|15|

441 20 34
                                    

Dla tych którzy nie ogarniają kiedy się dzieje akcja: jest Maj. Tak tylko piszę ;]

- Co się gapicie? - syknął Peter, podchodząc do nas z Felixem i Ethanem.

- To jest ten pospolity bad boy z drużyny koszykarskiej - szepnął mi Zane, tak abym tylko ja usłyszała. Oczywiście mu to nie wyszło.

- Co ty tam mamroczesz? - powiedział Peter, mróżąc oczy które skanowały twarz Zane'a.

- Ale, że mua? - podniósł ręce w geście obronnym Zane.

- Sra, dorośnji chłopcze - cmoknął w powietrzu Peter, kręcąc z niezadowoleniem głową. Śmiesznie to brzmi z jego ust, dodatkowo wiedząc, że Peter brzydzi się dorastaniem.

- Odezwał się ten dorosły - burknął Ethan, na co Pan spojrzał na niego z mordem w oczach.

- Jestem starszy niż twoja matka, twój dziadek, twój pradziadek i prapradziadek razem wzięci. Także ryby i chłopcy głosu nie mają - odrzekł Pan Wielkie Ego, na co Ethan przewrócił tylko oczami. O mój Boże, ile on musi mieć lat.

- To jakim prawem jeszcze się odzywasz? - zapytałam. No przecież sam wspominał, że chłopcy głosu nie mają.

- Ja w odróżnieniu od chłopców, jestem mężczyzną - odpowiedział, wypinając dumnie pierś. Nie kontrolowałam tego w którym momencie zaczęłam się głośno śmiać. Zaraz po mnie dołączyć też Zane, Nathan i Matt. Jeff się śmiał, ale nie tak głośno, a Felix z Ethanem powstrzymywali się od parsknięcia.

- Co się śmiejecie, to sama prawda - powiedział. Ta, a moją matką jest Królowa Elżbieta.

- Zaraz się posikam ze śmiechu - ryknął Matt, śmiejąc się strasznie głośno. Trzymał się jedną ręką za brzuch, a druga podpierał się żeby nie spaść plecami na Jeffa, który był za nim.

- Chwila moment, nie będziesz mi tutaj zaznaczać swojego terenu - rozbrzmiał pretensjonalny głos Petera. Widać było że też jest mu do śmiechu, ale nie chciał dać tego po sobie poznać.

- Już dawno go zaznaczyłem - westchnął z dziwnym rozmażeniem Matt.

Jak miło wiedzieć że siedzę teraz na ziemi, którą prawdopodobnie oszczał mój kumpel

- Oszczędź szczegółów - powiedział Ethan, nie ukrywając obrzydzenia.

- Ty srasz i ja nie mam problemu - wzruszył ramionami Matt.

Czy my musimy rozmawiać o potrzebach fizjologicznych człowieka? Pomocy. Jestem w gronie dziwnie zachowujących się chłopaków.

- Dobra, skończmy temat - wtrącił się Felix, pierwszy raz w rozmowie. Dzięki Felix za wybawienie nas z tego tematu.

- Chcecie może potrenować? - zapytałam moja ekipę: czyli Zane'a, Matta, Jeffa i Nathana.

- Tak, przy okazji cię popilnuje - odparł Peter, uśmiechając się krzywo. Spojrzałam na niego zimnym wzrokiem. Bynajmniej takim, który ja uważałam za zimny, ale chyba nie wyszło.

- Nie mówiłam do ciebie - prychnęłam, na co też się jeszcze bardziej uśmiechnął. Co za psychol.

- No cóż słońce, będziesz musiała wytrzymać - powiedział i mrugnął do mnie prawym okiem.

Słońce?

- Po prostu chodźmy już wszyscy na ten trening - mruknęłam, po czym wstałam z resztą i udaliśmy się na miejsce do ćwiczeń. Gdy już tam byliśmy nie było nikogo. Wiatr lekko zaczął wiać w włosy, dając przyjemne ochłodzenie. Nabrałam ochotę na lody, takie dobre i zimne. Kurde, może da radę jakoś zrobić o ile są tutaj owoce.

- Peter, macie jakieś owoce na wyspie? Takie jadalne? - zapytałam, patrząc jak podchodzi po dwa drewniane miecze. Ten spojrzał się zbity w tropu.

- Oczywiście że mamy, a co ty chcesz? - spojrzał na mi w oczy, podchodząc bliżej. Automatycznie się cofnęłam, nawet tego nie kontrolowałam.

- Chciałam zrobić może jakieś dobre lody, co macie?

- Nie wiem w sumie, chyba Alex zajmuje się roślinami i ktoś tam jeszcze - machnął ręką od niechcenia - napewno mamy truskawki.

- Idealnie, truskawkowe lody - na samą myśl o nich cieknie mi ślinka. Niestety, muszę odłożyć jedzenie na później. Oblizałam usta i złapałam drewniany
miecz, który żucił mi Władca Nibyladni.

- Chcesz się ze mną bić? Przecież nie mam szans - burknęłam głośniej, na co przewrócił oczami. Szybko rozejrzałam się bo ćwiczących.

Matt rzucał nożami do drzewa. Jeff strzelał z łuku. Zawsze chciałam strzelać, będę musiała spróbować. Ethan walczył na drewniane miecze z Felixem, całkiem niedaleko nas. Zane robił brzuszki, a Nathan uderzał w worek treningowy.

- Najpierw trochę poćwiczymy, nauczę się różnych technik i te sprawy. Wiem, że nie umiesz walczyć - powiedział i zaczęliśmy trening. Pokazywał mi uderzenia, oraz w jakie punkty w ciele najlepiej uderzać by zabolało. Zrozumiałam jak pracować dobrze mieczem i ciałem, oraz jaka powinna być prawidłowa postawa nóg. Nie wierzę że to mówię, ale naprawdę mi pomógł.

Gdy już skończyliśmy byłam zdyszana. Było mi gorąco, pomimo że było już praktycznie ciemno, przez co wiatr wiał mocniej. Szybko napiłam się wody, którą zauważyłam obok drzewa.

- No, robisz postępy Darling - zaśmiał się Pan. Zerknęłam na niego. Jakim prawem on nawet ani trochę nie jest zmęczony? Ze mnie dosłownie leją się siódme poty, a moja bluzka jest strasznie mokra. On nawet jednej kropli potu nie ma.

Domagam się sprawiedliwości

- Dzięki - westchnęłam, wycierając sobie usta o rękę - chyba - dodałam i usiadłam pod drzewem. Peter zdążył już gdzieś pójść, a ja musiałam sobie trochę odpocząć.

Zaczęłam myśleć o Max i braciach, oraz o rodzicach. Ciekawe co u nich? Jak im się żyje? Czy może zauważyli, że mieli córkę? Nie wiem. Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi. Na razie i tak nic z tym nie zrobię, więc muszę tylko siedzieć i czekać. Z każdą kolejną sekundą byłam coraz bardziej zmęczona. Widok zaczął mi się rozmazywać, a moje powieki się do siebie kleiły. Pomimo tego, że nie chciałam zasypiać w takim miejscu, pokusa snu była większa. Zamknęłam oczy i pozwoliłam sobie na sen. Ostatnim co poczułam, były ręce które oplotły moje ciało.

Aloha

Znów jakiś krótki rozdział, muszę zacząć dawać dłuższe. I wybaczcie za błędy...

Przynajmniej w końcu coś się zaczyna dziać!

To na tyle: widzimy się w kolejnym rozdziale!

Tola :]

 Władca Nibylandii Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz