~15~

294 26 20
                                    

           Otworzyłam portal i po chwili znalazłam się w szpitalu, w którym pracowała moja mama. Był środek dnia, więc przy odrobinie szczęścia miałam nadzieję zastać ją na krótkiej przerwie na kawę. Szłam korytarzem, a ludzie zerkali na mnie krzywo, zapewne dziwiąc się moim ubiorem. Nie miałam zamiaru zwracać na to zbytniej uwagi. Przynajmniej pracownicy szpitala byli na tyle zabiegani, że ignorowali moją osobę, co całkowicie mi pasowało. Nowojorska anonimowość wśród tłumu. Na tyle imprez i zjazdów organizowanych w tym mieście niektórzy ludzie już przywykli nawet do wymyślnych strojów. Ale najwidoczniej nie w szpitalu i nie przez ludzi z zewnątrz. Tutaj uznawani byli tylko klauni, iluzjoniści i postacie z bajek.

           Od razu skierowałam się w stronę kantorka, który był niejako małą ostoją wśród tej całej bieganiny. Pielęgniarki i lekarze wpadali tam, żeby trochę odsapnąć i zebrać myśli. Miałam nadzieję, że spotkam tam kogokolwiek, kogo mogę kojarzyć. W przeciwnym wypadku będę musiała po omacku szukać mamy po salach, bądź pytać o nią lekarzy. Mimo wszystko nie chciałam robić zbędnego zamieszania, dlatego rozważałam też opcję powrotu do rodzinnego domu i poczekania na nią, aż wróci. Jednak czułam, że czekanie byłoby dla mnie wręcz destrukcyjne, dlatego w duchu błagałam o to, żeby miała dla mnie chwilę na rozmowę.

           Poczułam częściową ulgę, kiedy w drzwiach natknęłam się na ciemnoskórą koleżankę mamy, która od samego początku, kiedy mnie poznała, kazała mi na siebie mówić 'ciociu Betty'. Tak naprawdę miała na imię Bethany i pracowała z moją rodzicielką już od wielu lat. Chociaż była od niej o wiele starsza, to jednak dogadywały się niesamowicie dobrze. Według mnie ich relacja trochę przypominała tę matki i córki.

           - Przepraszam, nie widziała pani mojej mamy? – zapytałam prosto z mostu. Wiedziałam, że jeśli zacznę z nią zwyczajną rozmowę, to zostanę tu na dłużej. Betty miała zawsze dużo do powiedzenia, co ogólnie było pozytywne, ale w tym momencie nie ułatwiłoby sprawy. Na szczęście nie raz zdarzało się, że wpadałam bez zapowiedzi z różnych powodów: to zapominałam kluczy, to potrzebowałam pieniędzy na kino, dlatego wiedziałam co powiedzieć, żeby pokazać, że zależy mi na czasie.

           Ciemnowłosa spojrzała na mnie zdumiona, a jej wyraz twarzy był dość nieprzystępny i bardzo oceniający. Uznałam, że albo jest przemęczona, albo zwyczajnie mnie nie poznała. W końcu nie było mnie tutaj już ponad cztery lata. Mimo wszystko jakoś się pewnie przez ten czas zmieniłam.

           - A jak się nazywa Twoja mama? – spytała rzeczowo. Nie poznała mnie. Nie miałam zamiaru zawracać sobie tym głowy. Postanowiłam, że kiedy już naprawię relacje z mamą, to poproszę ją o to, żeby zaprosiła przyszywaną ciocię na herbatę. Wtedy będzie czas na pogaduchy.

           Przez chwilę poczułam się nieswojo mimo wszystko. Dziwnie się rozmawiało oficjalnie z osobą, z którą niegdyś było się na 'ciociu'.

           - Christine Palmer – po tych słowach rozszerzyła tylko oczy z niedowierzaniem tak, że zaczęłam się zastanawiać, czy może mama jednak nie wzięła sobie urlopu, a ja jestem zupełnie niedoinformowana. Czułam się z tym źle, że jako jej córka zupełnie nie wiem, co się z nią teraz dzieje. Wiedziałam, że muszę to naprawić.

           - Jest Pani pewna? – zapytała, jakby nie do końca wierzyła w to, co mówię. Jej ton głosu był pełen wątpliwości. Czułam się, jak w jakimś podchwytliwym teleturnieju, kiedy prowadzący pyta o ostateczność odpowiedzi. Byłam częściowo zmieszana, ale nie odpuszczałam.

           - Tak. Jest dzisiaj w pracy? – dopytałam, próbując trafić w źródło niepewności mojej rozmówczyni. Niestety jej wyraz twarzy zupełnie nie uległ zmianie. Nadal wyglądała na podejrzliwą, jakbym co najmniej kłamała. Czy pani Bethany choruje na sklerozę? W końcu jest już starszą osobą. Postanowiłam zapytać o to mamę później na osobności. Chciałam się już z nią zobaczyć i poczuć się w końcu tak, jak na stałym gruncie, a nie w dziwnej krainie snów, gdzie wszystko wywraca się do góry nogami i zupełnie nie idzie po mojej myśli. Najpierw portal prowadzący do pokoju, potem dom bez moich rzeczy, a teraz ciocia Betty zapomniała o moim istnieniu. Pragnęłam chwili normalności, czegoś, czego mogłabym się chwycić, co z pewnością trochę uspokoiłoby mnie wewnętrznie. Mogłabym nawet słuchać teraz wykładu mamy na temat niebezpieczeństw związanych z byciem 'magiem', co niechybnie czekało mnie w niedalekiej przyszłości. Wszystko, byleby nie ta obcość, która dziwnie mnie przytłaczała. A przecież to wszystko z pewnością wyolbrzymiałam. W końcu miałam do tego tendencję.

Hope Strange (Dr Strange/Marvel AU ff)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz