Harry wstał wyspany, chociaż czuł dokuczające mu lekkie bóle kręgosłupa. Podniósł się do pozycji siedzącej, stawiając stopy na podłodze. Potarł ręką swoje obolałe krzyże i westchnął ciężko. Zerknął na łóżko w którym spała Raine. Było puste i ładnie zaścielone.
Chłopak jęknął, przeciągnął się i wstał prostując swoje plecy. Ubrał wczorajszą koszulkę i spodnie od dresu a następnie zszedł do kuchni, mając nadzieję, że zastanie tam Raine. W pomieszczeniu jednak znajdowała się tylko jego ciotka, która dzięki Bogu, nie miała już swojej przerażająco zielonej maseczki na twarzy.
-Cześć ciociu Lindsey.- przywitał się z nią Harry. Oparł się nonszalancko ramieniem o framugę drzwi i wlepił wzrok w ciotkę, która krzątała się przed blatem kuchennym. Kobieta odwróciła się przez ramię i machnęła lekko ręką w geście świadczącym, że nie ma czasu na pierdoły.- Co robisz?
-Och Harry, twoja Raine jest najbardziej uroczą duszką na świecie! Robię nam śniadanie, dobrze, że wstałeś. Chcesz kawy?- zapytała sprawnie siekając pomidora na plasterki.
-Tak, dzięki. A gdzie jest moja Raine?- zapytał akcentując przedostatnie słowo. Wziął do rąk talerz z gotowymi już kanapkami z ciemnego chleba.
-W ogródku. Bawi się ze szczeniakami.- oznajmiła.
-Ze szczeniakami?- powtórzył zdziwiony.
-Piękna i Bestia wreszcie doczekali się potomstwa.- powiedziała z szerokim uśmiechem ciocia Lindsey wyrzucając przy tym z kuchni Harry'ego.- A teraz idź już, bo mi przeszkadzasz.
Harry pomaszerował przez korytarz, odnajdując wyjście na ogródek. Nie był w tym domu od dobrych dwóch lat, ale najwyraźniej nic tutaj się nie zmieniło. Ta sama beżowa wykładzina w korytarzu, ten sam kolor ścian i obrazów z akwareli, nawet rośliny były te same od niezłomnych kilku lat.
Chłopak otworzył biodrem uchylone drzwi i boso wyszedł na podwórko. Gęsta i krótko przycięta, zielona trawa łaskotała go w jego nagie stopy. Podszedł do wiklinowego zestawu mebli ogrodowych i położył talerz na stoliku.
Zerknął na Raine, która siedziała pod drzewem chroniąc się przed słońcem lipcowego dnia. Bawiła się razem z kilkoma, białymi puszystymi szczeniakami, które zawzięcie atakowały dziewczynę machając przy tym szaleńczo swoimi krótkimi ogonami. Obok niej leżała Piękna i Bestia, para zdrowych, dorosłych golden retrieverów.
Ciocia Harry'ego uwielbiała te psy. Odkąd pamiętał, chciała mieć małe szczeniaki z rodowodem, ale suka jak na złość nie chciała zajść w ciążę. Jednak po kilku latach starań jednak się udało i ciocia Lindsey była teraz właścicielką nie dwóch, ale siedmiu pięknych białych psów.
Harry uśmiechnął się pod nosem i podszedł do swojej przyjaciółki. Usiadł obok niej na kocu, a małe potworki od razu zaczęły go atakować, wchodząc mu na kolana i z zawziętością gryząc nogawki jego spodni.
-Cześć Harry.- powiedziała dziewczyna biorąc do ręki najgrubszego i najbardziej nieporadnego z psów. Szczeniak potykał się o własne łapy i nie nadążał za swoimi braćmi. Przytuliła twarz do miękkiej sierści.
-Cześć Roszpunko.- odparł miękko, próbując pogłaskać każdego z psiaków, by żaden z nich nie poczuł się odtrącony. Jednak kiedy głaskał po puchatej głowie jednego z nich, reszta zaczęła atakować i gryźć nadgarstki oraz palce Harry'ego. Chłopak uśmiechał się mimo woli obserwując tak energiczne i pełne życia małe stworzenia.
-Psy psami, ale śniadanie samo się nie zje.- ciocia Lindsey stanęła w drzwiach i udając lekko oburzoną i wskazała dłonią na wiklinowy stolik. Raine pocałowała w głowę swojego szczeniaka i niechętnie, razem z Harrym podnieśli się z koca. Piękna uniosła w zaciekawieniu głowę, więc dziewczyna poklepała ją w uspokajającym geście. Dwójka usiadła przy stoliku. Harry już sięgał po pierwszą kanapkę, ale Lindsey uderzyła go ścierką.
CZYTASZ
Hideaway | Harry Styles
FanfictionRaine ma nadopiekuńczego i bardzo bogatego ojca. Nadopiekuńczego do tego stopnia, że dziewczyna zamiast chodzić do zwykłej szkoły, ma prywatne lekcje w domu z najlepszymi nauczycielami z kraju i ze świata. Ojciec oraz macocha dziewczyny chcą ją "chr...