18. Płomyk na zgliszczach

185 20 16
                                    

This heart beats, heart bleeds, heart needs
This heart beats, heart bleeds, heart needs
This heart beats, heart bleeds, heart needs love

Baby, I'm a forester
Planting paranoia, hope and shame
And all the black leaves near my ways
Are too much forgotten memories to blame

Foxos, Heartbeats

🔥

Powracanie do życia było dziwnie niełatwe.

W kończynach wciąż jeszcze ciążyła czarna woda, w uszach wciąż szumiało, powierzchnia dalej wydawała się niemożliwa do osiągnięcia. A jednak gdzieś pod powiekami zaczynało majaczyć światło, zaskakująco jasne jak na czerń panującą w otchłani jeziora, zaskakująco piękne.

Wraz ze światłem zaczęła się pojawiać świadomość, początkowo tylko w postaci jednego słowa, jednego krzyku, a potem już coraz wyraźniejsza i wyraźniejsza, poprzedzana urywkami ze wspomnień. Nie wszystkie z nich były dobre — większość była koszmarna, zwłaszcza te z tej nocy, kiedy...

Ach. Utonęła w jeziorze.

Uświadomienie sobie tego sprawiło, że znowu nie mogła oddychać, że znowu znalazła się tam, gdzie nie sięgają światło ani żadna lina ratunkowa ani nawet krzyk, że była sama, że tonęła. Wynurzyła się z krzykiem z otchłani nieprzytomności, wyciągnięta przez ręce trzymające jej własne ręce — i gdy otworzyła oczy, oślepiło ją światło. Wykrztusiła wodę na mokry piasek, ciężko dysząc i próbując złapać oddech. Czuła czyjeś dłonie na plecach, gładzące ją, dodające otuchy, gdy walczyła z obezwładniającą ciężkością w ciele. Towarzyszyło jej surrealistyczne uczucie odrealnienia: nie do końca wiedziała, gdzie się znajduje ani co się dzieje. Czerń wisząca w powietrzu wydawała się nieco lżejsza niż ta, w której przebywała jeszcze przed chwilą, jeszcze przed paroma sekundami albo minutami, w sumie nie miała pewności, jak długo; niewykluczone, że trwało to całą wieczność. Wiedziała tylko tyle, że prześladujące ją koszmary stały się jawą, i teraz nawet zamknięcie oczu nie sprawiłoby, że mogłaby się poczuć bezpiecznie.

Dygotała nawet pomimo narzuconego na nią koca i jakichś swetrów, pachnących dziwnie znajomo. Twarze osób dokoła niej także wydawały się rozmazane, nierealne, więc prędko się poddała w próbach rozeznania się w rzeczywistości. Już nie wiedziała, co jest rzeczywistością, a co nią nie jest, bo cienka granica oddzielająca koszmary od jawy się rozmyła. Nie była w stanie ustać na własnych nogach, więc nie protestowała, gdy ktoś wziął ją na ręce i poniósł w jakimś nieznanym kierunku. W pewnym momencie otuliło ją ciepło, zaskakująco różne od zimna panującego w jeziorze, i poczuła, jak jej zesztywniałe mięśnie powoli się relaksują. Nie oznaczało to jednak, że jej umysł również mógł odpocząć — nie, nie, ciemności nie mogły ustąpić tak łatwo, wir myśli nie przestawał krążyć i wciągać do swojego oka wszystkiego, co było dobre, co dawało choć cień nadziei. Tym razem nie miała nawet patronusa, który by ją uratował, bo wciąż spadała w otchłań jeziora, a tam wciąż czyhała na nią śmierć.

— Chcesz się wykąpać, Płomyczku?

Na Merlina, nawet to jej przezwisko brzmiało teraz okropnie ironicznie, bo wcale się nie czuła jak Płomyk. Jej wewnętrzny płomyk już dawno zgasł, wody jeziora go tylko przydeptały, zdusiły, pozbawiły tlenu i pożywki, z pomocą której mógłby się uratować.

Zamrugała parokrotnie, półprzytomnie, i pokręciła głową. Nie, nie miała teraz ochoty na kolejny kontakt z wodą, nawet jeżeli ta prysznicowa nie przypominała w niczym kapryśnej głębiny jeziora. W zasadzie nie wiedziała, czy cokolwiek mogłoby jej teraz pomóc, i...

Łania w potrzasku | Trylogia Łani 2 | ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz