1

313 13 4
                                    

Jak co rano mama przygotowała mi śniadanie. Była dziś bardzo zestresowana. Nie wiedziałam czemu się tak zachowuje, ale nie chciałam pytać, żeby jej nie zdenerwować . Poszła na chwilę do mojego pokoju i wróciła z niego niosąc w ręku, małą torbe. Pociągnęła mnie za rękę odrywając od jedzenia.

- Za mną bachorze. Koniec mojej udręki z tobą.

Szarpnęła mnie i wsadziła na tył schodu trzaskając drzwiami. Kiedy już odpaliła samochód zaczęła coś mówić.

- Skończyło się. Nie będę się z tobą więcej urzerać. Gdyby nie ty moje życie potoczyłoby się zupeł inaczej. Teraz niech oni się z tobą męczyć.

Moja mama od zawsze była na mnie zła. Zawsze powtarzała, że jestem pomyłką i jej najgorszym błędem. Gdy przychodzili do niej znajomi to zawsze, kazała mi siedzieć cicho w pokoju. Nie okazywała mi nigdy miłości chodź starałam się jak mogłam. Pomimo tego, że miałam dopiero 5 lat to bardzo dużo rozumiałam. Nie byłam niestety podobna do mamy, byłam wręcz jej przeciwieństwem. Blada jak śnieg skóra tak samo jak włosy, rzęsy i brwi, tylko oczy miałam bladoróżowe. Włosy miałam lekko kręcone sięgające mi za ramiona. Ona była cimną afroamerykanką, różniłam się od niej. Może dlatego mnie nie lubiła.

Mijały godziny w ciszy, aż dojechaliśmy do jakiegoś lasu, a potem przez krętą  drogę do ogromnego białego budynku. Przypominał z wyglądu szkołę, stary budynek z dawno nie odmalowaną elewacją, tylko że tu było jakoś fajniej . Akurat teraz zaczął padać deszcze. Wysiedliśmy z samochodu. Położyła moją torbę przed ogromnymi drzwiami.

- Masz tu zostać dzieciaku.

Warknęła i popchnęła mnie tak, że się przewróciłam. Bolało. Ją to w ogóle to nie interesowało bo jedynie odwróciła się i po prostu odjechała zostawiając mnie samą na deszczu ubraną jedynie w białą sukienkę na ramiączka i tego samego koloru balerinki.

Stałam tak na deszczu kilka godzin wpatrując się w miejsce gdzie niedawno stała moja mama. Dziwne uczucie. Powoli zaczęło mi brakować nadzji, że wróci po mnie. Było mi strasznie zimno, był środek jesieni. Otuliłam się rękami i czekałam. Światła w budynku były pogaszone, więc nikogo pewnie w środku nie było.

Nie chciałam tak dłużej stać bezczynnie. Chciałam do domu,więc swoją małą rączką chwyciłam brzeg torby i mocno pociągnęłam. Niestety poślizgnęłam się i głośno upadłam raniąc się przy tym ostro w łokieć. Łzy poleciały mi z oczu, a z rany krew. Zaczęłam głośno płakać. Wtedy usłyszałam, że ktoś jest w środku i się zbliża. Drzwi się otworzyły, a w nich stanął jakiś mężczyzna. Ja odruchowo skuliłam. On ujrzawszy mnie przykucnął i obdarzył zatroskanym spojrzeniem.

- Witaj mała. Co tutaj robisz?

Nie odezwałam się ani słowem bo strach ogarnął moje ciało.

- Nie musisz się mnie bać. Nazywam się Charles Xavier,a ty?

Przez chwilę milczałam, ale zdecydowałam się odezwać.

- Rose.

- Tak, więc Rose zapraszam do środka. Takie małe dziewczynki jak ty nie powinny moknąć.

Wstałam z ziemi i poszłam za nim. Nadal się bałam, ale już trochę mniej. Byłam trochę oszołomiona. Szliśmy przez długi żółty korytarz. Co jakieś parę metrów z boków było widać jakieś drzwi. Na ścianach wisiały jakieś dziwne tablice. Jak ja bardzo chciałabym teraz umieć czytać. To miejsce jest jakieś dziwne. Coś w nim jest mi znajomego, ale sama do końca nie wiem co.

Dotarliśmy do czarnych podwójnych drzwi. Pan Xavier wszedł tam, a ja nie wiedząc co robić czekałam na korytarzu.

- Witajcie. Znalazłem przed wejściem znalazłem jakąś małą dziewczynkę. Była cała przemoczona, więc przyprowadziłem ją tutaj oto ona.

Odwrócił się, ale mnie tam nie było stałam przestraszona za drzwiami bojąc się ruszyć.

- Nie bój się pokaż się nam.

Usłyszałam czyjś głos, a potem kroki w moim kierunku. Zza drzwi wyłoniła się krótko ścięta pani o nieco ciemniejszej karnacji. Wyglądała na bardzo poważną. Wyciągnęła rękę w gescie zaproszenia do pomieszczenia. Posłusznie weszłam. Siedziało tam kilka osób, a szczególnie dwóch mężczyzn, którzy szczególnie przykuli moją uwagę. Pan, który mnie tu przyprowadził wskazał mi miejsce obok siebie, ale ja tylko pokręciłam przecząco głową. Bałam się każdej psoby6w tym pomieszczeniu. Najchętniej bym stąd uciekła.

- Powiedz nam Rose jak tu się znalazłaś.

Nie ruszyłam się ani ogronine z miejsca. Było mi zimno i serce waliło mi jak oszalałe

- Chyba się z nią teraz nie dogadamy. Ma może z jakieś 5 lat, więc pewnie nie wie gdzie mieszka. Myślę, że jutro będzie bardziej rozmowna.

Odezwał się Pan z dziwnie zaczesanymi włosami. Wyglądał spośród nich najgroźniej, ale ja się go nie bałam. Pewien kolega mamy wyglądał jeszcze straszniej.

- Nie masz się czego bać Rose. Ja nazywam się Storm, a to Logan.

Wskazała na tego dziwnego Pana.

- Tam siedzi jak zapewne wiesz Xavier, a tamten ponury to Erick.

Pokiwałam głową w geście zrozumienia. Storm podeszła do mnie i dokładnie się przyjrzała mnie.

- Chodź zaprowadzę cię do pokoju, a Pan Logan jutro przyniesie ci rzeczy . Rano powiesz nam coś więcej. Zgoda?

Kilka łez spłynęła mi po policzku na samą myśl, że nie będę nocować.

Spojrzenie Przeszłości Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz