1

839 29 18
                                    

Chyba nic tak nie dołuje człowieka jak kłótnia z osobą której się ufało oraz straszna pogoda pod psem. Szczególnie kiedy bada bez umiaru, niczym scena ze smutnej komedii romantycznej. Ale cóż się dziwić? Jest chłodne, wrześniowe popołudnie, już początek października. A chyba każdy wie, że piękne, żywe i kolorowe liście są tylko na zdjęciach albo w reklamach. Wracając.
Nasza bohaterka od wielu dni nie należy do szczęśliwych. Do tego dziewczyna nie zbliżała się do domu, a wręcz przeciwnie. Jest coraz dalej. A emocje od rana nią miotają na prawo i lewo. Do tej pory dusi w sobie gniew i łzy. A w głowie ma ciągle tylko te zdania.

"To że chciałam być miła to nie znaczy, że jestem debilką albo jakimś przegrywem! Po co się tak podpisywać?! Co jej takiego zrobilam?! Co ze mną nie tak?!"

* * *

Pogoda w piekle też nie była za sympatyczna, bo od dobrych kilku godzin pada obficie krwawy deszcz. Ale jeśli ma się dobre towarzystwo to nawet w takim odskurnym miejscu miejscu jakim jest Imp City, to można się cieszyć życiem. Tak właśnie miał Blitzø który rysował sobie koniki w swoim błękitnym notesie z futerkiem białym unicornem z tęczową grzywą. Obserwował w tym czasie swych pracowników którzy tańczyli w krwawym deszczu z parasolkami. Taniec do romantycznej muzyki w takiej pięknej czerwonkę ulewie był niesamowity. Plus, obydwoje mieli cały parkiet - czyli ulicę - dla siebie. Ponieważ każdy o tej porze woli spać. Tak jak ich "koleżanka" Loona, która niestety się rozchorowała.

- Ej! Mixxie! Nie ruszajcie się! - krzyknął zadowolony Blitzø - Chce was narysować!

-He.. Co?! Szefie!! - wrzasnął wściekły Moxxie - Co ty wyprawiasz?! Jak długo tu jesteś?!

- Oooo...!!! Dobrze stoisz! - powiedział imp który zupełnie ignorując słowa pracownika miesiąca. - Nie ruszaj się!

- Zostaw to Blitz! Chodź do nas! - zaproponowała Millie która cały czas tańczyła i robiła piruety.

- CO?! - pisnął jej mąż z nutką goryczy w głosie która była spowodowana uczuciem zdrady i brakiem oparcia w żonie.

- A z chęcią!

- CO?! - powtórzył się - Szefie, nie!

Ale było już na to za późno, bo na drodze Blitzø stanął dziwny i wysoki demon. To był grzesznik. Na jego widok aż włos stawał dęba. Blitzø nie chciał tego po sobie okazać więc też starał się wyglądać groźnie i stanowczo. Mógł też liczyć na pomoc pracowników którzy szybko spoważnieli i stanęli murem za swym szefem. Co prawda wyglądało to przekomicznie bo ich brońmi były parasolki.
Grzesznik jak to zobaczył to ochryple się zaśmiał i spytał niskim głosem który brzmiał jakby za życia bardzo dużo palił papierosów:

- Hahaha~...! A wy co? Bawicie się w Another? - spytał powoli z nutką pogardy w głosie. - Tylko nic sobie nie zróbcie. Hahaha!

- Gadaj kim jesteś i czego tu chcesz oblechu! - odpowiedziała konkretnie Millie.

- To tak traktujecie klientelę? - odparł poważnie i ochryple przyszły klient by nastraszyć demony.

Nastała chwila napiętej ciszy. Słychać było tylko krople krwawego deszczu i bicia serc trójki impów. W tym czasie ekipa IMP mogła się lepiej przyjrzeć tej kreaturze.
Był to bardzo wysoki grzesznik który z wyglądu przypominał wilkołaka z czarnym futrem. Zamiast głowy miał żółtą psią czaszkę. Ogólnie to miał dużo z kościotrupa bo miał wystawione kości żeber i nie miał zwykłych oczu tylko oczodoły. A w nich straszna i przenikliwa czerń i pustka.
Z głowy zaś wystawały masywne kozie rogi. Posiadał też ogromne i poszarpane skrzydła nietoperza oraz jego uszy. Przerażenia dodawał też jego wielki ogon skorpiona. No i fakt, że przez ten cały czas z pyska sączył mu się czerwony jad.
Blitzø nie wiedział czy ma to wszystko obrucić w żart czy odprawić z kwitkiem tego cudaka. Jeśli jednak to pierwsze to jak miał to zrobić? Ale musicie wiedzieć jedno. Ten imp najpierw robi, później myśli. No i chciwość wzięła górę.

- Hahaha! Widzę że kolega otaku! Czyli za bycie mangozjebem już wysyłają do piekła?!

Blitzø chciał tu zabrzmieć zabawnie ale wyszło mu to bardziej chamsko. Tak jak wtedy kiedy wkurzył panią Mayberry. Nie pomyślał też o Moxxi'm który z niedowierzaniem patrzył na swojego szefa. Nie mógł uwierzyć, że może być aż tak lekkomyślny. Ale nie myślał o tym długo, bo musiał opanować nerwy by nie dostać ataku paniki.
Millie ten tekst raczej zaimponował. Myślała, że teraz odbędzie się poważna bitka i będzie mogła się popisać.
A co na to nasz klijent? No... zadowolony to nie był. Tak się wkurzył, że aż zaczął warczeć a w jego oczodołach pojawiły się czerwone płomyki. Otwożył pysk i zaczął wytwarzać coraz więcej trującego i śmierdzącego jadu. Warczał przy tym naprawdę ochryple i nisko jak jakiś stary wilczur.
Szef IMP zdał sobie sprawę, że z nimi nie ma żartów. Wyglądał naprawdę groźnie i niebezpiecznie. Czuł się też odpowiedzialny za swoich towarzyszy.

- Wiesz... - zaczął niepewnie - Anime jest nawet spoko! Ludzie to debile, że tego nie doceniają. Jakie jest twoje ulubione? - mówił nerwowo.

Demon trochę się uspokoił. Oczy przestały mu świecić a z pyska przestał lecieć trujący płyn. Oblizał się swym długim, obleśnym, szarym i obślizgłym językiem. Był taki długi, że sięgał mu spokojnie do czoła.

- A... może chcesz pogadać o interesach? - spytał szybko "zadowolony" Blitzø. - W biurze...? - dodał niepewnie cały się przy tym pocąc.

Nastała kolejna cisza która przedłużała się w nieskończoność. A atmosfera była tak gęsta, że aż możnaby było ją kroić. Nikt w tej sytuacji nie umiałby długo wytrzymać. Z nerwów wszyscy mordercy z piekła zaczeli sie pocić. Nawet nasza nieustraszona Milldren. Przepłynęła tylko ślinę i ścisnęła parasolke mocniej.

* * *

Przygnębiona i zmoczona Ira poszła do swojego ulubionego parku i usiadła w altance. Była cała przemoczona i rozmyślała co ma dalej zrobić. Musiała wymyśleć jakąś wymówkę zanim wróci do domu. Dlaczego nie wróciła na czas? Gdzie była? Co ją gryzie? I tak dalej. Jej rodzice już i tak mieli sporo na głowie i nie chciała ich dodatkowo martwić. Chciała też pokazać, że jest już samodzielna i nie jest już małą dziewczynką. Ale w tamtej chwili tak się czuła. Czuła się bardzo samotnie i słabo. Słuchała w samotności muzyki przez słuchawki ze łzami w oczach, przytulając plecak który leżał na jej kolanach.

"Pewnie wyglądem teraz bardzo żałosnśne..." - pomyślała samo krytycznie.

Kolejny pociąg ma za 30 min. Spokojnie na niego zdąży. Sporo osób z jej klasy jeździ pociągami i wracają nimi do domów. Miała nadzieję, że tym razem nikogo nie spotka. A jak już to albo jest niezreczna cisza albo którą Ira bardzo źle znosi. Albo ją ignorują. Albo jest jakaś nieprzyjemna rozmowa gdzie ktoś ją zwyzywa od najgorszych. Niby"żartem".
Dziewczyna ma wrażenie jakby wszyscy patrzą na nią z góry. Ale dlaczego? Czy naprawdę chodzi tylko o jej pochodzenie?

"Może pójdę sobie kupić gorącą czekoladę? Rozgrzeje się i poprawie se humor czymś słodkim"

Jak pomyślała, tak uczyniła. Ruszyła w kierunku najbliższej kawiarni w nadziei, że zapomni o deczepkach nie miłej koleżanki. Wzieła je do serca i bardzo to przeżywała. Tak bardzo, że aż straciła orientację w terenie i skręciła w złą ulicę. W efekcie znalazła się w niepokojącej dzielnicy. Na szczęście nie było tak nikogo groźnego. Tylko kilka nie szkodliwych żulików i bezdomnych psów. Nastolatka nie chciała już zawracać. Bała się przechodzić tamtędy jeszcze raz. Więc brnęła dalej w złudnej nadziei, że gdzieś dojdzie.

Cudze demony // Helluva BossOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz