27

68 4 0
                                    

Rana Rose powoli zaczęła znikać. Liz była bardzo skupiona, a Logan z każdą sekundą coraz bardziej słabł, aż w końcu upadł na ziemię bez sił. Xavier zajął się nim, a ja obiema kobietami. Ta starsza miała się dobrze. Po jej szaro-kremowej skórze ciekł pot. Gdyby nie świadomość, że jest doświadczona w tym co robi bałbym się. Podałem jej szklankę wody i posadziłem na jednym z krzeseł.

Pozostała jeszcze sprawa naszej kruszynki. Tętno wyraźnie przyspieszyło, a twarz odzyskiwała swój dawny blask. Wszyscy odetchneliśmy z ulgą.

- Dobra robota.

Wszyscy odetchnęliśmy z wielką ulgą. Baliśmy się o jej zdrowie. No może w mniejszej części Liz bo jej nie znała i była u nas dość krótko. Spojrzeli się na mnie pytającym wzrokiem.

- Mów co się stało.

- Rano nie było jej w pokoju. Na biurku znalazłem jakieś rysunki i zapiski. Diablo mi kiedyś o tym opowiadał. Podobno prowadziła dziennik snów. Na jednej z kartek pierwsze litery układały się w pewne zdanie. A mianowicie,, Zniszczę cie ". To nie było normalne. Poszukałem jej w szkole, ale jej nie było. Potem znalazłem ją całą zakrwawioną przy jednym z drzew.

Słuchali z wyraźnym zainteresowaniem. Logan zaciskał mocno pięści. Na 110% miał rządzę mordu w oczach, które zostawały zamknięte. Liz wtrąciła.

- Nie dowiemy się niczego puki ona sama nam tego nie powie. Pozostało nam czekać.

Siedzieliśmy tak w ciszy i czekaliśmy na jakikolwiek ruch.

                Perspektywa Rose

Ciało miałam jak z warty. Nie mogłam nic. Tkwiłam w pustce bez dna. Czas przestał dla mnie istnieć. Znowu jestem nieprzytomna. Zdaje sobie z tego doskonale sprawę. Nie mogłam totalnie nic zrobić. Czekałam tylko na nieuniknioną śmierć, którą niemal już czułam. Przed oczami mijały mi wszystkie chwilę spędzine z nimi. Zarówno te dobre jak i złe.

Myśląc nad swoim życiem jeden z boków mnie ostro zabolał. Uczucie było podobne do wbijania się noża. Może sprawdza powrócił chcąc sprawdzić czy żyje i postanowił mnie dobić?

Na powiekach poczułam światło. Ostrożnie i powoli je otworzyłam. Nie byłam w niebie, a w sali zabiegowej. Odwróciłam głowę do nich i cicho wyszeptałam.

- Gdzie ja jestem?

- Rose ty żyjesz.

Bestia podszedł do mnie z troską wymalowaną na twarzy.

- Co się stało?

-Znalazłem cię pół żywą leżącą obok jakiegoś drzewa. Myślałem, że nie żyjesz. O mój Boże tak się bałem.

Ostrożnie mnie przytulił. Odwzajemniłam jest i podniosłam się do pozycji siedzącej.

- Wujku musisz jak najszybciej zabezpieczyć szkołę. Ona przyszła po mnie i chce mnie zabić. Ich jest więcej.

- Kogo?

Zamknęłam oczy i pokazałam im twarze różnych ludzi. Na ich czele stała czarnoskóra kobieta w młodym wieku. Zaraz za nią czwóra mężczyzn. Iluzja zniknęła a ja ponownie zaczęłam mówić.

- Myślała, że nie żyje, ale gdy dowiedziała się, że żyje nie dała za wygraną. To jeden z nich na jej zlecenie wstrzyknął mi tą truciznę rok temu. Wczoraj osobiście przyszła mnie zabić, ale jej się to nie udało. Prawie ją miałam, ale ona zagrała nie czysto. Nie przewidziała jednak, że wiem o niej więcej niż myśli.

- Czyli ta postać na rysuknach to...

- Tak Bestio. Dlatego trzeba zabiespieczyć szkołę. Oni są niedaleko i do wszystkiego zdolni.

********

Cześć i czołem. Chyba nocne rozdziały wejdą mi w nawyk. Dziś rozdział dość dużo wnoszący do akcji. Zarówno wcześniej jak i teraz rozdziały były po części pisane z perspektywy Besti dla urozmaicenia. Standardowo zapraszam do komentowania i gwiazdkowania oraz pisania wiadomości prywatnych.

Do zaczytania

Spojrzenie Przeszłości Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz