Rozdział 23

586 6 4
                                    

🔞Louis Tomlinson🔞

Obudził mnie ból głowy. Jęknąłem sfrustrowany i usiłowałem sięgnąć ręką po leżący na nocnej szafce telefon. Oczywiście musiałem być sobą i mieć cholernego pecha, bo urządzenie z hukiem upadło na podłogę.

- Kurwa pierdolona w chuja chujowego pierdolonego jebana mać! – wrzasnąłem.

Nie tyle byłem zły o to, że prawdopodobnie udało mi się zniszczyć kolejny telefon, za który jeszcze nie spłaciłem wszystkich rat, ale o to, że ten jebany telefon upadając narobił takiego hałasu, że głowa zaczęła mnie napierdalać jeszcze mocniej.

Rozbudziłem się. Wstałem z łóżka, źle postawiłem stopę i co się stało? Moje 70 kilogramów skóry, kości, tatuaży, płynów ustrojowych i organów wewnętrznych rąbnęło o posadzkę.

Zajęczałem żałośnie. Bolała mnie kostka w lewej nodze i zacząłem się obawiać uszkodzenia kości ogonowej, w której czułem okropny ból.

🔞🔞🔞

Potrzebowałem profesjonalnej pomocy medycznej. Po pierwsze wstydziłem się pojechać do szpitala, a po drugie nie chciało mi się czekać kilku godzin aż łaskawie zjawi się kompetentny lekarz, który zajmie się moim wstydliwym problemem.

Zadzwoniłem więc po taksówkę i kazałem się zawieźć do prosektorium.

Patomorfolog zajmował się nie tylko przeprowadzaniem sekcj zwłok, ale również badaniem tkanek i narządów. Dlatego Zayn pracował u mnie na ćwierć etatu i wykonywał badania histopatologiczne i biopsję jeżeli podejrzewałem raka, u niektórych pacjentów.

Mogłem jechać do pracy i tam poprosić Zayna żeby mnie zbadał, ale nie chciałem plotek.  

- Co się stało Louis? – Zayn stał przed parterowym budynkiem, nad którego drzwiami wisiał kolorowy neon z napisem „Prosektorium". Kończył palić papierosa.

- Hej. – wychrypiałem, bo dopiero teraz zmierzyłem się z bólem, który promieniował od kości ogonowej aż do kręgosłupa szyjnego. – Pomóż proszę. Chyba złamałem kość ogonową.

Zayn przepuścił mnie w drzwiach i objął mnie w pasie. Syknąłem, bo nie czułem się najlepiej, ale wiedziałem, że mój przyjaciel nie zrobi mi krzywdy tylko pomoże rozwiązać mój wstydliwy problem. 

Zayn zaprowadził mnie do pokoju socjalnego i posadził na sofie. Westchnąłem z ulgą. Cieszyłem się, że nie zaprowadził mnie do sali, w której bada swoich pacjentów. Wzdrygnąłem się i zrobiło mi się zimno. W tym pokoju też nie czułem się komfortowo, ale lepsze to niż sterylne pomieszczenie z lodówkami na ciała i stołem sekcyjnym.

Na wprost od drzwi była ściana, którą zajmowało akwarium z rybami. Obok niej pod oknem stała dwuosobowa sofa. Z drugiej strony akwarium znajdowała się biblioteczka i duże dębowe biurko. Zainteresowałem się akwarium. Zupełnie nie rozumiałem fascynacji pływającymi stworzeniami, ale każdy lubi coś innego. Mnie od rybek bardziej interesowało pieprzenie Hazzy, ale Zayn miał prawo lubić małe rybki. W jego kolekcji  rozpoznałem neonki, skalary i glonojada.

- A co to takie ładne? – dotknąłem palcem szyby kiedy spostrzegłem rybkę, która mnie zainteresowała.

- Louis! – krzyknął na mnie Zayn. Wzruszyłem ramionami, bo nie rozumiałem czego on się czepia. 

- Przecież to nie zbrodnia, że się nie znam na rybach i pytam co to jest. – jęknąłem zirytowany.

- Macasz tymi tłustymi paluchami, których nie wiem czy nie wyciągnąłeś z brudnego odbytu, pukasz tym śmierdzącym paluchem i ryby mi ogłupiasz, bo są nauczone, że pukasz jak im jeść dajesz!

Aha. Okej. Mam nadzieję, że zrozumiałem.

- Pan pedał się znalazł. – najpierw powiedziałem, a potem uświadomiłem sobie znaczenie słowa. – Cholera przepraszam! Pedant miałem na myśli!

Miałem nadzieję, że Zayn się nie obraził i zechce udzielić mi pomocy, której naprawdę potrzebowałem.

- Zdejmij spodnie Louis. – powiedział Zayn.

Zdjąłem dresy, bielizny nie miałem, bo wciągnięcie ciasnych bokserek na bolący odwłok nie było najlepszym pomysłem.

Zayn zaczął mnie macać i od razu potwierdził moje przykre przypuszczenia. Cholera jasna, dlaczego to ja musiałem mieć  takiego pecha.

Nie byłbym sobą gdybym pojechał do domu i jak normalny człowiek zaczął odpoczywać. Pojechałem do pracy.

🔞🔞🔞

- Szefie? - zapytał nieśmiało Niall.

Wyszedłem z gabinetu ze stosem papierów, którymi postanowiłem obdarować mojego pracownika. Nie było moją winą, że cierpiałem na wrodzone lenistwo i bardzo nie lubiłem porządkować dokumentacji.

- Bardzo mi zależy na tej pracy. Chcemy adoptować z mężem dziecko. Nic nie widziałem, nic nie słyszałem i nie mam pojęcia co szef robi w swoim gabinecie. - powiedział Niall.

Zasłoniłem sobie usta dłonią, ale to nie pomogło mi powstrzymać napadu śmiechu. Usiadłem na podłodze i usiłowałem się uspokoić. Brzuch mnie rozbolał i czułem parcie na pęcherz.

- Zleję się! - wyjęczałem między salwami śmiechu. To było przezabawne.

Łzy spływały mi po policzkach, cały byłem zasmarkany i obśliniony.

- Szefie czy wszystko w porządku? - dopytywał zaniepokojony Niall.

Chciałem mu odpowiedzieć, że nic nie jest w porządku, ale dostałem kolejnego napadu śmiechu. Oplułem się i puściłem bąka.

Kurwa! Powinienem wziąć się w garść i zacząć zachowywać się jak dorosły człowiek, ale jedyne co byłem teraz w stanie zrobić to puszczenie kolejnego bąka i uporczywe rechotanie.

We choose loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz