rozdział dwudziesty

177 18 3
                                    


🧩

Uwaga!
Trzy pierwsze akapity po "🧩🧩🧩" zawierają dość krwawe opisy, pochodzące pod gore. Uprzedzam, bo ktoś z czytelników może być na to wrażliwy.
Miłego czytania!

🧩

W fatalnych humorach wrócili do mieszkania Zoldycka. Blondyn wyjął klucze i otworzył nimi drzwi. Żaden nie miał nawet zamiaru przerwać tej ciężkiej ciszy między nimi. Gdy tylko weszli do środka, Killua bez słowa poszedł do sypialni i zasłonił rolety. Pospiesznie zdjął spodnie i rzucił je w nogi łóżka.

— Kołdra i poduszka jest w kącie. Możesz już sobie pościelić, jak chcesz — powiedział i położył się na łóżku, okrywając cienkim kocem aż po czubek głowy. Chciał się ukryć. Chciał być sam. Chyba po raz pierwszy obecność Gona była dla niego tak zbędna i jednocześnie przytłaczająca.

Czarnowłosy westchnął. Powolnym, ociężałym krokiem podszedł do kupki uszykowanej dla niego pościeli. Killua nie miał dodatkowego, wolnego materaca, więc musiał spać na wyścielonej kołdrami podłodze, ale nie narzekał. Swoje prowizoryczne posłanie rozłożył przy ścianie, by nie zajmować więcej przestrzeni, niż było to konieczne. Pokój był wystarczająco mały. Położył się i założył ręce za głowę.

— Idziesz spać? — spytał młodszego.

— Nie — burknął spod kołdry.

— Może zrobię coś do jedzenia? — zaproponował.

— Nie jestem głodny — odpowiedział lakonicznie, odwracając się w stronę ściany. Daj mi spokój. Wyjdź stąd — to chciał powiedzieć, lecz tak ostre słowa nie należały się Gonowi w żadnym, nawet najmniejszym stopniu i nawet teraz nie potrafiły przejść mu przez gardło.

Chłopak zrozumiał nieme proszenie o zostawienie go samego, bo wyszedł z pokoju, ostrożnie zamykając za sobą drzwi. Killua odetchnął, mogąc choć trochę się wyluzować. Jego wargi zaczęły niekontrolowanie drgać, więc mocno zacisnął zęby. Pozwolił, by kilka łez wypłynęło spod jego powiek, mocząc poduszkę. Ignorując nieprzyjemne uczucie ściągnięcia na twarzy, starał się zasnąć.

🧩🧩🧩

Minionej nocy dręczyły go koszmary. Za każdym razem przed oczami pojawiała mu się Ashiniko. Najpierw widział jej przerażoną twarz. Jej wielkie ze strachu oczy błagały o pomoc, a desperacko wyciągnięta w jego kierunku dłoń wyglądała tak, jakby chciała go mocno złapać i zatrzymać przy sobie. Ale on jej nie pomógł. Otwarte w niemym krzyku usta prosiły, by coś zrobił. Ale on mógł tylko patrzeć. Jakby był za szybą, gdzieś daleko, gdzie do jego uszu nie dochodziły jej błagalne jęki. Gdy spojrzał w dół, zobaczył żelazne kajdany przykute do jego nóg. Starał się wyswobodzić, ale bezskutecznie. Szarpaniom jego nóg towarzyszył zimny szczęk łańcuchów, które ciągnęły się w nieskończoność, ginąc gdzieś w ciemnościach.

Kolejnym razem widział ją leżącą nieruchomo w kałuży krwi. Za nią stał Illumi, dzierżąc w dłoni pistolet, innym razem nóż. Ashiniko niepodziewanie wstała. Cienka koszula lepiła się do jej ciała, całkowicie przemoczona jej własną krwią. Podobnie jej włosy, posklejane w strączki. Z jej brzucha nieustannie sączyła się szkarłatna ciecz. Gdy szła w jego stronę, kapała na podłogę. Parzyła wtedy na niego szaleńczym wzrokiem. Włożyła palce do rany i rozszerzyła ją, wręcz rozdzierając. Lepiącej wydzieliny momentalnie przybyło. On z szokiem na twarzy przykładał dłonie do rany, chcąc ją zatamować, a Ash śmiała się histerycznie. Upadła na kolana i wyszczerzyła się upiornie. Tego chciałeś? — spytała, a jej słowa odbiły się echem.

Uświadomiony |¦hunter x hunter¦| ☑Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz