5. Czerwona koperta.

4.2K 97 0
                                    

Myla's pov:


   – Nie przypominam sobie, abyśmy byli umówieni. – Powiedziałam zirytowana, spoglądając na Coltona, który jak gdyby nigdy nic siedział na mojej kanapie w biurze.

   Dopiero co zaczynam ten dzień i już wiem, że na trzeźwo go nie zdzierżę. 

   – Nie będę czekał na ciebie wieczność. Miejmy to za sobą, Hodge. – Wstał, aby chwilę później zapiąć dwa guziki swojej marynarki i wskazując dłonią, abym zajęła miejsce za biurkiem.

   Po wczorajszym spotkaniu z Diarą i kilkoma butelkami wina, nie jestem w najlepszym nastroju, aby już teraz ogarniać umowę z Nicholsonem ale jak widać ktoś się mocno niecierpliwi. 

   Usiadłam się wygodnie na swoim miejscu, założyłam nogę na nogę i posłałam mu zaciekawione, ale też pewne spojrzenie. Sam bez skrupułów przeszywał mnie swoim wzorkiem, do tego stopnia, że poczułam dziwny niepokój.

   Nadal nie potrafię go do końca rozgryźć. 

   – Twoja urocza asystentka przekazała mi naniesione poprawki. Jestem mile zaskoczony, bo nie sądziłem, że przejrzysz go tak dokładnie. Nie doceniłem cię. – Powiedział, na co uniosłam wyżej brew. – Jestem skłonny je zatwierdzić, ale zanim to, to jeszcze coś ode mnie.

   – A więc słucham.

   – Mam dalej prawo do zatrudnienia własnych pracowników. Chcę, aby ich wynagrodzenie wynosiło tyle ile naszych.

   – Masz na myśli moich. – Wtrąciłam, jednak puścił moją uwagę mimo uszu.

   – Chcę mieć tak jak dotychczas pełnoprawny kontakt z naszymi odbiorcami. Samoloty należą do mnie, a ty nie masz o nich żadnego pojęcia.

   – Dobrze.

   Przyczepił się do jeszcze kilku, mniej ważnych punktów, aż zatrzymał się na kwestii finansów. Uśmiechnęłam się w duchu, bo doskonale wiedziałam, że zatrzymamy się tutaj na dłuższą chwilę. 

   Kolejny raz się nie myliłam.

   – Nie podniosę twoich udziałów. – Rzuciłam twardo.

   – Jestem za połową dla każdego.

   – Nic z tego.

   – Czterdzieści osiem dla mnie.

   – Trzydzieści.

   – Czterdzieści pięć. – Zaprzeczyłam ruchem głowy. Zacisnął szczękę i starał się nie wybuchnąć. Widziałam jak bardzo go irytowałam swoją hardą postawą.

   Czy ktoś powiedział, że interesy ze mną są łatwe i przyjemne?

   Tu zawsze chodzi o pieniądze.

   – Czterdzieści, niżej nie zejdę. – Mówiąc to, podszedł do mnie bliżej i nachylił się tak, że nasze twarze dzieliły centymetry.

   – Nie zapominaj z kim rozmawiasz. – Odparłam, zmniejszając jeszcze bardziej odległość miedzy nami. W jego oczach pojawiły się skaczące ogniki, a poza tym było coś jeszcze, czego nie potrafiłam opisać.

   – Lubię, kiedy jesteś taka stanowcza. – Uniosłam wyżej głowę, kiedy jego ręce oparły się po obu stronach mojego krzesła i zostałam uwięziona pomiędzy nimi. – Pociąga mnie to.

   – Nie obchodzi mnie to. – Stwierdziłam, wdychając jego mocne perfumy. W tym momencie wydawało mi się, że pomiędzy nami nie ma żadnych granic, a nasza bliskość była czymś oczywistym. Co było niedorzeczne, ale o dziwo trwałam w tym. Coś nieznanego cholernie mnie do tego ciągnęło.

   – Niech zacznie. – Z tymi słowami odsunął się na bezpieczną odległość. – Miłego dnia, Mylo Hodge.

   Skinął w moją stronę, a następnie zabrał swoją torbę pod rękę i wyszedł, zostawiając mnie w narastającej frustracji. Ta cała sytuacja, sprzed chwili, nie powinna mieć w ogóle miejsca.

   Do Keaton: Kawa.

   Do Keaton: TERAZ.


-♥-


   Czwartek.

   Kolejne wydanie cotygodniowego magazynu King&Queen.

   Spoglądam na okładkę, na której jest moje zdjęcie z dnia, kiedy byłam razem z Keatonem i Diarą na imprezie. Wychodziłam właśnie z klubu i mimo okularów zasłaniałam twarz, aby jak najmniej było widać. Nie przejmowałabym się tym, gdyby nie fakt, że koło mnie idzie mężczyzna z którym pół godziny wcześniej wylądowałam w łazience.

   Każdy komentarz pod zdjęciami wydawał się irracjonalny. Ludzie za każdym razem potrafili doczepić się każdego, najmniejszego szczegółu co do mojego wyglądu, postawy, czy miny. Sami znajdowali odpowiedzi na wszystkie pytanie. Tyle, że były one poprawne dla nich. 

   – Czy to już ten moment, abym powiedział 'a nie mówiłem?'.

   – Nie denerwuj mnie.

   – Mały przedsmak.

   Spojrzałam na niego niezrozumiale. Chwilę później wyciągnął w moją stronę czerwoną kopertę i już dobrze wiedziałam, co ona oznacza.

   – Kurwa.

   – Pisz przemowę, złociutka.

   – Dziub.

   – Co tylko chcesz, Królowo Biznesu. – Ukłonił się prześmiewczo i parsknął. Nawet mój mrożący wzrok nie zrobił na niego wrażenia.

   – Kiedy to jest?

   – Za tydzień. Dokładnie w piątek o dziewiętnastej.

   – Co jeszcze ukrywasz? – Zmarszczyłam brwi, patrząc uporczywie w jego stronę.

   – Dostałaś zaproszenie z osobą towarzyszącą. – Wyjaśnił, drapiąc się po karku.

   – Idę sama. – Rzekłam pewnie, wracając do czytania.

   – Domyślam się, że to byłaby najlepsza opcja. Tyle, że pojawił się problem. W tym roku każda nominowana osoba ma przyjść z kimś, a najlepiej, aby był to ktoś z kimś się współpracuje. Z tego względu, że ty zostałaś już nagrodzona i masz odebrać najważniejsze wyróżnienie na tej gali, tym bardziej oczekują, że zjawisz się ze swoim najlepszym wspólnikiem. – Wyrecytował, zaciskając wargi w prostą linię.

   – Beardslay, po prostu powiedz o kogo im chodzi.

   – Colton Nicholson, oczywiście.

   – Nie żartuj sobie. – Wypaliłam, nieco za bardzo się unosząc.

   – Wiem, że za nim nie przepadasz, ale poza wspólnym wejściem i stolikiem, nic nie..

   – Nie obchodzi mnie to. Podaj numer do organizatora. – Ponagliłam go ruchem ręki, kiedy minuty mijały, a on stał jak kołek.

   – Twój brat jest jednym z organizatorów.

   Teraz jestem pewna, że za tym zaproszeniem kryje się coś więcej. Bradley od początku wiedział, że Nicholson przynosi największe zyski firmie ojca. Skoro pojawił się na odczytaniu testamentu i dalej utrzymałam z nim umowę, to tylko utwierdziło go w tym przekonaniu.

   Co za dupek.

   Działa za moimi plecami.


-♥-


vsanax

BORDERLESS | +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz