42. Anioł bez skrzydeł

214 18 0
                                    

Pov. Rosja

     Nie wiem ile minęło czasu. Może trzy minuty... Godziny... Albo dni. Śmierć zostawiła mnie z rodzicami. Dużo rozmawialiśmy. Śmialiśmy się. Pytali co dzieje się na ziemi. Jak tam z siostrami. Eickiem i cotką oraz wujkiem. Ja też zadawałem sporo pytań ale na większość z nich nie otrzałem odpowiedzi... Tak jakby mnie nie słyszeli. W końcu śmierć wróciła.
Ś: Rosjo. Mam rozkazy z "góry".
R: Tak?
Ś: Cóż... To trochę skomplikowane. Tak jakby staniesz się aniołem. Pokażę ci co dzieje się na ziemi... Wytłumaczę kilka spraw i postaram się określić czas twojego pobytu tutaj.
R: Uh... O-okej... Kiedy zaczynamy?
Ś: Teraz. Złap mnie za rękę i zamknij oczy.
R: Ok.
Zrobiłem jak kazała. Znów Otworzyłem oczy. Tym razem znajdowaliśmy się w szpitalu. A dokładniej na jego korytarzu. Zauważyłem jak moja rodzina i przyjaciele czekają na krzesłach. Widziałem jak Ameryka płacze. Podbiegłem do niego.
R: Ame. Nie płacz jestem tutaj!
On dalej płakał.
Ś: Oni cię nie słyszą. Jesteśmy dla nich nie widzialni w tym momencie. Nie czują naszego dotyku ani nas nie słyszą.
R: ...
Spojrzałem jeszcze raz na płaczącego Amerykę. Obróciłem się w drugą stronę. Zobaczyłem Ericka. Nie pamiętam kiedy był tak zdenerwowany... I blady... Przytuliłem się do niego. Jednak on tego nie czuł...  Śmierć mówiła że będę tak jakby aniołem... Tylko że nie mam skrzydeł... I nie mogę latać samodzielnie.
R: Śmierć?
Ś: Tak?
R: Skoro jestem "tak jakby" aniołem to dlaczego nie mam skrzydeł?
Ś: Cóż. Jesteś tu tymczasowo. A skrzydła mają tylko anioły o wyższym statucie.
R: A ty?
Ś: ...Cóż... J-ja nie jestem aniołem...
R: Jak to?
Ś: Moja siostra ... Życie. Ma skrzydła jednak ja ich nie otrzymałam. Zwą mnie aniołem śmierci ale nie posiadam skrzydeł. Podobno trzeba sobie na nie zasłużyć. Jestem bardziej czymś w stylu ducha. Choć często chciała bym być aniołem. Ale... Nie mogę...
R: Oh... Przykro mi...
Ś: Jest w porządku. Przyzwyczaiłam się do funkcjonowania bez nich. Jak widzisz. Nawet śmierć ma swoje problemy.
R: Heh. Tak...
Ś: Chodź. Zostawmy ich. Pokażę Ci ciebie...
R: Dobrze...
Przeniknęliśmy przez drzwi bloku operacyjnego. Po wędrówce korytarzem znaleźliśmy się na sali operacyjnej. Moje ciało leżało na stole, a na około mnie stało kilku lekarzy.
R: C-co mi się stało...?
Ś: Zostałeś postrzelony.
R: Aj... To nie wygląda dobrze... M-myślisz że mogę umrzeć?
Ś: Niestety tego nie wiem...
R: ...
Ś: Zmieniłeś trochę bieg historii...
R: Jak?
Ś: To nie Ty miałeś wtedy dostać... To miał być Ameryka.
R: C-co?!
Ś: W swojej księdze. Życie pisała tamto zdarzenie. Przewidywała, że polegniesz już w walce z Markiem. Ale sam zadasz mu również śmiertelne rany. Potem przychodzi Meksyk. Widzi martwego Marka na podłodze i nieprzytomnego ciebie. Poznałby cię. I w przypływie złości zastrzeliłby Amerykę powodując jego zgon. Ale ty jej przeszkodziłeś. Obezwładniłeś Marka i Meksyk, a na koniec przytuliłeś Ame. Przez ten czas oni się pozbierali i Mark pięknie zadbał o to abyś dostał kulkę. I... Tak tu trafiłeś.
R: ...Ja-
Przerwał mi głośny pisk. Obróciliśmy się w stronę stołu. Ten dźwięk wydobywał się z jednej z maszyn.
Ś: O nie...
Podeszliśmy bliżej. Wszyscy lekaże zaczęli kręcić się przy mnie starając się przywrócić moją akcję serca... Na szczęście im się udało... Brakowało jeszcze chwili a został bym w zaświatach na zawsze... Dziwne uczucie... Mam nadzieję że to się więcej nie powtórzy.

Pov. Erick

Nie jestem pewien ile czasu spędziliśmy na tym korytarzu. Najwyraźniej na tyle długo, że Białoruś zdążyła usnąć. Nie dziwię jej się. Była bardzo zmęczona. Przykryłem ją moją bluzą. Nagle usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. To jeden z lekarzy. Natychmiast wstałem i zacząłem wypytywać go o różne rzeczy. Ten mnie uspokoił.
-Po kolei.
E:Co tam się działo?! Udało się?!
-Tak. Było ciężko ponieważ kula była bardzo blisko naczyń krwionośnych ale ostatecznie wszystko poszło w miarę dobrze.
E:Kiedy będę mógł go zobaczyć?
-Cóż. Będzie najpierw musiał się obudzić po narkozie.
E:Ile to potrwa?
-To wątpliwe... To mogą być godziny...albo-
Wtedy drzwi się otworzyły. Wyszły przez nie pielęgniarki z łóżkiem na którym leżał Rosja. Był blady, a jego kolory były wyblakłe. Nie licząc tych dwóch cech wyglądał jakby spał. Wszyscy natychmiast zerwali się z krzeseł, a najszybciej chyba Ameryka. Nie powiedział nic. Ale szedł wraz z pielęgniarkami trzymając Rosję za rękę. Oddaliłem się od lekarza i poszedłem za nimi. W oczach zaczęły mi się zbierać łzy. Odwróciłem się jeszcze i powiedziałem tylko ciche
E: Dziękuję...
Ten skinął tylko głową i wrócił na blok.
______________________________________

~730 słów~

Nie muszę mówić czemu tak rzadko wrzucam rozdziały prawda? xD

-Bay~

,, Życie to nie bajka "~rusame 🇷🇺🇺🇲~ [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz