11. Nokturn

206 21 13
                                    

TRIGGER WARNING:

martwe zwierzęta

🔥🔥🔥

When the days are cold and the cards all fold
And the saints we see are all made of gold
When your dreams all fail and the ones we hail
Are the worst of all, and the blood's run stale

— Imagine Dragons, Demons

🔥🔥🔥

Koszmary zaczęły się wraz z pierwszymi martwymi zwierzętami znalezionymi na pościeli w łóżku. Początkowo był to szczur o czarnym, jedwabistym futerku, jeszcze falującym, jeszcze ciepłym, więc musiał umrzeć niedawno, być może nawet nie więcej niż pół godziny temu. Lily nie była pewna, czy do kogoś należał, czy był jednym z tych dzikich gryzoni, które czasami dostawały się do zamku. Pochowała go na błoniach, początkowo nawet się nie zastanawiając nad jego śmiercią. Takie rzeczy się w końcu czasami zdarzały — pupile chorowały, często też umierały ze starości, więc ten widok nie zdziwił jej aż tak bardzo, jak być może powinien.

Dopiero przy drugim i trzecim zwierzęciu w jej łóżku zaczęła zyskiwać pewność, że ktoś je podrzuca celowo. Uświadomienie sobie tego wzbudziło u niej zimny dreszcz, i to z wielu powodów. Po pierwsze: ktoś przedarł się do dormitorium, jej bezpiecznego sanktuarium, i je zbrukał. Po drugie: wejście do dormitoriów było strzeżone, nie mógł się tutaj dostać nikt przypadkowy, a zatem musiał to być ktoś, kto miał tutaj dostęp lub wymyślił sposób na obejście magicznych barier. Po trzecie: ktoś, kto zabił zwierzęta, raczej się nie zawaha przed zrobieniem krzywdy jej samej. Zwierzęta miały posłużyć za ostrzeżenie, była tego pewna; zamiast ich krwi mogła niedługo zobaczyć własną rozlaną na podłodze.

Podłożenie pierwszego zwierzęcia zbiegło się w czasie wraz z podaniem Suzie eliksiru — nastąpiło tej samej nocy, kiedy Lily wróciła na zmęczonych nogach do dormitorium — więc miała silne podejrzenia co do tożsamości sprawców. Nie opuszczało jej też nieodparte wrażenie, że wyręczyli się rękoma bardziej niewinnej duszy, bo sami z całą pewnością nie zdołaliby się dostać do dormitorium. Bariery je chroniące były zbyt silne, bazujące na śladzie tożsamościowym osób mieszkających w poszczególnych pomieszczeniach — właśnie po to, by chronić ich bezpieczeństwo oraz prywatność.

Nie miała tylko żadnych dowodów. Nawet gdy wracała wcześniej do dormitorium, zmieniając własny harmonogram dnia, nie zdołała przyłapać nikogo na gorącym uczynku. Wydawało się też, że sprawcy sprytnie wybierali różne dni tygodnia, bez żadnego konkretnego, stałego wzoru, który Lily mogłaby prześledzić i tym samym zastawić na nich pułapkę. Nie miała nawet jak zarejestrować momentu podłożenia przykrych niespodzianek.

Ile zwierząt musiało jeszcze zginąć, by to się skończyło?

Najgorsze było to, że nie mogła nigdzie czuć się w pełni bezpiecznie, nawet we własnym łóżku. Miała wrażenie, że krew tych zwierząt wciąż plami jej ręce oraz pościel, że sama wciąż widzi ich oczy, pełne smutku i cierpienia. Ilekroć by nie płakała w poduszkę po każdym urządzanym pogrzebie, ból się nie kończył, lecz tylko rósł. Korytarze zamkowe wydawały się jeszcze mniej bezpieczne i Lily zaczynała się łapać na tym, że praktycznie ciągle czujnie lustruje otoczenie i ogląda się przez ramię. Różdżka nie opuszczała jej dłoni lub przynajmniej pozostawała w zasięgu rąk, bo cały czas spodziewała się czegoś znacznie gorszego niż widok kolejnego zwierzęcia na kołdrze. Złudzenie bezpieczeństwa w Hogwarcie prysnęło zupełnie gwałtownie, złota bańka szczęścia pękła i Lily musiała się teraz sama pozbierać do kupy.

Łania w potrzasku | Trylogia Łani 2 | ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz