|35|

392 19 40
                                    

Był wieczór, niebo powoli nabierało pomarańczowego odcienia. Stałam na drewnianych deskach w Porcie Re'Tier. To dzisiaj.

Opuszczamy wyspy Artemidy.

Odkąd obudziłam się w zamku trochę się zadziało. Artemida uhonorowała nas nagrodą, której zdecydowanie nazwy nie jestem w stanie zapamiętać. Alex też dostał nagrodę, jednak postanowiliśmy zabrać ją razem z nami do domu. Na koniec Królowa chciała też abyśmy przemówili do ludzi (o ile tak można nazwać te stworzenia), ale skutecznie ubłagaliśmy ją by tego nie robić.

Naszczęście Artemida była tak miła i zafundowała nam statek oraz właściwie wszystko czego potrzebujemy aby wrócić do siebie.

- Może księżniczka raczy pomóc, co? - zapytałam Petera, widząc jak ten się obija i nie nosi skrzynek na statek. Razem z nami miała płynąć załoga, między innymi ze względu na to, że nikt z nas nie umie sterować tak dużym statkiem.

- Gdyby był tu dzwoneczek, to już ten statek by latał - odparł, irytując mnie tak jak potrafi to robić tylko on.

- Dzwoneczek? - zapytałam, nie rozumiejąc o kim mowa.

- To moja przyjaciółka - odparł. Przyjaciółka? Pan ma inne koleżanki?

Co cię to?

- Daj spokój Wendy, Peter nadal wolny. Dzwoneczek to wróżka, ale trzeba przyznać, że gdyby była większych rozmiarów... - nie dokończył Zane, widząc wzrok zielonookiego - No w każdym razie, nie musisz być zazdrosna.

- Wcale nie jestem - odwróciłam się, już na nich nie oglądając, jednak gdzieś na policzkach poczułam rumieńce, a na plecach wzrok pewnego wrednego chłopca który nigdy nie chciał dorosnąć.

***

- O...Aurora, płyniesz z nami? - spytałam zdziwiona widząc dziewczynę na statku, na co ta uśmiechnęła się miło.

- Polubiłam was i myślę, że jeszcze mogę się przydać. Może zostaniemy przyjaciółkami - uderzyła mnie lekko łokciem w bok, następnie się przybliżając do mojego ucha - Tak szczerze to już dawno chciałam się wyrwać z tej wyspy, a akurat jest okazja - odsunęła się odemnie, puszczając mi oczko.

- No tak, to musiało być uciążliwe - zaśmiałam się.

Nagle podszedł do nas Nathan, który szybko zabrał Aurorę nawet się ze mną nie witając. Okej?

Nie przejmując się zbytnio zachowaniem chłopaka podeszłam do naszego kapitana statku. Kapitan Phillips Roger to brodaty mężczyzna w podstarzałym wieku. Nie posiadał kciuka w lewej dłoni, ale tak po za tym nic mu nie było.

- Wendy Darling jak mniemam? - ukłonił się lekko, zdejmując charakterystyczny dla kapitanów czarny kapelusz na powitanie. Dla kapitanów z dawnych lat rzecz jasna.

- Owszem. Można mówić Roger?

- Naturalnie, proszę się nie krępować. Co panienkę tu sprowadza?

- Chciałam wypytać o podróż. Nie znam się, ale tak po prostu. Jak tam pogoda, sprzyja? - zadałam pytanie, następnie robiąc w myślach face palma słysząc jak głupio to zabrzmiało.

- Jest wręcz idealna. Podróż powinna przejść bez większych zwrotów akcji, ale wiadomo jak to na wodzie, nie można być niczego pewnym - poklepał mnie po ramieniu. Odszedł jednak po chwili, słysząc, że któryś z majtków go woła.

 Władca Nibylandii Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz