~6~

651 49 39
                                    

[Stephen]

- Musimy pogadać – powiedział stanowczo Wong.

- Ale teraz? – zapytałem zdziwiony. Próbowałem wyczytać z jego twarzy w czym rzecz, ale jedyne co zrozumiałem to to, że sprawa jest poważna. Westchnąłem przeciągle.

- No dobra.

Stanęliśmy na uboczu w miejscu, gdzie nikt nie miał prawa słyszeć naszej rozmowy. To jeszcze bardziej mnie zaniepokoiło.

- Co się stało?

- Ktoś kradnie książki z biblioteki – przymrużyłem oczy. Wiedziałem, że ostatnim razem to właśnie ja zabierałem lektury spod samego nosa Wonga. Od tamtej pory nikt nie odważył się podskakiwać bibliotekarzowi.

- Podejrzewasz któregoś z naszych adeptów? – spytałem patrząc w stronę ćwiczących osób.

- Tak. Jest tylko jeden problem.

- Jaki?

- Przeszukałem już pokoje każdego z nich i nic nie znalazłem.

- Myślisz, że to ja znowu...?

- Nie. Wiem, że to nie ty. Ale...

- Ale co?

- Jeszcze jeden pokój został nietknięty. Ten należący do Twojej córki.

- Co? Myślisz, że ona ukradła wszystkie te książki? Niby jak? Przecież nie nauczyłem jej magii! – uznałem jego słowa za absurd. Nie mogłem dopuścić do siebie myśli o tym, że popełniłem błąd i jakimś cudem udało jej się zdobyć niebezpieczną wiedzę.

- Może sama się nauczyła – spojrzałem na niego zdenerwowany – Jeśli jest taka zawzięta jak Ty...

- To nie to samo! – zaprotestowałem.

- Jeśli jesteś tego taki pewny, to sprawdźmy jej pokój – wahałem się. Nie chciałem naruszać jej prywatności. Jednak wiedziałem, że powinienem to zrobić dla zasady, no i, jeśli Wong ma rację, dla jej własnego bezpieczeństwa.

- W porządku – powiedziałem ponownie zerkając na tłum trenujących osób. Nieopodal siedziała Hope i przyglądała się im w skupieniu.

-------------

Postanowiłem ruszyć wprost do jej pokoju. Zdawałem sobie sprawę, że jawnie nie przyzna mi się do złamania zasad, na podstawie których miała tutaj zostać. Wiedziała, że za taki wybryk mogę wysłać ją z powrotem do domu Christine. Wolałem sprawdzić wszystko pod jej nieobecność. Byłem pewny, że dowiem się więcej niż z rozmowy. Przynajmniej teraz.

Przed wejściem spojrzałem jeszcze z niepewnością na Wonga. Ten tylko pokiwał głową na znak, że robimy tak, jak należy. Tak więc po chwili byliśmy już w środku.

Widok, jaki zastaliśmy zachwiał na moment moim światem. Na podłodze stało kilka stert książek o tajnikach sztuk mistycznych. Na szczęście żadna nie należała do tych związanych łańcuchami, które były przeznaczone tylko dla najbardziej wtajemniczonych.

Nie mogłem w to uwierzyć. W mojej głowie widniało tylko jedno pytanie: 'Jak?'.

- Popatrz – powiedział Wong wskazując najniższą kupkę. Leżał na niej przedmiot, który rozpoznałem bez problemu, a którego bym się tutaj nigdy nie spodziewał.

- Pierścień... – szepnąłem, po czym wziąłem go do rąk.

- Skąd to ma? Też ukradła? – w tym momencie sam próbowałem odpowiedzieć sobie na to pytanie. Moje myśli szukały jakiegoś punktu zaczepienia, bo trudno było mi uwierzyć w stuprocentową winę Hope. Książki z pewnością miała zamiar oddać, a pierścień? Czy naprawdę zabrałaby go komuś z premedytacją? Czemu nikt nie zgłosił zguby?

Hope Strange (Dr Strange/Marvel AU ff)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz