Nastepnego dnia z samego rana, Harry i Raine pakowali się na dalszą podróż. Podczas gdy chłopak regulował płatności za pobyt z Milcentą, dziewczyna prowadziła luźną pogawendkę z Jasonem, który trzymał Pastora w swoich napakowanych rękach.
Ich pies z dnia na dzień stawał się coraz bardziej rozbrykany i pełen energii, więc musieli go pilnować niczym najcenniejszego klejnotu. Pies wyrywał się z rąk mężczyzny, który patrzył teraz błagalnym wzrokiem na Raine. Brunetka wzięła szczeniaka do swoich rąk i pocałowała go w jego puchatą i miękką głowę.
-Twój chłoptaś nadal nie przestawił swojego wozu.- mruknął Jason patrząc na ich samochód, nadal stojący w poprzek drogi. Raine wzruszyła ramionami.
-Jeśli karze mu się coś zrobić, to Harry zazwyczaj to olewa. On już tak ma.- zaśmiała się pod nosem. Jedną ręką otworzyła drzwi i wpuściła do samochodu psa, który od razu pobiegł do swojej piszczącej gumowej świnki. Raine poprawiła ręką swoją biało-szarą koszulkę.- To były naprawdę miłe dwa dni.
-Mam nadzieję, że kiedyś nas jeszcze odwiedzisz. Bez swojego chłoptasia na przykład.-Jason zaśmiał się pod nosem, a Raine rzuciła mu karcące spojrzenie. Po chwili przyszedł do nich Harry razem z Milcentą, która z uśmiechem przytuliła się do swojego męża.
-Musimy ruszać. Do widzenia.- powiedział chłopak i bez zbędnych pożegnań wsiadł do samochodu na miejsce kierowcy. Raine wywróciła oczami. Pożegnała się z parą, przytulając mocno każdego z nich osobna. Pomachała jeszcze ręką swoim kolegom motocyklistom, którzy siedzieli przy drewnianych ławkach i jedli śniadanie, a potem wsiadła na miejsce pasażera i zapięła pasy.
Harry wykręcił i wyjechał z polnej drogi na autostradę. Raine ułożyła się wygodniej w fotelu, podwijając nieco rękawki swojej luźnej koszulki. Pomimo tego, że była dopiero dziewiąta rano, zrobiło się już okropnie duszno i gorąco. Harry włączył klimatyzację oraz radio.
-Gdzie teraz jedziemy?- zagadnęła dziewczyna, patrząc z uwagą na swojego pięknego przyjaciela. Tak, Harry zdecydowanie był najpiękniejszą osobą jaką kiedykolwiek poznała. Marszczył czoło w skupieniu, a jego brązowe loki były spięte w koka na środku głowy. Był ubrany w białą, prawie półprzezroczystą luźną koszulkę, jasne, luźne starte dżinsy z dziurami na kolanach oraz znoszone i brudne brązowe buty. Wyglądał jak bohater filmu dla młodzieży, w którym podkochuje się główna bohaterka, i każda dziewczyna oglądająca ten film.
-Nowy Orlean.- powiedział tylko, nie zaszczycając Raine nawet spojrzeniem. Harry położył jedną rękę na kierownicy, a drugą zaczął grzebać w kieszeni. Ze zdziwieniem wyciągnął pustą dłoń. Spojrzał sceptycznie na dziewczynę, która szybko wbiła wzrok w szybę.- Raine.- odparł groźnie Harry.
-Tak?- zapytała jak gdyby nigdy nic.
-Zabrałaś moją ostatnią paczkę gum do żucia?- zapytał powoli chłopak.
-Nie?
-Raine!- krzyknął, a dziewczyna spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami.
-Nic ci nie brałam! Zejdź ze mnie psycholu.- mruknęła, założyła ręce na ramiona, a potem znowu wbiła wzrok w szybę.
-Nie wierzę.- powiedział do siebie, kręcąc głową z dezaprobatą. Zjechał na boczną drogę by wjechać do miasta w poszukiwaniu jakiegoś sklepu. Nie musieli jechać długo, bo zaraz przy zjeździe z autostrady była stacja benzynowa. Harry zaparkował samochód, a kiedy zauważył, że dziewczyna zaczyna odpinać pasy by wyjść z volkswagena, powiedział:- Ty nigdzie nie idziesz.
-Co? Niby dlaczego?- zapytała oburzona.
-Bo spędzimy tam cztery godziny. Idę tylko napełnić bak i kupić gumy do żucia. Pilnuj psa i samochodu.- powiedział. Dziewczyna ze złości założyła ręce na ramiona i zrobiła skrzywioną minę.
CZYTASZ
Hideaway | Harry Styles
Fiksi PenggemarRaine ma nadopiekuńczego i bardzo bogatego ojca. Nadopiekuńczego do tego stopnia, że dziewczyna zamiast chodzić do zwykłej szkoły, ma prywatne lekcje w domu z najlepszymi nauczycielami z kraju i ze świata. Ojciec oraz macocha dziewczyny chcą ją "chr...