5. Burzowe chmury

247 26 3
                                    

Ktoś pogasił wszystkie światła
Świat się ugiął od zamieci
I pomimo wielkich chęci
Nie mam dobrych wieści

Chciałoby się uciec
Nie przed wszystkim się da
Idzie zima

Wiem, że nigdy nie jest łatwa
Niesie ciemny dzień przy sobie

— Kwiat Jabłoni, Idzie zima

🔥🔥🔥

Wróciła do dormitorium tak wstrząśnięta, że ledwo mogła oddychać. Zegar wybił jedenastą, więc nie było jeszcze aż tak późno — a jednak mogła poczuć noc wkradającą się do jej serca.

Dopiero wtedy, gdy znalazła się w swoim łóżku, za zasłonami i barierą zaklęć ochronnych oraz dźwiękoszczelnych, pozwoliła sobie na wybuchnięcie płaczem.

Usłyszenie historii Suzie to jedno — ale zobaczenie jej na własne oczy to coś zupełnie innego. Ten obraz wypalił się na jej powiekach i nie mogła zrobić nic, by się go pozbyć. Nie mogła zapomnieć bólu widocznego na twarzy Suzie ani okrutnych oczu Ślizgonów ani uśmiechu Nicka stojącego obok.

Łzy na języku smakowały gorzko, ale nie potrafiła przestać.

Płakała za Suzie. Płakała za Dorcas. Płakała za każdą niewinną duszę w tym zamku, która cierpiała. Była pewna, że ściany Hogwartu nosiły piętno tego nagromadzonego przez stulecia cichego bólu, złości, krzywdy, nienawiści, i aż dziwne, że nie pękły pod naporem tych emocji, bo skumulowane potrafiły wyrządzić naprawdę sporo krzywdy.

Na moment skupiła się na falującej firance wyznaczającej granicę jej łóżka. Ledwo ją widziała w półmroku dormitorium, wydawała się jednak niemalże biała, tak delikatna jak skrzydła ćmy uwięzionej światłem księżyca. Wyróżniała się wśród ciemności osnuwającej pokój, ciemności trochę pajęczej i lepkiej, w której cienie czyhały na podłodze i ścianach, gotowe do ataku.

Nie, nawet ta głupia biała firanka nie mogła w żaden sposób jej uspokoić swoją jasnością. Lily potrzebowała światła — prawdziwego światła.

Zeszła do pokoju wspólnego, by móc ogrzać się przy kominku w ciepłym świetle i zrobić sobie herbatę. Wiedziała, że tej nocy już raczej nie zaśnie, nie ze śladami łez wciąż świeżymi na jej policzkach. Nie spodziewała się spotkać kogokolwiek o tej godzinie, więc podskoczyła na widok Siriusa pochylonego nad jednym ze stołów. Jego bystre oczy natychmiast ją zlustrowały — lecz nie oceniały.

— Evans — powiedział lekko; jego głos wydawał się bardziej głęboki niż zwykle. — Przyszłaś, żeby mi dotrzymać towarzystwa?

Przewróciła oczami, nie mając ochoty na angażowanie się w zabawy słowne.

— Nie mogłam spać.

— Ja również nie.

Brzmiało to szczerze, choć odrobinę smutno, i Lily natychmiast pomyślała o cholernych skutkach pełni.

— Chcesz trochę herbaty?

— To byłoby całkiem miłe, dzięki.

Poczekała, aż woda się zagotuje, i przyniosła do stolika dwa kubki.

— Proszę. — Podała mu jeden z nich, wypełniony prawie po brzegi herbatą. — Mam nadzieję, że lubisz miętę. Co porabiasz?

Łania w potrzasku | Trylogia Łani 2 | ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz