13. Kiedy budzą się demony

236 22 6
                                    

But we're running out of time
Oh, all the echoes in my mind cry
There's blood on your lies
The sky's open wide
There is nowhere for you to hide
The hunter's moon is shining

— Aurora, Running with the wolves

Kawa tego dnia smakowała wyjątkowo paskudnie, równie gorzko jak relacje w całej gryfońskiej grupce. Lily ledwo była w stanie to przełknąć, znając prawdę i jednocześnie wiedząc, że posmak powstał częściowo z jej powodu. A prawda była taka, że tamtego dnia w ogóle nie widziała Siriusa w Wielkiej Sali, co oznaczało też, że nie mógł jej dodać do kawy żadnego eliksiru, bo żeby to się udało, musiałby siedzieć obok niej i wykorzystać moment jej nieuwagi. Tamtego dnia nie spotkała podczas posiłków żadnego z Huncwotów — pamiętała to dokładnie, bo zastanawiała się nad powodem tego stanu rzeczy, pamiętała też przebłysk myśli, że znowu pewnie planowali jakiś kawał.

A to oznaczało, że Peter również nie mógł zobaczyć Siriusa robiącego coś, co w rzeczywistości się nie wydarzyło. Tylko dlaczego w takim razie kłamał? Dlaczego wrobił Siriusa? Dlaczego właśnie jego? Nie trzymało się to w ogóle kupy.

Lily po raz kolejny zmarszczyła brwi, mieszając w kawie łyżeczką. Uderzała metalicznie o brzegi naczynia, na co Lily praktycznie nie zwróciła uwagi, zbyt pochłonięta własnymi myślami. Nie był to pierwszy raz, kiedy się nad tym zastanawiała — właściwie to już chyba może tysięczny, może milionowy. Nawet te noce w szpitalu spędziła na przewracaniu się z boku na bok, na poszukiwaniu sensu w tych wydarzeniach, które James niechętnie jej zreferował. Naprawdę żałowała, że była wtedy nieprzytomna, że nie mogła wówczas niczego powiedzieć, zanim wydarzy się nieodwracalna szkoda — bo obecna rysa między Huncwotami przypominała już chyba przepaść nie do przeskoczenia. Próbowała zresztą przemówić Jamesowi do rozumu, ale bez konkretnych argumentów nie mogła wiele zdziałać, a nie chciała nawet ruszać tematu związanego z tym, kto wobec tego chciał jej zaszkodzić, dlaczego, co dodał jej do kawy i w którym momencie.

Prawdę mówiąc, sama miała tylko podejrzenia. W rzeczy samej, jej zatrucie pokarmowe zapewne nie było zwykłym zatruciem pokarmowym, bo takowych praktycznie nie miewała — podejrzewała raczej, że to kolejny element planu uknutego w ramach zemsty przez trójkę Ślizgonów. Tak przynajmniej podszeptywała jej paranoja, siedząca na ramieniu; niewyobrażalne, że w ogóle nie dopilnowała własnego jedzenia i pozwoliła na to, by ktoś próbował ją zniszczyć. To wydarzenie jednak samo w sobie nie przyniosło jej samej większych szkód poza wyłączeniem na parę dni ze szkolnego życia, więc miało dość niską szkodliwość jak na pomysłowość tamtej trójki. Czy zatem w ogóle była to ich sprawka? Czy jednak podejrzewała ich niesłusznie i jej organizm zwyczajnie przestał wytrzymywać ten ciągły stres i gromadzące się w jej ciele napięcie? Sama nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć, o co w ogóle chodziło. Kłębiące się niespokojnie myśli nie dawały jej spać w nocy i spędziła wiele godzin aż do bladego świtu na wpatrywaniu się w czerń baldachimu rozwieszonego nad jej łóżkiem i słuchaniu oddechów współlokatorek. Nieco spokojniejsze były te noce, które spędzała wyłącznie z Alice, bo w obecności Dorcas czuła ostatnio kłujący niepokój — nie była pewna, czy został on spowodowany przez wyrzuty sumienia, czy coś zupełnie innego. W każdym razie nieobecność Dorcas oraz jej milczenie nie zaskakiwały już Lily, były jednak bolesne, zwłaszcza że Lily zdawała sobie sprawę z tego, gdzie jej przyjaciółka — o ile dalej były przyjaciółkami — spędza te godziny po zmroku. Parokrotnie widziała, jak Dorcas przekrada się przed świtem z powrotem do dormitorium; obserwowała cień jej sylwetki na tle smugi światła padającej z łazienki, i raz dostrzegła, jak Dorcas nakłada zaklęcie makijażowe na twarz. Odwróciła wówczas wzrok i zacisnęła mocno powieki, czując pod nimi palące łzy bezradności oraz wściekłości, że nie może nic zrobić. Nie mogła nawet po prostu być dla Dorcas i jej wspierać, bo Dorcas wyraźnie sobie tego wsparcia nie życzyła, nie chciała nawet rozmawiać z Lily, chociaż ta wielokrotnie próbowała do niej podejść i do niej zagadać. Ta przyjaźń powoli się niszczyła, dokładnie tak samo jak u Huncwotów.

Łania w potrzasku | Trylogia Łani 2 | ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz