Podczas wieczornego spaceru Kurapika starał ułożyć sobie w myślach wszystkie okruchy łączące go z Paradinight'em, lecz one w żaden sposób się chciały się ze sobą skleić. Dopadła go uczuciowa zawierucha.
Głośno wypuścił powietrze z płuc, jakby chciał wraz z nim usunąć ze swojej głowy natrętne myśli. Bezskutecznie.Naprzeciwko szła jakaś para. Kobieta trzymała ramię swojego partnera, śmiejąc się głośno i naturalnie, tak, jak potrafią to robić zakochani. Jakby nie było świata, bo jedynym światem była dla nich druga osoba. Jakby byli tu zupełnie sami, ignorowali innych wokół. Na jej widok Kurta pomyślał o Leorio i o tym, że gdyby tylko miał więcej szczęścia, odwagi i zdecydowania, to mogliby być oni. Chociaż nie powinien winić się za to, że jego uczucia nie są odwzajemnione.
Na dzisiejszym obiedzie u babci blondyna, na który został zaproszony wraz Leoriem, nie działo się nic ciekawego. Spotkanie było raczej sztywne i bardzo formalne. Najpierw wraz z mężczyzną poszli na cmentarz i na grobie jego rodziców zapalili dwa znicze. Tu (jak zresztą można było się spodziewać) atmosfera była raczej ciężka i poważna, choć Kurta ani swoją mimiką, ani zachowaniem nie pokazywał, że śmierć rodziców jest dla niego ciężkim i trudnym tematem. Poniekąd na pewno była, ale już to w sobie przepracował. W ciszy przeszli się do domu babci, a w nim było jeszcze gorzej. Nie mógł jednak winić za to kobiety. Jedzenie było pyszne, po prostu rozmowa mocno się nie kleiła, za co winą obarczył ostatnio skomplikowaną relację swoją i Paradinight'a. Chociaż prawdę mówiąc, ona od początku była trudna, ciężka do zdefiniowania i całkowicie pogmatwana. A skomplikowała się nie wiadomo kiedy dokładnie, jak słuchawki, które wrzucone do kieszeni plączą się tak, że ciężko jakkolwiek je rozplątać. Upierdliwe.
Przypominał sobie, jak przy herbatce i ciasteczkach Zofia zagadywała jego byłego nauczyciela, a on siedział na kanapie w salonie i wpatrywał się w ekran telefonu. Nie był szczególnie zainteresowany tym, co się na nim działo, ale niekoniecznie chciał uczestniczyć w tym, co działo się dookoła niego.
Starsze osoby chyba miały to do siebie, że wypytywały o wiele rzeczy, a gdy babcia pytała o tak prywatne sprawy, że nauczyciel aż uciekał od niej wzrokiem, szukając pomocy u młodszego mężczyzny, ten udawał, że nie czuje na sobie jego błagalnego wzroku i nie widzi jego zaczerwienionych z zawstydzenia policzków. To było poniekąd zabawne, widząc go tak zakłopotanego. W żadnym wypadku nie było mu wstyd za kobietę, bo w końcu nie miał żadnego wpływu na to, jaką była osobą. Przerywanie i upominanie jej wydawało się mu tu bezcelowe. Nie odzywał się więc ani słowem.Z perspektywy osoby trzeciej być może zachowywał się jak niewychowany, rozkapryszony bachor, który akurat ma zły humor i nie chce rozmawiać z innymi, by pokazać, jak bardzo jest niezadowolony, ale w środku już naprawdę nie mógł poradzić sobie ze swoimi uczuciami. One go przytłaczały, ciążyły mu jak gruby łańcuch, ciasno owinięty wokół jego szyi. Ilekroć starał się go zdjąć, on boleśnie zaciskał się na nim jeszcze bardziej. Krzyczał, ale jego krzyk nie był słyszalny dla nikogo oprócz niego.
Dlaczego po tym wszystkim Leorio dalej chciał utrzymywać z nim kontakt? Musiał mieć ku temu jakiś konkretny powód. Te wszystkie gesty, długie spojrzenia, niby przypadkowe muśnięcia dłoni musiały o czymś świadczyć. Przecież ich sobie od tak nie wymyślił. Co, jeśli Leorio już od początku czuł do niego to samo, ale przez to, że był uczniem, a on nauczycielem, po prostu się hamował? A może głębsze uczucie wykwitło w jego sercu dopiero niedawno? Mógł zastanawiać się nad tym całą wieczność, wymyślać coraz to ciekawsze i bardziej zadziwiające tezy, ale to i tak nic by nie zmieniło. Musiał z nim o tym szczerze porozmawiać. Tylko tak mógł dowiedzieć się prawdę i powiedzieć mu, że wciąż go kocha, a jeśli ten nie odwzajemni jego uczuć, to zakończyć znajomość, bo ciągnięcie jej nie wyszłoby nikomu na dobre.
Gdy wyczerpany emocjonalnie Kurapika wrócił do mieszkania, zastała go cisza. W pokoju Takahashi paliło się światło, które przyciągnęło go pod drzwi jak ćmę. Zapukał, a gdy usłyszał dobrze znane „proszę" popchnął je i stanął w progu.
— Mogę wejść? Czy potrzebujesz być teraz skupiona? — spytał uprzejmie. Lubił z nią przebywać. Lubił z nią rozmawiać i lubił z nią milczeć. W jej charakterze było coś, co go w pewien sposób do niej przyciągało i sprawiało, że czuł się przy niej swobodnie. Nie musiał udawać - mógł być sobą, bo wiedział, że brunetka akceptuje go takiego, jakim jest. A gdyby nawet przyszło mu do głowy kłamać i ukrywać pewne rzeczy, ona od razu by to wychwyciła. Taka właśnie była Kaoru.
— Nie, śmiało, wejdź — odpowiedziała mu i wyjęła z uszu słuchawki. Siedziała przy biurku, będąc z chyba każdej możliwej strony zastawiona przedmiotami takimi jak linijka, centymetr, nożyczki, scyzoryk, no i oczywiście kilkoma grubymi zwojami różnych materiałów, w których posiadanie weszła przed kilkoma dniami. Zastanawiał się, jak przetransportowała je aż tutaj, bo wyglądały na naprawę ciężkie.
— Jeszcze chwilę temu musiałam być bardzo skoncentrowana, by dobrze wymierzyć długość i narysować proste linie, ale teraz tylko tnę materiał po śladzie — wyjaśniła.
Chłopak zamknął za sobą drzwi. Usiadł na łóżku i zerknąwszy na materiał, który dzierżyła w dłoniach niebieskooka wypalił:
— Ładny odcień bieli. — Uśmiechnął się.
Dziewczyna również się uśmiechnęła. Złożyła do ust kilka główek szpilek, dając mu do zrozumienia, że przez moment nie może mówić, tym samym to jemu przekazując pałeczkę. Problem w tym, że nie bardzo wiedział, jak rozpocząć rozmowę. Zastanawiał się nad tym tak długo, aż wszystkie igły zniknęły spomiędzy jej warg. Wtedy oderwała się od pracy i znów na niego spojrzała.
— Jesteś jakiś zamyślony. Czy to ma związek z dzisiejszym spotkaniem?
Chłopak pokiwał głową.
— Poniekąd — przyznał, odwracając wzrok.
Dziewczyna nie drążyła tematu, a znów sięgnęła po nożyczki.
— Chcesz zaprosić na wystawę Leoria? — wypaliła nagle.
Blondyn aż otworzył usta ze zdziwienia. Gdyby był postacią z kreskówki, przechyliłby głowę, a nad jego blond czupryną ciężko zawisłby wielki znak zapytania. Zaczerwienił się.
— N-nie wiem... — Błądził wzrokiem po pomieszczeniu. — Chyba... Spytam, może będzie miał czas. — Nerwowo założył kosmyk włosów za ucho. — A tak w ogóle, kiedy dokładnie jest ten pokaz? — odbił piłeczkę.
— Dwudziestego ósmego października o godzinie osiemnastej — poinformowała go, dalej w skupieniu tnąc tkaninę.
— W porządku. Kończę pracę o szesnastej, więc bez problemu zdążę.
Kaoru zrobiła dziwną minę. Jej ręka zatrzymała się, a ona odsunęła ją od półtworzywa i bezpiecznie odłożyła nożyczki na blat.
— Ale my musimy być z jakieś trzy godziny wcześniej! Muszę cię umalować, przebrać, zrobić fryzurę. — Wyliczała na palcach. — Nie masz nawet pojęcia, ile trwają przygotowania przed takim pokazem!
Chłopak się zmieszał. Podkurczył ramiona i zgarbił się, wbijając wzrok w podłogę.
— Przepraszam — powiedziała. — Niepotrzebnie tak się tym wszystkim emocjonuję — przyznała ze skruchą. Było jej wstyd, że tak naskoczyła na Kurtę. Swoje zachowanie mogła tłumaczyć kilkoma już dobami, podczas których spała dwie, może cztery godziny, bo gdy tylko porwał ją twórczy szał, nie mogła spać, a niekiedy nawet jeść, gdy widziała, że ma do zrobienia jeszcze tak wiele rzeczy. Ciągle zmieniała koncepcję, doszlifowała projekt, wymierzała materiały i szyła, a to, co miała, nie można było nazwać nawet bazą. Warstwowość sukni była jedną z wielu trudności, którą miała jeszcze spotkać na swojej drodze. Ale ona lubiła wyzwania.
— Nie, w porządku. Wiem, że to dla ciebie bardzo ważne. Zwolnię się, by przyjść wcześniej.
Dziewczyna masowała chwilę płatek ucha, aż w końcu posłała mu wdzięczny, uroczy uśmiech.
— Dziękuję.
CZYTASZ
Uświadomiony |¦hunter x hunter¦| ☑
FanficKontynuacja "nieświadomego" obsadzona już nie w murach szkolnych, a w dorosłym świecie, 3 lata później. Jeśli czytaliście już poprzednią część, to serdecznie zapraszam //lipiec-grudzień 2021//