Obudziłam się dopiero rankiem następnego dnia. Tak przynajmniej wnioskowałam po promieniach Słońca wpadających do białego do granic możliwości pokoju. Chociaż czułam się jak najbardziej wyspana, to jednak nie pałałam energią i wigorem. W głowie nadal majaczyło widmo wydarzeń dnia poprzedniego, co nie dawało mi spokoju. Czy Mściciele będą w stanie mi pomóc? Czy kiedykolwiek uda mi się wrócić do mojej rzeczywistości? Nie miałam pojęcia. Właściwie nie byłam nawet pewna, czy ktokolwiek ma wystarczającą wiedzę i moc, aby wysłać mnie z powrotem. W końcu wszystko zależało od Kamieni Nieskończoności, a ich energii nie da się zastąpić żadną Ziemską technologią czy nawet magią mistyczną.
Leżałam tak, gapiąc się beznamiętnie w sufit i pozwalając sobie na coś na kształt lenistwa, choć z pewnością było to inne, znane mi już uczucie. Kolejny raz byłam niesamowicie zrezygnowana i bezsilna – zupełnie tak, jak po zniknięciu taty. Tamten moment był dla mnie tak dotkliwy, że pozwoliłam sobie na aż zbyt długą bezczynność. Zatapiałam się w smutku, zamiast działać. To tak, jakbym się poddała, a przecież jeszcze kiedyś nie znałam znaczenia tego pojęcia. Samo to, jak uparcie dążyłam do spotkania z tatą, chociaż czułam się zdradzona przez mamę i byłam na pozornie straconej pozycji. Albo jak usilnie i z zawzięciem starałam się robić postępy na treningach, chociaż szło mi jak po grudzie. A teraz leżę w bezruchu na łóżku, utwierdzając się w przekonaniu, że nie istnieje wyjście z tej patowej sytuacji.
~Tak być nie może~ uznałam, ściągając brwi w przypływie złości na swoją osobę. ~Muszę wziąć się w garść. Jeszcze nie wszystko stracone~
Chciałam w to wierzyć. Jednak nie było łatwo trwać w obcej rzeczywistości zachowując niezmierny optymizm zmieszany z nadzieją, a raczej wiarą w powrót do domu.
Usiadłam na łóżku. Czułam, jak moje ciało nadal drży od wewnętrznego strachu i innych negatywnych emocji. W końcu jednak udało mi się w pewnym stopniu uspokoić.
Wdech, wydech.
Powietrze przelatywało litrami przez moje płuca, kiedy starałam się brać głębokie oddechy. Tej metody nauczyła mnie kiedyś mama, kiedy jeszcze chodząc do szkoły miewałam wręcz paraliżujący stres przed spotkaniem z nauczycielami i rówieśnikami. O dziwo to naprawdę działało. Nie wiem, czy to przez większy dopływ tlenu do mózgu czy też samo przekonanie, że ta metoda jest skuteczna, a może przez to, że w tym momencie człowiek skupia się właśnie na oddychaniu, zamiast na czymkolwiek innym, co zaprząta jego myśli, jednak cieszyłam się, że mimo upływu lat ta zgoła prosta czynność nadal mi pomaga.
~Dzięki, Mamo~ powiedziałam w myślach, a na moje usta na chwilę wkradł się delikatny uśmiech. ~Zbyt pochopnie Cię osądziłam. Dużo się pozmieniało, ale jestem pewna, że jeszcze możemy to naprawić~ z taką nadzieją w sercu poczułam się troszkę lżej. Tym bardziej, że uświadomiłam sobie, że przecież wszelkie przykrości, których doznałam po zobaczeniu domu bez moich rzeczy czy podczas zdarzenia w szpitalu, należały do tej rzeczywistości i nie miały najpewniej zupełnie odbicia w moim świecie. Pierwsza cicha motywacja, aby wrócić do domu.
Postanowiłam zrobić sobie listę, aby znaleźć w sobie więcej siły na przetrwanie w obcym miejscu, co byłoby swoistym gradem mocnych kopniaków, pchającym mnie w stronę rozwiązania mojego problemu.
Muszę przywrócić tatę. Drugi powód.
Trzeci, to osoby, które zostawiłam w mojej rzeczywistości i najpewniej się o mnie martwią - Shuri, pan Tony, Natasha i przyjaciółka z byłej szkoły.
CZYTASZ
Hope Strange (Dr Strange/Marvel AU ff)
Fiksi Penggemar[Gdzieś w innej części Multiversum...] Hope wkracza w dorosłość, jednak nie jest ona łatwa. Tym bardziej, kiedy wychowujesz się bez ojca, a dzień przed urodzinami poważnie kłócisz się z mamą... Hope, mimo swojego wieku, zachowuje się infantylnie i c...