|1|

1.5K 34 16
                                    

Wendy Darling

Opierałam się właśnie o jeden z parapetów szkolnych, od czasu do czasu okręcając kosmyk włosów wokół palca. Byłam średniego wzrostu szatynką, z lekko kręconymi włosami. Miałam smukłą twarz i mało widoczne piegi. Moje oczy były koloru zielonego, właśnie wpatrywały się w widok za szybą. Za oknem grzało słońce, a lekki wiatr wstrząsał liściami drzew. Marzyłam tylko o tym aby wyjść w końcu z tego budynku grozy lub wariatkowa, jak kto woli. Naszczęście w odpowiednim momencie zjawiło się moje zbawienie.

- Wendy! - usłyszałam krzyk Max z drugiego końca korytarza. Kątem oka zobaczyłam jak idzie w moją stronę. Max była moją najlepszą przyjaciółką, znałyśmy się od czasów przedszkola. Zawsze stała za mną murem. Jestem jej za to wdzięczna. Miała ona rude włosy i zielone oczy.

- Nie krzycz tak - powiedziałam gdy Max do mnie podeszła. Zignorowała moją wypowiedź i pociągnęła mnie za rękę. Jestem już przyzwyczajona do takich zachować ze strony Max także szłam spokojnie za nią. Gdy wyszliśmy na dwór gdzie było mniej ludzi, zatrzymała się.

- Coś się stało?

- Proszę - wydyszała po czym wręczyła mi torbę z czymś w środku. Usiadłam na najbliższej ławce i otworzyłam podarunek. Był to średniej wielkości szkicownik z małym zestawem ołówków. Właśnie w tej chwili zorientowałam się że dzisiaj są moje 17-ste urodziny.

Darling idiotko, zapomniałaś o własnych urodzinach

- Wszystkiego najlepszego - odrzekła Max wyrywając mnie z chwilowego zamyślenia - podoba się? - spytała mnie chociaż wiedziała, że będę zadowolona. Zresztą jak bym mogła nie być? Skoro jakiś czas temu pytała mnie co chcę na urodziny.

- Jasne, jest świetny - uśmiechnęłam się do niej.

- Powiedz mi tylko po co tak się zachowywałaś, skoro chciałaś mi dać tylko prezent? - Max zawiesiła się szukając chyba dobrej odpowiedzi, a ja w duchu chichotałam z niej

Jak ja ją uwielbiam!

- Cóż...chciałam żebyś myślała, że coś się stało. Byłam ciekawa twojej miny gdy byś się dowiedziała o co chodziło - uśmiechnęła się nerwowo i kontynuowała - jak widać zawsze twoja mina wyraża obojętność - wzruszyła ramionami. Bez namysłu walnęłam ją w ramię

- Ej, a to za co?! - odpowiedziała masując sobie przy tym ramię

- Ty już dobrze wiesz za co. - uśmiechnęłam się i po sekundzie obydwie zanosiłyśmy się śmiechem. Tak głośnym, że niektórzy ludzie zaczęli dziwnie się na nas patrzeć.

- Dobr- - zaczęłam mówić jednak nie było mi to dane skończyć, ponieważ przerwał mi dzwonek na lekcję. Pożegnałam się z Max i rozeszłyśmy się w swoje strony. Niestety Max jest na Mat-Fiz, a ja na humanie. Tak czy siak mamy lekcję w tym samym budynku, więc widzimy się na przerwach.

Doszłam szybko do klasy jednocześnie chowając prezent od Max do plecaka. Nie było jeszcze nauczyciela, więc spokojnie usiadłam w swojej ławce i czekałam aż zacznie się kolejna nudna lekcja. Tak właśnie minęła mi połowa dnia. Nudno i zwyczajnie. Gdy skończyłam lekcje poszłam od razu do domu. Mieszkam w dość dużym budynku, który znajduje się w Londynie. Po przekroczeniu progu drzwi mojego domu i wysłuchaniu życzeń urodzinowych od braci, weszłam do pokoju. Po upływie krótkiej chwili wyjęłam szkicownik wraz z ołówkami i położyłam je w honorowym miejscu na biurku, a następnie zaczęłam odrabiać lekcje. Wolę to mieć już z głowy, bynajmniej zanim rodzice wrócą.

 Władca Nibylandii Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz