Fucked up aristocracy | Duff Mckagan

423 18 8
                                    


Witajcie kochani! Chyba już tradycyjnie- przepraszam za moją nieobecność. Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze czasami zagląda. Liczę na to, że jeśli wciąż tu jesteście to 3,5 tysiąca słów, zamiast standardowych 2 tysięcy Wam trochę zrekompensuje mój dotychczasowy brak weny. Jeśli o nim mowa- widzę poprawę, ale jakieś nowe koncepcje na postaci lub sytuacje, które chcielibyście upchnąć w rozdział też będą mile widziane (komentarze, wiadomości prywatne- jak wolicie). Bawcie się dobrze i do następnego 💖



[T.I.] przez całe życie uważała się za przeciętną osobę. Miała zwykłe dzieciństwo, zwykły dom, zwykłą rodzinę. Może z wyjątkiem tego ostatniego.

Mimo tego, że jej rodzice zdawali się być całkiem normalni- przynajmniej dla [T.I.]- w rzeczywistości dla reszty rodziny byli czarnymi owcami w stadzie. Poznali się na imprezie u wspólnego znajomego, a nie na studiach. Woleli spędzać wieczory na koncertach muzyki rozrywkowej- nie klasycznej. W dodatku jej mama nie pochodziła wcale z 'dobrego domu', co nie podobało się babci [T.I.]. Starsza kobieta została wychowana w świecie, gdzie wszystko musiało działać według sztywno ustalonych zasad i tak też wychowywała swoje dzieci. Jej syn jednak miał inne plany na przyszłość, niż przejęcie rodzinnego biznesu. Dodatkowo związał się z kobietą, której jego matka nie trawiła najbardziej na świecie. Sytuacja w rodzinie stała się tak napięta, że gdy mama [T.I.] zaszła w ciąże, oboje postanowili odciąć się od rodziny i wyjechać najdalej jak było to możliwe. 

Mijały lata i wszystko zdawało się być tak jak powinno. [T.I.] wyrosła na pewną siebie, lubiącą zabawę nastolatkę. Może i odstawała od swoich rówieśników, którzy byli raczej dość sztywni i bardziej 'porządni', ale nie zwracała na to większej uwagi. 

Sielanka skończyła się pewnego wieczora, kiedy została sama w domu. Wszystko zdawało się być jak zawsze poza jednym szczegółem. Rodzice nie wrócili o godzinie o której planowali. Dźwięk dzwonka do drzwi rozległ się dopiero kilka godzin później. Na werandzie zamiast rodziców stała dwójka policjantów. 

Wtedy [T.I.] zrozumiała, że stało się coś złego i niestety miała rację. Sprawy zostały jej przedstawione jasno i brutalnie. Jej rodzice zginęli w wypadku- jej ojciec na miejscu, matka w karetce. Sprawca uciekł. 

Szybko powiedziano jej też, że jedyną opcją na to, żeby nie trafiła do sierocińca będzie odnalezienie jej rodziny i przydzielenie im prawnej opieki.

[T.I.] była załamana i nie było w tym nic dziwnego, jednak gorzej mogłoby być już tylko w sierocińcu.

Niedługo potem jechała już do San Francisco, gdzie miała zamieszkać z kobietą, która podobno była jej babcią.

Babcia z początku była w porządku, ale nigdy nie ukrywała, że za punkt honoru bierze sobie wychowanie [T.I.] w 'odpowiedni' sposób. Jej frustracja rosła z dnia na dzień, kiedy coraz bardziej docierało do niej, że nie może stworzyć nowej osoby z 'poprawnym wyglądem' oraz 'kobiecymi zainteresowaniami' z prawie dorosłej już kobiety. Dziewczyna też oczekiwała czego innego. Potrzebowała wsparcia i miłości, które zawsze dostawała w domu. Zamiast tego były tylko krzyki i wieczne upominanie, że kobieta z klasą nie trzyma łokci na stole podczas jedzenia i nie słucha hałaśliwej muzyki. 

W końcu po roku babcia oznajmiła, że nie ma zamiaru dłużej trzymać [T.I.] pod swoim dachem. [T.I.] też nie chciała z nią mieszkać, ale mimo wszystko było to lepsze, niż wizja mieszkania pod mostem. Ostatecznie jednak została oddelegowana do ciotki- siostry ojca- do Los Angeles.

Dziewczyna miała już serdecznie dość bycia traktowaną jak najgorsze zło przez całą swoją rodzinę. Przecież oprócz słuchania rockowej muzyki i noszenia skórzanych spodni nic takiego im nie robiła. 

Fucked up one shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz