rozdział osiemnasty

173 18 17
                                    


Ash pożegnała się z ulicą Wielorybią, na której znajdował się pub (tymczasowo robiący za hotel) już wczesnym rankiem. Nie miała już co tam robić. Trzeba się ogarnąć i wrócić do rzeczywistości. Zoldyck nie spieszył się do domu, więc dziewczyna musiała wrócić pociągiem sama. Może to i lepiej? Jej relacja z Killuą i tak już nigdy nie wróci na dawne tory. Chłopak był wobec niej oziębły i trzymał ją na dystans jeszcze bardziej, niż kiedyś. Choć teoretycznie wszystko sobie wyjaśnili, niesmak pozostał. Nie miała mu jednak tego za złe. Poniekąd go rozumiała. Włożyła do uszu słuchawki i odpłynęła, nie zdając sobie sprawy z tego, iż było to ich ostatnie spotkanie.

Późnym wieczorem w mieszkaniu Ashiniko rozbrzmiał dźwięk dzwonka do drzwi. Była tym szczerze zaskoczona. Nie wyczekiwała nikogo, a mało kto znał jej adres. Bardzo ceniła sobie swoje osobiste zacisze i nie spraszała tam byle kogo, a jedynie najbardziej zaufane osoby, które darzyła sympatią. Gdy zajrzała przez wizjer, zamarła. Po drugiej stronie drzwi stał Illumi wraz z Hisoką. Czego oni od niej chcieli? Zaniepokojona głośno przełknęła ślinę.

— Wiem, że tu jesteś. — Do jej uszu dotarł głos Illumiego, nieco stłumiony przez grube drzwi wejściowe. — Otwierasz, czy mam wyważyć drzwi?

Energia, którą emitowali wyraźnie wskazywała, iż nie mieli dobrych zamiarów. Jednym słowem — nie przyszli tu na pogaduchy przy herbacie i ciasteczkach. Intuicyjne odsunęła się od drzwi o dwa kroki. Jak miała w zwyczaju, gdy była zestresowana, zaczęła bawić się złotymi pierścionkami, które nie opuszczały jej palców praktycznie nigdy.
Skąd wiedzieli, gdzie mieszka?
Może to Hisoka śledził ją, gdy wracała do domu kompletnie pijana? Nie, po co miałby to robić? Dla ich dwójki zdobycie adresu kogokolwiek było dziecinnie proste, nie musieli uciekać się do tak prymitywnych sposobów.
Po chwili namysłu doszła do wniosku, że ich wizyta musiała być jakoś powiązana z ich ostatnim, niespodziewanym spotkaniem. Czuła w związku z tym niepokój. Miała naprawdę złe przeczucia, a od zawsze wierzyła im bardziej niż komukolwiek innemu.
Musiała im otworzyć. Czego by od niej nie chcieli, znaleźli by ją, to było pewne, jak amen w pacierzu. Nie było więc sensu chować się czy uciekać.
Zawiesiła wzrok na różowej kurtce, wiedzącej na wieszaku tuż obok niej. Miała wypchaną czymś kieszeń, do której sięgnęła, wyciągając z niej składany scyzoryk. Schowała go do tylnej kieszeni jeansów, tak na wszelki wypadek. Gdyby sytuacja się zaostrzyła, wolała mieć przy sobie coś, czym mogłaby się obronić. Wzięła głęboki wdech, by się uspokoić.

— Już otwieram, spokojnie — powiedziała swoim typowym, teraz trochę podniesionym tonem. Przekręciła zamek i popchnęła drzwi. Mężczyźni żwawo i bez powitania weszli do środka. Czarnowłosy wręcz naparł na jej ciało, przez co musiała cofnąć się o kilka kroków, by utrzymać między nimi właściwy i komfortowy w tej sytuacji dystans. Gdy Illumi mierzył ją z góry swoim przeszywającym spojrzeniem, Morow zamknął za nimi drzwi, które złowrogo zaskrzypiały, a na sam koniec trzasnęły za sprawą przeciągu.
Czuła się jak w klatce. Czuła się zagrożona we własnym mieszkaniu.

By spojrzeć w głębokie jak studnia, wielkie i puste oczy Zoldycka, przez swój niski w porównaniu do niego wzrost musiała unosić brodę niewiarygodnie wysoko.

— Skąd znasz mojego brata?

Ashiniko przewróciła oczami i oparła rękę na biodrze. Jej twarz zdobił chytry uśmiech. Nie mogła pokazać, że się boi. Nie mogła dać im tej satysfakcji.

— Skądś tam znam — powiedziała wyniośle, gestykulując ręką. — Może zaparzę herbatki? — zgrywała głupią. Illumi niespodziewanie chwycił ją za szyję i uniósł paręnaście centymetrów nad ziemią. Próbowała się wyrwać czy kopnąć go, ale jej starania były daremne. W końcu puścił ją, a ona osunęła się na bladoniebieską ścianę. Przez chwilę rozmasowywała obolałą szyję. Kasłała i brała łapczywe oddechy. Z wyrzutem, że mężczyzna pozwala swojemu przyjacielowi na takie zachowanie, spojrzała na Hisokę, który dzisiaj sprawiał wrażenie wycofanego.

Powoli wstała z podłogi. Omiotła ich zimnym spojrzeniem ciepłych, czekoladowych oczu.
Z jednym może i dałaby sobie radę, ale z dwójką?

— Hisoka, ty też przeciwko mnie? — odezwała się.

Wzruszył ramionami.

— Ty mnie nie interesujesz — nie patrząc na nią powtórzył jej słowa, wypowiedziane podczas "randki" w barze.
W tym momencie pożałowała, że kiedykolwiek była z nim szczera. Mogła opleść go sobie wokół palca, by późnej jakoś go wykorzystać, tymczasem chciała zgrywać dobrą, uczciwą dziewczynę.

— I co? — zwróciła się do Zoldycka. — Czego ode mnie chcesz? Będziesz się na mnie mścić, bo pomogłam jakiemuś dzieciakowi, który później okazał się być twoim bratem? Nawet nie wiedziałam, że macie ze sobą coś wspólnego! — krzyknęła zdenerwowana.

— Uspokój się — powiedział zdecydowanie czarnooki. — Odpowiadaj na pytania. Od kiedy się znacie?

— Od miesiąca, może dwóch. Co to ma do rzeczy? Idźcie stąd i nie nachodźcie mnie więcej! — Już chwyciła Zoldycka za ramię, by siłą wypchnąć do za drzwi, gdy nagle poczuła silne uderzenie w brzuch, które sprawiło, że zgięła się w pół i znów wylądowała na zimnej posadzce. Obity tyłek był pestką przy krwi, którą poczuła w ustach. Wypluła ją na podłogę. To źle się dla niej skończy.

— Nie chcesz współpracować, to nie. Twój wybór. — Lodowaty wzrok przewiercał ją na wylot. Nie będzie się przed nim płaszczyć. Była zbyt dumna, by teraz paść mu do stóp i przepraszać. Wolała już umrzeć. Choć to idiotyczne, by cenić swój honor bardziej niż własne życie. Ale taka już po prostu była. I nie chciała tego zmieniać.

— Współczuję Killui takiego brata. — Oddychała ciężko. Naprawdę miała tu zginąć? Przez coś takiego? Przez głupi zbieg okoliczności? Kaprys Illumiego? Jak człowiek, który za niewinność zostaje skazany na karę śmierci?

— To nie twój interes — odparł szorstko. — To twoje ostatnie słowa?

— Jesteś potworem — wysyczała, patrząc na niego nienawistnym wzrokiem. — Będziesz smażyć się w piekle — kontynuowała. — Killua i tak się nie podda. Jesteś dla niego nikim, więc— Jej słowotok przerwało mocne uderzenie w potylicę. Była zbyt oszołomiona, by poczuć ból drugi raz, gdy jej czaszka głośno łupnęła o panele, niemalże się od nich odbijając. Już wtedy przestała cokolwiek czuć.

Ostatnim co zobaczyła była dziwnie jak na niego obojętna twarz Hisoki, patrzącą nie na nią, lecz w głąb jej sypialni. Ostatnim co usłyszała, było spokojne, głębokie "Zaczekaj chwilę",
wypowiedziane przez rudowłosego i przez jej przyłożone do podłoża ucho, bardzo wyraźny dźwięk jego kroków. Całą sobą czuła miarowe wibracje podłogi, które teraz działały na nią wręcz usypiająco.

Dalej była tylko ciemność, cisza i błogi stan przypominający uczucie relaksu i całkowitego spełnienia. Czy śmierć naprawdę była aż tak piękna?

Jej martwe ciało zostało odnaleziono kilka dni później, gdy do nozdrzy lokatorów bloku dotarł odór rozkładających się zwłok.
Podłączony do ładowania telefon, leżący na blacie w kuchni co jakiś czas rozbrzmiewał irytującym, głośnym dźwiękiem, a na ekranie pojawiały się nieodebrane połączenia od dwóch osób. Killui Zoldycka i Hikariego Yamady.
Jej twarz wygięta w wyrazie zaskoczenia wskazywała, iż za jej śmiercią musiały stać osoby trzecie. Sprawca, bądź sprawcy nie pozostawili po sobie żadnych widocznych śladów. Zastanowienie wzbudzała jednak pusta ramka na zdjęcie, samotnie stojąca na niewielkiej szafce nocnej.

🧩
🧩🧩
🧩🧩🧩

Więc tak... Zaskoczyłam was? Choć trochę?
Jak wrażenia po tym rozdziale?
Koniecznie się nimi podzielcie!

Uświadomiony |¦hunter x hunter¦| ☑Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz