avengers i kim są członkowie składu. Co prawda jak na razie wiele faktów pokrywało się z tymi, które znałam lub brzmiały one, jak zmodyfikowana wersja znanego mi świata, ale nie powinnam zakładać, że już wszystko rozszyfrowałam. Jak mawiał mój tata: „Kiedy idziesz w ciemności nie zamykaj oczu. Czasem ten jeden ruch pozbawia Cię ujrzenia tego, co wydaje Ci się oczywiste, a jeden promyk światła może poprowadzić Cię bezpiecznie do celu".
Dlatego też skupiłam się na pseudo-medytacji, układając w głowie wszystkie informacje, które do tej pory udało mi się zebrać.
Przerwało mi dopiero ciche pukanie do drzwi. Nie miałam ochoty otwierać, ponieważ spodziewałam się, kto stoi po drugiej stronie. Po moim smutku pozostał tylko lekki cień, bo reszta zamieniła się w coś na kształt złości na Kapitana, a pośrednio na własną naiwność w ludzką bezinteresowność, co mocno odczułam w tamtym momencie, kiedy irytacja zaburzyła mój spokój i równowagę. W końcu jednak zdecydowałam się pozwolić przybyszowi na wejście, zdając sobie sprawę z tego, że mój pobyt w tym miejscu nadal jest całkowicie zależny od decyzji Avangers. Nie byłam u siebie, więc nie powinnam zachowywać się tak, jakby cokolwiek mi się tutaj należało, łącznie ze świętym spokojem czy czymś więcej, niż dach nad głową, jedzenie i szacunek, co, trzeba przyznać, i tak było ponad standardy, w których przetrzymywani są zazwyczaj więźniowie.
- Proszę! – krzyknęłam, czując, jak moja natura wręcz tęskni za wolnością. Podporządkowanie czy zależność od kogokolwiek nie były w moim stylu i nie uważałam, że może się to zmienić. Mimo to robiłam coś wbrew sobie, zdając sobie sprawę z patowej sytuacji.
Po charakterystycznym dźwięku czytnika drzwi się uchyliły, a na progu pojawił się, jak można się spodziewać pan Steve. Nie wszedł on jednak do środka, a jedynie wychylił głowę i zwrócił się do mnie słowami:
- Chodź ze mną. – po czym bez żadnego wyjaśnienia cofnął się na korytarz i udał się w bliżej nieokreślonym kierunku. Dźwięk jego kroków, chociaż zdawał się to być chód dość wolny, powoli zanikał, co, mimo wszelkich moich awersji, które wręcz szturmowały mój umysł, zmusiło mnie do podążenia za nim. Chyba naprawdę skończył się czas na uprzejmości.
Dogoniłam go, jednak nawet nie próbowałam pytać, gdzie idziemy i w jakim celu. Wiedziałam, że jeśli sam mi tego nie powie, to najpewniej również nie udzieli mi odpowiedzi. Byłam już szczerze zmęczona tym, jak bardzo obcy w tej rzeczywistości był dla mnie każdy człowiek. Nie wiadomo, jak zareaguje, co powie, czego się po nim spodziewać, a jedyny ton, jaki wolno przybrać, to ten oficjalny. Wiedziałam, że jeśli nie uda mi się wrócić do domu, to zbudowanie więzi czy ułożenie sobie tutaj życia od nowa będzie nie lada wyzwaniem.
CZYTASZ
Hope Strange (Dr Strange/Marvel AU ff)
Fanfiction[Gdzieś w innej części Multiversum...] Hope wkracza w dorosłość, jednak nie jest ona łatwa. Tym bardziej, kiedy wychowujesz się bez ojca, a dzień przed urodzinami poważnie kłócisz się z mamą... Hope, mimo swojego wieku, zachowuje się infantylnie i c...