Rozdział 22

92 4 0
                                    

Obmyślamy plan już od godziny. Po kolei staramy się przewidzieć każdy ruch żeby nie okazało się to błędem.

-Dobra. To jeszcze raz. Layla musisz do nich przyjść i musisz żądać pokazania swoich dzieci. I mówisz że dzieci mają być żywe bo inaczej wogóle im nie pomożesz. Kiedy pokażą już twoje dzieci to powiedz żeby je rozwiązały. Kiedy je razwiążą to na pewno pobiegną do ciebie. Klęknij i przytul je. Wtedy my wchodzimy i atakujemy je. Zabierzesz dzieci dalej od bijatyki żeby nic im się nie stało.-Klaus chce mówić dalej ale mu przerywam.

-A jak dam dzieci w bezpieczne miejsce to mogę wam pomóc walczyć?-wszyscy na mnie patrzą.

-Zwariowałaś?! To jest zbyt niebezpieczne!-patrzę na Nika z poważną miną.

-Chcę pomóc. Nawet Cami walczy mimo że jest człowiekiem! A ja Jestem wilkiem i czarownicą więc sobie poradzę!-Rebeka podchodzi do mnie i chwyta mnie za ramię.

-To dla twojego dobra. A Cami nie będzie walczyć. Ona ma pomóc wyjść tobie i dzieciom bezpiecznie z budynku.-warczę pod nosem ale wzdycham.

-Okej. Niech wam będzie. Pójdę z Cami i dziećmi w bezpieczne miejsce.-krzyżuję ręcę na piersi trochę zła.

-Oj nie gniewaj się.-Rebeka mnie przytula i głaszcze po głowie.-jest jeszcze jeden powód dlaczego nie chcemy żebyś walczyła. Masz 17 lat co znaczy że jesteś dzieckiem. Nie chcemy cię po prostu narażać.-wzdycham i przytulam ją.

-Dobrze rozumiem.-Rebeka uśmiecha się i odsuwa.

-Okej! To kiedy masz się z nimi spotkać?-myślę.

-W liście pisało że dzisiaj o godzinie 17.-patrzę na zegar.-Cholera to za 10 minut! Muszę lecieć!-biorę bluzę i szybko ją zakładam. Ubieram buty.-do zobaczenia!-wybiegam z domu i biegnę na miejsce spotkania.

Staję przed budynkiem i patrzę na telefon. Za 5 minut jest 17. Jako wilk potrafię dość szybko biegać. Pomogło mi to. Biorę głęboki oddech i wchodzę do środka. Rozglądam się i słyszę ciszę.

-Halo? Jesteście tu? Miałyśmy się tu spotkać.-słyszę kroki zbliżające się w moją stronę. Odwracam się i widzę Aurore.

-Proszę. Przyszłaś? No tak. Twoje dzieci. Boisz się o nie. Jakie to smutne. Żeby w wieku 16 lat zostać zgwałconym i zajść jeszcze w ciążę. Musiałaś mieć pecha.-Aurora śmieje się złośliwie.

-Zamknij się.-patrzę na ziemię ze łzami w oczach przez wspomnienie.-nienawidzę tamtego dnia ale i jednocześnie kocham tamten dzień. Jak dowiedziałam się że jestem w ciąży to byłam szczęśliwa. Nigdy nie żałowałam że urodziłam Rose. Kocham ją całym sercem. A że ciebie nikt nigdy nie kochał to nie moja wina. Ale to jest przykre.-uśmiecham się do niej złośliwie. Widzę Aurorę całą czerwoną ze złości.

- Nie masz prawa tak mówić!-warczy i podchodzi do mnie ale ktoś ją zatrzymuje. I to była Geneviev.

-Uspokój się. Ona jest nam potrzebna wiesz o tym. Nie zrobisz jej krzywdy jasne?-Aurora coś męczy pod nosem.

-Zgoda.-patrzą na mnie obydwie.

-Więc wiesz po co cię tu ściągnęłyśmy.  Chcemy żebyś zabiła Klausa.-patrzę na nie.

-Najpierw chcę zobaczyć moje dzieci. Całe i zdrowe.-krzyżuję ręcę na piersi. Obydwie patrzą na siebie.

-Zgoda.-Geneviev spogląda na Aurorę.-idź po dzieci.-Aurora męczy i idzie po moje dzieci. Po chwili z nimi wraca. Patrzę i widzę że nie mają na sobie krwi ani zadrapań.

-Rozwiążcie je. Proszę. Chcę żeby poszły do domu.-Geneviev kiwa głową i pokazuje Aurorze żeby je rozwiązała. Aurora rozwiązuje je.

Klękam i wyciągam do nich ręcę.

Dangerous Adventure/Klaus MikealsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz