29

1.4K 106 10
                                    

 Harry obudził się, kiedy poczuł jak coś ciepłego i nadzwyczajnie ciężkiego chodzi po jego karku i plecach. Chłopak jęknął, mocniej wtulając twarz w prowizoryczną poduszkę zrobioną ze zwiniętej bluzy.

-Psst, Pastor chodź tutaj, bo obudzisz Harry'ego.- usłyszał szept Raine, a potem poczuł jak ciężka kluska z jego pleców zostaje ściągnięta. Poleżał jeszcze chwilę w tej pozycji, rozkoszując się przyjemnym, porannym wiatrem i szumem oceanu. Chciał by ta chwila trwała wiecznie, ale wiedział, że za chwilę otworzy oczy, a Raine zobaczy, że już nie śpi.

Podniósł się do pozycji siedzącej, przecierając swoją twarz i włosy ręką. Na policzku miał odbity ślad zamka błyskawicznego bluzy, na której spał.

-O, wstałeś.- powiedziała Raine, która spakowała do toreb już prawie wszystkich ich rzeczy. Tak szybko?

-Hej, Roszpunko.- mruknął niemrawo. Odszukał wzrokiem Pastora, który w zębach próbował podnieść kij trzy razy większy od niego. Chłopak westchnął ciężko, czy tego sierściucha także już nigdy nie zobaczy?- Zbieramy się?- zapytał.

-Tak, właśnie kończę pakować torby. W tej zielonej znajdziesz jeszcze trochę wafli z nutellą o ile jesteś głodny.- powiedziała, a Harry pogrzebał w torbie w poszukiwaniu przysmaku. Dziewczyna zaczęła składać koc na którym spał, a potem wszystkie ich rzeczy położyła w jednym miejscu.- Gotowe, możemy ruszać- mruknęła starając się brzmieć pogodnie i radośnie, ale Harry usłyszał jak jej głos się łamie. Brunetka podparła swoje biodra rękami, wpatrując się w bawiącego się kijem Pastora.

Nie wiedziała jak przeżyje spotkanie z mamą. Jednak oprócz stresu i narastającej paniki, czuła się także podekscytowana. Nie widziała najważniejszej osoby w swoim życiu już od dłuższego czasu i naprawdę się za nią stęskniła.

Pół godziny później byli już w samochodzie. Raine kierowała Harry'ego jak ma jechać do domu jej mamy. Pastor chyba wyczuł napiętą atmosferę, bo co chwilę poszczekiwał głośno i nie mógł wysiedzieć na jednym miejscu w fotelach z tyłu pojazdu.

Kiedy znaleźli się pod małym, ale pięknym, białym domkiem przy samej plaży, Harry chwycił drżące ze stresu dłonie dziewczyny. W milczeniu obserwowali domek, który był jedyną budowlą w obrębie prawie 300 metrów. Harry nie wiedział, że tak spokojne miejsce jak to, w ogóle istnieje w Los Angeles.

-Stresujesz się?- zapytał przyjaciółki, a ta oderwała wzrok od szyby i spojrzała na swojego towarzysza.

-Jak jesteś ze mną to nie.- odparła uśmiechając się ciepło.- Ale lepiej miejmy to już za sobą.- powiedziała i już chwytała za klamkę od drzwi, kiedy przerwał jej głos kędzierzawego.

-Raine.- mruknął, a dziewczyna spojrzała na niego z uniesionymi brwiami.- Jeśli, będzie coś, co...- zaczął, ale szybko przerwał, nie wiedząc jak ubrać swoje myśli w słowa.- Błagam tylko mnie nie znienawidź.- mruknął błagalnym tonem, patrząc smutnymi oczami na Roszpunkę. Brunetka nie wiedziała, o co mu za bardzo chodzi.

-Nie rozumiem. Dlaczego miałabym cię znienawidzić?- zapytała parskając zestresowanym śmiechem. Chłopak westchnął ciężko i puścił dłoń dziewczyny.

-Zobaczysz.- powiedział do siebie spuszczając wzrok na swoje kolana. Nie wiedział jak dziewczyna zareaguje na to, co miało się za chwilę wydarzyć.

-Wejdziesz tam ze mną? Chyba nie jestem gotowa zrobić to sama.- zapytała błagalnym tonem.

-Tak, Roszpunko.

Raine niczym w transie wyszła z samochodu trzaskając za sobą drzwiami. Harry przypiął Pastora do jego szelek i poprowadził go na podwórko domu. Dziewczyna sztywno stała przed drzwiami wejściowymi nie mając odwagi by zapukać lub zadzwonić dzwonkiem. W tej prostej czynności musiał wyręczyć ją Harry, a sekundy które trwały od wypowiedzenia głośnego "już schodzę!" z wnętrza domu do otworzenia drzwi, wydawały się ciągnąć w nieskończoność.

Hideaway | Harry StylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz