24. Nie obchodzi mnie to.

2.7K 84 0
                                    

Colton's pov:


   – Wyżej głowa. – Poprawiłem go po raz kolejny, patrząc ze znudzeniem, jak kolejny raz robi ten sam błąd.

   Jego sylwetka w końcu wyglądała zdrowo. Zaczął jeść regularnie posiłki i dobrze się odżywiać. Robił się z niego prawdziwy wojownik. Byłem pod wrażeniem jego upartości i silnej woli. Tylko dalej nie mogłem z niego wyciągnąć tej nutki dziecinności, którą posiadał również mój brat. Ten jeden element wystarczył, abym zobaczył w nim Marcusa.

   – Zrobisz sobie krzywdę. – Rzuciłem, obserwując jego coraz mocniejsze ciosy, które były oddawane z automatu. Nie myślał, po prostu wyrzucał z siebie emocje. Jego twarz zrobiła się jeszcze bardziej czerwona i wtedy wiedziałem, że muszę zareagować. – Koniec.

   Odepchnąłem go do tyłu, przez co upadł na ziemię. Dyszał głośno, próbując złapać oddech.

   – Nie skończyłem.

   – Mam inne zdanie. Ogarnij się i odpocznij.

   – Ale..

   – Colin. – Zgromiłem go wzrokiem, a on natychmiast się zamknął i odwrócił, naburmuszony.

   Poczekałem, aż wyszedł z pomieszczenia i zamknąłem pokój, aby nie przyszedł mu do głowy kolejny trening. Nie jest jeszcze na tyle silny, aby tak siebie katować.

   Nie jest mną.

   Przeniosłem się do swojego gabinetu, gdzie czekał na mnie plik papierów, które musiałem przeczytać i podpisać. Najchętniej bym tylko złożył podpis tam gdzie trzeba, ale najpierw były w rękach Myli, a po niej mogę się spodziewać wszystkiego.

   Od Marcus: Musimy się spotkać.

   Jest taki przewidywalny.

   Do Marcus: Będę za dwadzieścia minut.

   – Co tam, diablo?

   – Sprawdź co się działo ostatnio u Marcusa.

   – Po chuj?

   – Po prostu to kurwa sprawdź. – Warknąłem, zaciskając dłoń na szklance.

   – Japierdole, daj mi.. – Przewróciłem oczy i przerwałem mu zanim zdążył się rozgadać.

   – Masz pięć minut.

   – No chyba..

   Rozłączyłem się, zgarniając płaszcz i kluczyki od samochodu. W między czasie schowałem za pasek załadowaną broń.

   Przed wejściem dorwał mnie Colin i zaczął wypytywać, gdzie się wybieram. Nie powiedziałem nic, poza tym, że ma zostać u siebie w pokoju, a sam włączę alarm zdalnie. Wyszedłem, choć widziałem, że zabolało go, że znowu zostaje sam.

   Nie byłem odpowiednią osobą do pilnowania dzieciaka, a mimo to, mimo, że sam Austin mówił, aby go oddał Marcusowi, nie zrobiłem tego. Na swój dziwny sposób, potrzebowałem go w swoim otoczeniu.

   Wsiadłem do auta, wyjeżdżając dość szybko z garażu i włączając się do ruchu. Mijałem znajome budynki, czekając nerwowo na jakąkolwiek wiadomość od przyjaciela. Czasem mi się wydaję, że nie potrafi zrobić najprostszej prośby, a później ma problem, że nie mówię mu o wszystkim na bieżąco. Powinien zrozumieć, że dla mnie czas ma znaczenie.

   Zmarszczyłem brwi, kiedy przyszła wiadomość, a jej treść nie wskazywała niczego, co przychodziło mi do głowy. Marcus na pewno coś zaplanował i nie skończy się na rozmowie. Tego byłem pewien.

   Dojechałem pod jego posiadłość zastając istną ciszę. Nie działo się nic, do momentu, kiedy wysiadłem z samochodu i zatrzasnąłem za sobą drzwi. Bacznie obserwowałem, jak kilkunastu mężczyzn otacza mnie wokół, a zza jednego z nich wychodzi Marcus. 

BORDERLESS | +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz