|4|

641 28 26
                                    


WENDY

Nastał nowy dzień. Czułam jak promienie słońca oślepiają moją twarz.

- Nie ma spania! - usłyszałam głośny krzyk Petera - Wstawaj! - przykryłam się tylko bardziej kołdrą, dając mu do zrozumienia by się odczepił. Ten widząc co robię, zaczął ściągać kołdrę z łóżka. Niestety Peter był strasznie silny, przez co odrazu spadłam na podłogę.

- Ty - powiedziałam juz trochę bardziej pobudzona.

Wstałam z podłogi otrzepując się.

- Jak śmiesz zrzucać mnie z łóżka! - krzyknęłam w jego stronę. Co bardziej brzmiało jak pisk jakiegoś ptaka. Na twarz Petera wszedł ten złośliwy uśmiech, którego tak nie lubiłam.

- Co się szczerzysz? - ku mojemu zaskoczeniu Pan nic nie powiedział. Już myślałam że dał sobie spokój, ale chyba go nie doceniałam. W końcu to sam Peter Pan.

Chłopak wyjął nieoczekiwanie poduszkę i zamachnął się. Poduszka walnęła mnie prosto w twarz. Przez chwilę nie komunikowałam z światem, jednak jak zobaczyłam, że 'Pan wielkie ego' ucieka odrazu pobiegłam za nim. Władca Nibyladni był strasznie szybki więc gdy ja dopiero ruszyłam się z miejsca, on był już dawno poza moim domkiem.

- Peter! Znajdę cię i zabije! - krzyknęłam na cały obóz. Naprawdę moją nową misją jest zabicie tego chłopczyka.

Wyszłam z chatki chcąc go dogonić, aby następnie zabić i zakopać.

To dziwne..

Nikogo nie było na dworze. Ciekawe, przecież dopiero co widziałam Petera. Chyba nie mógł pobiec tak daleko.

***

Znalazłam na dnie szafki w moim domku ubrania damskie, i to nawet pasujące do mnie rozmiarem. Nie chcę wiedzieć skąd się tu wzięły. Po przebraniu i uczesaniu się szczotką (którą swoją drogą też znalazłam w szafie) wyszłam z chatki. Gdy tak chodziłam po obozie w poszukiwaniu żywej duszy, wpadłam na genialny plan. A gdyby tak stąd uciec? Nie chcę tu być, więc logiczna by była ucieczka. Choć jakby na to patrzeć z innej strony to nie znam żadnej drogi ucieczki. Ale kim był by człowiek gdyby nie podejmował się ryzyka?

Nie myśląc o tym co robię szybko wybiegłam z tego obozu dla wariatów. Zdecydowanie nie będę tęsknić.

Dobra gdzie teraz...

Skręciłam w prawo. Gałęzie zahaczały o moje ubranie. Biegłam ile sił w nogach póki Peter i jego banda się nie zorientowali. Bynajmniej taką mam nadzieję.

Biegłam już tak jakieś 5 min. Aż trafiłam na jakąś polanę. Trawa sięgała tam trochę ponad kostki, a sama polana była całkiem spora. Spojrzałam na niebo, było takie ładne. Nie było widać na nim ani jednej chmurki przez co wyglądało to jeszcze lepiej. Przyglądając się niebu zauważyłam coś czarnego. Była to czarna postać, z daleka jak plama która dosłownie latała po niebie. Krążyła w koło jakby chciała coś przekazać. Patrzyłam na to dziwne zjawisko. Mogłabym tak dużej, ale poczułam wzrok na plecach. Odwróciłam się, a tam nie kto inny jak sam Peter. Patrzył na mnie wzrokiem jakby miał mnie zabić. Przełknęłam gulę w gardle i nic nie mówiłam, jego wzrok wydawał się być gorszy niż cokolwiek innego na ziemi.

- Więc Wiktorio - podszedł bliżej. Stałam tak sparaliżowana i nawet nie miałam odwagi by znów go poprawić.

- Czy zechcesz mi powiedzieć co tu robiłaś? Ktoś pozwolił ci wyjść? - bałam się w cholerę. Jednak nie chciałam tego pokazać, miałam swoją dumę. Nabrałam tylko powietrza do płuc i zaczęłam.

- Szukałam was...

Skłamałam.

- Nie ładnie tak kłamać dziewczynko - podszedł do mnie jeszcze bliżej. Czułam jego oddech na twarzy. Wstrzymałam powietrze.

- Spotkałam dziwną postać - powiedziałam zmieniając temat.

- Dziwną postać? - odsunął się, a ja odetchnęłam z ulgą - jak wyglądała?

- Cóż..była cała czarna, krążyła na niebie

- Trafisz do obozu? - otwierałam już usta by zaprzeczyć, ale Peter uznał że wie lepiej - to świetnie, idź ciągle w tamtą stronę - powiedział wskazując palcem kierunek w którym miałam się udać.

Niestety musiałam stąd iść. Nic nie mówiąc udałam się w wskazanym kierunku. Po czasie Peter raczej zgubił mnie już z zasięgu wzroku, jednak ja go nadal słyszałam. Tak się składa, że przypadkiem usłyszałam dość interesującą rozmowę. Niby miałam iść, ale nikt nie musi się dowiedzieć. Oparłam się o pień drzewa nasłuchując.

- I jak? - usłyszałam czyjś głos. Byłam pewna, że nie należał do Petera. Był taki jakby ktoś mówił przez bardzo słaby internet. Słysząc jak ta istota mówi (bo zadecydowanie nie brzmiało na człowieka) dostawałam gęsiej skórki.

- Nic, mówiłem że dziewczyna jest bezużyteczna - odpowiedział Peter.

- Poczekaj jeszcze trochę, jestem pewien że ma w sobie potężną moc

- Dobrze - zaczął Peter - jednak jak przez tydzień nic z tego nie będzie, to mogę zrobić z nią co tylko będę chciał - jeżeli to byłoby o mnie to mam powody by się go obawiać.

- Wtedy jest twoja. Jednak postaraj się Peter i pamiętaj, mam nad tobą władze. Jeden zły ruch, jedno kłamstwo lub choćby jeden mały przekręt, a już cię tu nie będzie.

- Przecież nic nie zrobię - w myślach widziałam jak Peter przewraca oczami.

- I tego się trzymaj - po tej wypowiedzi nastała cisza. Chyba Peter skończył swoją rozmowę. Przestałam opierać się o drzewo i zaczęłam się oddalać od miejsca zdarzenia. Mam nadzieję tylko że Pan nie zorientował się o mojej obecności, miałabym przekichane.

- Nie uczono że nie ładnie podsłuchiwać, Wendy Darling?

▪️▪️▪️

I oto nowy rozdział!

Wybaczcie że opublikowany później niż zwykle.

┆Z góry przepraszam za wszystkie błędy w ortografi i interpunkcji┆

Elizabeth Clyne🪀

 Władca Nibylandii Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz