~39~

94 11 8
                                    

Nie minęło pięć minut od wyjścia mamy, a w sali zaczęły pojawiać się złote iskry zwiastujące portal. Na sam ich widok zastygłam w bezruchu.

Ponowne spotkanie z tatą wyobrażałam sobie od chwili, w której zniknął przez pstryknięcie Thanosa. Układałam w głowie przeróżne scenariusze, które zawsze zawierały w sobie element śmiechu i wielkiej radości. Łzy szczęścia owszem, pojawiały się, jednak jako delikatne zaznaczenie wzruszenia. W wyobraźni wiedziałam, co powiedzieć i jak się zachować, choć mniemane spotkanie zazwyczaj okraszałam poczuciem, że powinno być zupełnie niespodziewane.

Teraz wiedziałam, że tata się pojawi. Czekałam na niego, starając się poukładać w głowie wszystko, co chciałabym mu powiedzieć, jednak myśli wcale nie były posłuszne. Żaden scenariusz nie wydawał się sensowny lub urywał się nagle nie posiadając zakończenia. Nie mogłam przecież zakładać, że przewidzę wszystkie reakcje taty na moje słowa.

W tamtym momencie zdałam sobie sprawę, że nie potrafię przewidzieć nawet własnych odruchów, bo na widok sylwetki wychodzącej z portalu wzruszenie mocno ścisnęło moją krtań, z oczu popłynęły łzy, a z gardła wydobył się gwałtowny szloch. Nie byłam w stanie zatrzymać tego, co przez ponad sześć lat we mnie siedziało. Skumulowane, skrajne emocje znalazły swoje ujście, nie mogąc już zmieścić się w moim wnętrzu.

Wszelkie wyobrażania tej chwili prysły. Żadnych uśmiechów, bo nie potrafiłam nawet powstrzymać grymasu twarzy wykrzywionej płaczem. Wzniosłe słowa odpadły już na starcie, choć nieudolnie próbowałam cokolwiek wydukać. Wzroku taty nie mogłabym złapać, bo widok zasłaniały mi łzy, jednak nawet nie próbowałam tego zmienić. Było mi wstyd, za to, jak mocno zareagowałam, spuściłam więc głowę i starałam się uspokoić.

Moje silne emocje rozproszył dopiero dotyk na moich policzkach. Ze zdumienia udało mi się przestać płakać tak gwałtownie, dlatego mogłam dostrzec całą sytuację, której mimo wszystko domyślałam się po tym, co poczuły moje palce. Pęta Atakamy troskliwie wycierały łzy z mojej twarzy, jednocześnie przekazując ciepło, najpewniej z zamiarem pocieszenia w trudnej emocjonalnie sytuacji.

Wtedy usłyszałam głos taty.

– Widzę, że przywiązały się do Ciebie nie tylko w znaczeniu dosłownym. ­­­­– Zaśmiał się krótko.

Niepewnie podniosłam na niego wzrok, nadal wstydząc się swojego odruchu. Nie chciałam, żeby odebrał moje zachowanie, jako niedojrzałe lub przesadzone. Jego słowa jednak na nic takiego nie wskazywały, przez co poczułam się pewniej.

Kiedy dostrzegłam wyraźniej jego twarz nie mogłam uwierzyć, że naprawdę w końcu mogę go zobaczyć. To nie był obcy, choć bardzo do niego podobny, Stephen Strange z tamtej rzeczywistości. Jego oczy zdradzały to, kim dla niego byłam. Wydawały się niemiłosiernie zmęczone, ale radosne.

– Tak mi przykro, Hope, że nie mogłem przekazać Ci informacji o przyszłości, jakie dostrzegłem. Zniknąłem bez słowa, a Ty musiałaś borykać się z tym wszystkim sama – powiedział z powagą i skruchą w głosie.

– Mówisz, jakby to była Twoja wina, ale to nie prawda. Miałam wizję, wiem, co się stało tamtego dnia. Gdybyś miał szansę, na pewno jakoś byś mi przekazał, co ma się wydarzyć – zaprzeczyłam, bo zupełnie nie zgadzałam się z tym, co powiedział. Przepraszał mnie, ale jego poczucie winy było nieuzasadnione, przynajmniej z racjonalnego punktu widzenia. Aczkolwiek zdawałam sobie sprawę z tego, że sumienie często goni nas na podstawie wyidealizowanych oczekiwań. – Poza tym nie byłam sama. Był ze mną Wong... osoby powiązane z Avengers... Miałam kontakt telefoniczny z mamą. Zdecydowanie nie brakowało mi towarzystwa – wyjaśniłam, aby trochę go uspokoić, na co pokiwał delikatnie głową, choć nie wyglądał na w pełni przekonanego.

Hope Strange (Dr Strange/Marvel AU ff)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz