Rozdział 6

207 5 2
                                    

Przecież to nie może być prawda!

-Wszystko okej?-popatrzył na mnie z troską na twarzy.

-Przecież jak spałam tydzień to dzieci nie jadły!-zaczęłam płakać. Nik nagle do mnie podbiegł i przytulił.

-Spokojnie nie płacz. Dziewczyny się nimi zajmowały przez ten czas.-zaczęłam głęboko oddychać żeby się uspokoić. Nagle drzwi się otworzyły.-o wilku mowa!-popatrzyłam i zobaczyłam Rose.

-Kochanie. Nic ci nie jest.-klękłam a córeczka do mnie podbiegła. Przytuliłam ją i łzy z powrotem zaczęły lecieć.

-Miamia tiy bylas rianna a njie jia.-popatrzyłam na nią.

-Ale ja się o siebie nie martwię. Tylko o ciebie i o twoją nową siostre.-popatrzyła na mnie zła.-złościsz się dlatego, że masz nową siostrę czy dlatego, że nie martwię się o siebie?-zapytałam zkołowana.

-Zlosce sjie dliatiego ze njie miartwisz sjie o siebie.-popatrzyłam się na nią z uśmiechem.

-Dobrze będę martwić się o siebie.-Rose się uśmiechnęła i mnie przytuliła jeszcze raz. Klaus powiedział mi coś na ucho.

-Wiem, że kłamiesz z tym, że będziesz się też martwić o siebie, ale z mojej łaski nie powiem twojej córce.-przewróciłam oczami i też powiedziałam cicho ironicznie.

-Jejku dzięki czuję się zaszczycona.-i popatrzyłam na niego spode łba.

-Oj no weź pierwszy raz robie coś dla kogoś.-serio? Ciekawe jak szybko będzie chciał czegoś w zamian.

-Dobra dobra. Niech Ci będzie.-Klaus się zaśmiał zwycięsko.

-I kto teraz przegadał ciebie?-podirytowałam się.

-Spadaj.-odwróciłam się do niego plecami obrażona.

-Serio się obrażasz?-popatrzył na mnie zaskoczony.

-Mhm.-założyłam ręce na piersi. Nagle Nik zaczął się znowu śmiać, ale tak szczerze. Rzadki widok. Ale miły...

-Dobra skoro tak. Sama się o to prosiłaś.-zaczął do mnie podchodzić. Ja zaczęłam się cofać i bać. Klaus był nieprzewidywalny.

-Co ty robisz?-zapytałam wystraszona.-cokolwiek chcesz zrobić, proszę karz mojej córce wyjść, nie chce żeby widziała jak robisz mi krzywde.-ręce mi się strasznie trzęsły.

-Jak chcesz. Hej Rose idź do kuchni bo za chwilę będzie obiad. Ja z twoją mamą zaraz przyjde dobrze?-popatrzyłam na córeczkę z uśmiechem. Sztucznym, ale nie było go widać bo ja dobrze udawałam.

-Diobzie!-pobiegła i zamknęła za sobą drzwi. Przęknęłam ślinę w gardle tak głośno, że Klaus zaczął się śmiać.

-Nie bój się. Nic ci nie zrobie. Przynajmniej jeśli chodzi o rany. Oczywiście fizyczne jak i psychiczne.-okej? To o co mu chodzi? Nagle się na mnie rzucił i spadliśmy na łóżko. Zaczął mnie łaskotać. Ja się tak niesamowicie darłam, że Klaus musiał zatkać mi usta ręką.

-D-dość! Błagam!-nalge przestał.

-Zgoda. Ale mogę spać koło ciebie.-aha. Mogłam się domyśleć, że nie zrobił tego z dobrej woli.

-Ech. Niech Ci będzie.-poddałam się. Nie wytrzymałabym dalszego łaskotania.

-Ha i kto znowu wygrał.-i po tych słowach się zdenerwowałam. Delikatnie go cofnęłam. Tak żeby wyciągnąć nogę do góry. I kopnęłam go w brzuch i to tak mocno, że wylądował na ścianie.

-Hahahahaha.-zaczęłam się strasznie śmiać.-mówiłeś coś o swojej wygranej?-popatrzył na mnie w szoku, ale i z szacunkiem. Zaimponowałam Klausowi Mikealsonowi. Nikt mnie nie przebije.

-Przyznaje jesteś sprytna. Ale to był fart adrenaliny i złości.-uśmiechnął się szyderczo.

-Nieprawda! Nie chcesz się po prostu przyznać do przegranej.-byłam zła, że uważał, że to był fart. Bo nie był! Ja potrafię być silna. I to nie raz.

-Szybko się złościsz kochanie. Wiesz, że złość piękności szkodzi? A jesteś bardzo ładna więc uważaj.-zaczął się śmiać.

-Odwracasz kota ogonem bo wiesz, że mam rację.-tym razem ja się zaczęłam śmiać.

-No dobra przyznaje pokonałaś mnie. Jesteś lepsza. Wystarczy?-popatrzyłam lekko na drzwi i zobaczyłam Kola, Rebekę, Freye, Hayli i Elahjie. Zaczęłam chichotać.-Co? Co cie dalej bawi?-popatrzyłam na niego.

-Odwróć się.-zrobił to co powiedziałam i był zszokowany.-przyznałeś właśnie przy rodzeństwie i Heyli, że jestem od ciebie lepsza i sprytniejsza.-wszyscy zaczęli się śmiać.

-Ych! Czemu podsłuchujecie!-popatrzyli się na Nika.

-Nawet jeśli byśmy nie podsłuchiwali i tak byśmy cie słyszeli.-Rebeka miała rację. To są wampiry. Musiał użyć by szałwi.

-Rebeka ma racje.-poparłam ją bo miała rację. Wiem jak to działa. Nie dość, że oglądałam to czytałam o tym. Klaus się na mnie popatrzył wrogim wzrokiem, ale nagle się uśmiechnął.-nie wolno ci ich sztyletować jeśli o tym myślisz.-popatrzyłam na niego zła.

-Jeśli ich zasztyletuje będziesz skazana tylko na mnie.-tylko nie to.

-Dlatego nie chce żebyś ich sztyletował.-dalej się szyderczo uśmiechał.

-Nie muszę się ciebie słuchać.-po tych słowach wyjął sztylet z kieszeni. Ja skoczyłam na niego i się poturlikaliśmy. Wkurzyłam się. Wzięłam łoma z podłogi. Nie wiem skąd się tam wziął, ale jestem wdzięczna, że tam był. Uderzyłam Klausa z całej siły w głowe. Stracił przytomność więc zabrałam mu sztylet.

-Ja wezme ten sztylet. Gdzie go dać jak na razie? Oczywiście mówie o Klausie.-popatrzyłam się na jego rodzeństwo.

-Miło było cię poznać Layla.-zastanawiałam się dosłownie przez chwilę co miał na myśli Kol, ale się zorientowałam.

-Nic mi nie będzie.-uśmiechnęłam się.

-Damy go do jego pokoju.-Elahjia jak zwykle spokojny. Podziwiam to w nim.

-Dobra. Pomóc wam go zanieść?-wsumie to ja go uderzyłam więc pasowałoby pomóc.

-Nie trzeba. Kol i Rebeka mi pomogą. Ty nakarm swoje dzieci.-no tak dzieci. Muszę się zastanowić nad imieniem dla drugiej córki.

-Dobra to ja idę do dzieci.-poszłam do dzieci i je nakarmiłam.-Rose jakby nazwać twoją siostrzyczkę?-popatrzyła na mnie i zaczęła myśleć.

-Miam! Mioże niazwiesz jią Samantia?-to był super pomysł. Ale moja córka zawsze umiała wymyślać imiona dla kogoś.

-A więc mała Samanta.-uśmiechnęłam się.-dobra kochanie czas spać.-wzięłam Rose na ręce 8 położyłam spać tak samo jak Samantę.

Po położeniu dziewczynek poszłam pod prysznic bo jakby nie było nie myłam się przez tydzień więc śmierdziałam. Kiedy skończyłam ubrałam na siebie piżamę i wyszłam z łazienki. Nagle coś mi przebiegło przed oczami.

-Aaaa!-ktoś zakrył mi usta dłonią.-Mmmmmm!-szarpałam się, ale na próżno. Był strasznie silny. Kiedy poczułam zapach wody kolońskiej zorientowałam się kto to. Mam przechlapane. Przecież ja go uderzyłam łomem!

-Masz i szczęście i pecha.-ocho. Źle to brzmi.-szczęście dlatego, że cie nie zabije a pecha bo obiecałem coś i dotrzymałem słowa.-uśmiechnął się szyderczo. O nie.

On wszystkich zasztyletował! Zostałam z nim sama... Ale zaraz. Co z Heyli. Przecież to matka jego córki Hope. Co on z nią zrobił...

                   ****
Hej kochani! Wleciał kolejny rozdział, który mam nadzieję wam się spodobał. Mam informacje dotyczącą dalszych rozdziałów. Otóż jadę na tydzień od 14 sierpnia do 22 do rodziny i nie będę miała czasu robić rozdziałów. Ale obiecuje, że jak tylko wrócę to od razu wpadnie nowy rodział. Może uda mi się nawet zrobić jeden za drugim.

Pamiętajcie, że gwiazdki i komentarze motywują mnie do dalszego pisania. Do zobaczenia w następnym rozdziale kochani!♥️

Dangerous Adventure/Klaus MikealsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz