Przecież to nie może być prawda!
-Wszystko okej?-popatrzył na mnie z troską na twarzy.
-Przecież jak spałam tydzień to dzieci nie jadły!-zaczęłam płakać. Nik nagle do mnie podbiegł i przytulił.
-Spokojnie nie płacz. Dziewczyny się nimi zajmowały przez ten czas.-zaczęłam głęboko oddychać żeby się uspokoić. Nagle drzwi się otworzyły.-o wilku mowa!-popatrzyłam i zobaczyłam Rose.
-Kochanie. Nic ci nie jest.-klękłam a córeczka do mnie podbiegła. Przytuliłam ją i łzy z powrotem zaczęły lecieć.
-Miamia tiy bylas rianna a njie jia.-popatrzyłam na nią.
-Ale ja się o siebie nie martwię. Tylko o ciebie i o twoją nową siostre.-popatrzyła na mnie zła.-złościsz się dlatego, że masz nową siostrę czy dlatego, że nie martwię się o siebie?-zapytałam zkołowana.
-Zlosce sjie dliatiego ze njie miartwisz sjie o siebie.-popatrzyłam się na nią z uśmiechem.
-Dobrze będę martwić się o siebie.-Rose się uśmiechnęła i mnie przytuliła jeszcze raz. Klaus powiedział mi coś na ucho.
-Wiem, że kłamiesz z tym, że będziesz się też martwić o siebie, ale z mojej łaski nie powiem twojej córce.-przewróciłam oczami i też powiedziałam cicho ironicznie.
-Jejku dzięki czuję się zaszczycona.-i popatrzyłam na niego spode łba.
-Oj no weź pierwszy raz robie coś dla kogoś.-serio? Ciekawe jak szybko będzie chciał czegoś w zamian.
-Dobra dobra. Niech Ci będzie.-Klaus się zaśmiał zwycięsko.
-I kto teraz przegadał ciebie?-podirytowałam się.
-Spadaj.-odwróciłam się do niego plecami obrażona.
-Serio się obrażasz?-popatrzył na mnie zaskoczony.
-Mhm.-założyłam ręce na piersi. Nagle Nik zaczął się znowu śmiać, ale tak szczerze. Rzadki widok. Ale miły...
-Dobra skoro tak. Sama się o to prosiłaś.-zaczął do mnie podchodzić. Ja zaczęłam się cofać i bać. Klaus był nieprzewidywalny.
-Co ty robisz?-zapytałam wystraszona.-cokolwiek chcesz zrobić, proszę karz mojej córce wyjść, nie chce żeby widziała jak robisz mi krzywde.-ręce mi się strasznie trzęsły.
-Jak chcesz. Hej Rose idź do kuchni bo za chwilę będzie obiad. Ja z twoją mamą zaraz przyjde dobrze?-popatrzyłam na córeczkę z uśmiechem. Sztucznym, ale nie było go widać bo ja dobrze udawałam.
-Diobzie!-pobiegła i zamknęła za sobą drzwi. Przęknęłam ślinę w gardle tak głośno, że Klaus zaczął się śmiać.
-Nie bój się. Nic ci nie zrobie. Przynajmniej jeśli chodzi o rany. Oczywiście fizyczne jak i psychiczne.-okej? To o co mu chodzi? Nagle się na mnie rzucił i spadliśmy na łóżko. Zaczął mnie łaskotać. Ja się tak niesamowicie darłam, że Klaus musiał zatkać mi usta ręką.
-D-dość! Błagam!-nalge przestał.
-Zgoda. Ale mogę spać koło ciebie.-aha. Mogłam się domyśleć, że nie zrobił tego z dobrej woli.
-Ech. Niech Ci będzie.-poddałam się. Nie wytrzymałabym dalszego łaskotania.
-Ha i kto znowu wygrał.-i po tych słowach się zdenerwowałam. Delikatnie go cofnęłam. Tak żeby wyciągnąć nogę do góry. I kopnęłam go w brzuch i to tak mocno, że wylądował na ścianie.
-Hahahahaha.-zaczęłam się strasznie śmiać.-mówiłeś coś o swojej wygranej?-popatrzył na mnie w szoku, ale i z szacunkiem. Zaimponowałam Klausowi Mikealsonowi. Nikt mnie nie przebije.
-Przyznaje jesteś sprytna. Ale to był fart adrenaliny i złości.-uśmiechnął się szyderczo.
-Nieprawda! Nie chcesz się po prostu przyznać do przegranej.-byłam zła, że uważał, że to był fart. Bo nie był! Ja potrafię być silna. I to nie raz.
-Szybko się złościsz kochanie. Wiesz, że złość piękności szkodzi? A jesteś bardzo ładna więc uważaj.-zaczął się śmiać.
-Odwracasz kota ogonem bo wiesz, że mam rację.-tym razem ja się zaczęłam śmiać.
-No dobra przyznaje pokonałaś mnie. Jesteś lepsza. Wystarczy?-popatrzyłam lekko na drzwi i zobaczyłam Kola, Rebekę, Freye, Hayli i Elahjie. Zaczęłam chichotać.-Co? Co cie dalej bawi?-popatrzyłam na niego.
-Odwróć się.-zrobił to co powiedziałam i był zszokowany.-przyznałeś właśnie przy rodzeństwie i Heyli, że jestem od ciebie lepsza i sprytniejsza.-wszyscy zaczęli się śmiać.
-Ych! Czemu podsłuchujecie!-popatrzyli się na Nika.
-Nawet jeśli byśmy nie podsłuchiwali i tak byśmy cie słyszeli.-Rebeka miała rację. To są wampiry. Musiał użyć by szałwi.
-Rebeka ma racje.-poparłam ją bo miała rację. Wiem jak to działa. Nie dość, że oglądałam to czytałam o tym. Klaus się na mnie popatrzył wrogim wzrokiem, ale nagle się uśmiechnął.-nie wolno ci ich sztyletować jeśli o tym myślisz.-popatrzyłam na niego zła.
-Jeśli ich zasztyletuje będziesz skazana tylko na mnie.-tylko nie to.
-Dlatego nie chce żebyś ich sztyletował.-dalej się szyderczo uśmiechał.
-Nie muszę się ciebie słuchać.-po tych słowach wyjął sztylet z kieszeni. Ja skoczyłam na niego i się poturlikaliśmy. Wkurzyłam się. Wzięłam łoma z podłogi. Nie wiem skąd się tam wziął, ale jestem wdzięczna, że tam był. Uderzyłam Klausa z całej siły w głowe. Stracił przytomność więc zabrałam mu sztylet.
-Ja wezme ten sztylet. Gdzie go dać jak na razie? Oczywiście mówie o Klausie.-popatrzyłam się na jego rodzeństwo.
-Miło było cię poznać Layla.-zastanawiałam się dosłownie przez chwilę co miał na myśli Kol, ale się zorientowałam.
-Nic mi nie będzie.-uśmiechnęłam się.
-Damy go do jego pokoju.-Elahjia jak zwykle spokojny. Podziwiam to w nim.
-Dobra. Pomóc wam go zanieść?-wsumie to ja go uderzyłam więc pasowałoby pomóc.
-Nie trzeba. Kol i Rebeka mi pomogą. Ty nakarm swoje dzieci.-no tak dzieci. Muszę się zastanowić nad imieniem dla drugiej córki.
-Dobra to ja idę do dzieci.-poszłam do dzieci i je nakarmiłam.-Rose jakby nazwać twoją siostrzyczkę?-popatrzyła na mnie i zaczęła myśleć.
-Miam! Mioże niazwiesz jią Samantia?-to był super pomysł. Ale moja córka zawsze umiała wymyślać imiona dla kogoś.
-A więc mała Samanta.-uśmiechnęłam się.-dobra kochanie czas spać.-wzięłam Rose na ręce 8 położyłam spać tak samo jak Samantę.
Po położeniu dziewczynek poszłam pod prysznic bo jakby nie było nie myłam się przez tydzień więc śmierdziałam. Kiedy skończyłam ubrałam na siebie piżamę i wyszłam z łazienki. Nagle coś mi przebiegło przed oczami.
-Aaaa!-ktoś zakrył mi usta dłonią.-Mmmmmm!-szarpałam się, ale na próżno. Był strasznie silny. Kiedy poczułam zapach wody kolońskiej zorientowałam się kto to. Mam przechlapane. Przecież ja go uderzyłam łomem!
-Masz i szczęście i pecha.-ocho. Źle to brzmi.-szczęście dlatego, że cie nie zabije a pecha bo obiecałem coś i dotrzymałem słowa.-uśmiechnął się szyderczo. O nie.
On wszystkich zasztyletował! Zostałam z nim sama... Ale zaraz. Co z Heyli. Przecież to matka jego córki Hope. Co on z nią zrobił...
****
Hej kochani! Wleciał kolejny rozdział, który mam nadzieję wam się spodobał. Mam informacje dotyczącą dalszych rozdziałów. Otóż jadę na tydzień od 14 sierpnia do 22 do rodziny i nie będę miała czasu robić rozdziałów. Ale obiecuje, że jak tylko wrócę to od razu wpadnie nowy rodział. Może uda mi się nawet zrobić jeden za drugim.Pamiętajcie, że gwiazdki i komentarze motywują mnie do dalszego pisania. Do zobaczenia w następnym rozdziale kochani!♥️
CZYTASZ
Dangerous Adventure/Klaus Mikealson
FantasyZnacie taką osobę, która pakuję się w kłopoty, ale w słusznym celu? Znacie taką osobę, która wiecznie cierpi, ale jest szczęśliwa? Jeśli znasz to możesz przeczytać z ciekawości a jeśli nie znasz to poznasz przez to opowiadanie.