Miami nie słynie tylko z pięknej plaży, parków i wysokich wieżowców. Harry i Raine szybko się dowiedzieli, że to piękne i ogromne miasto często organizuje przeróżne festiwale. A oni znaleźli się właśnie podczas finału jednego z nich.
Festiwal kwiatów*, trwał już ponad tydzień, a dzisiejszego dnia miała odbyć się finałowa parada z kilkoma platformami przyozdobionymi tysiącem różnych, kolorowych kwiatów pochodzących z najdalszych zakątków ziemi.
Raine wypruła naprzód, przedzierając się przez tłum gapiów z komórkami, tabletami i lustrzankami wycelowanych w pierwszą, nadjeżdżającą platformę.
Dziewczyna zniknęła na moment z oczów Harry'ego, ale po chwili dostrzegł ją, jak lekko wychylała się z barierki przy ulicy, by nie przegapić żadnej części pokazu. Chłopak przystanął obok niej i uważnie przyjrzał się powoli nadjeżdżającemu pojazdu. Platforma była w kształcie lekko otwartego kwiatu, przystrojona w tysiące holenderskich tulipanów. Poczynając od ciemnofioletowych, różowych i czerwonych, kończąc na pięknych, białych okazach na samej górze.
Zaraz potem, po ulicy przeszły trzy, szeroko uśmiechnięte, blond Holenderki ubrane w długie, włóczące po ziemi suknie z kolorowych kwiatów. Harry zastanawiał się czy rośliny są prawdziwe a jeśli tak, to jak do cholery połączyli te delikatne główki kwiatów w trzy solidne suknie?
Harry nie potrafił nazwać roślin, ale niebieskie płatki były wąskie i długie. Kobiety miały nagie ramiona i odsłonięte z przodu nogi. Tylko tył sukni majestatycznie ciągnął się za Holenderkami niczym kwiatowa delikatna peleryna. Cały widok zapierał mu dech w piersiach, ale już po chwili zaczął patrzeć na kolejną platformę.
Tym razem pojazd wystylizowany był na średniowieczny zamek z kwiatowymi wieżyczkami i małymi oknami zrobionymi ze stokrotek. Za zamkiem szły kolejne kobiety, tym razem ubrane w normalne ubrania, wyglądające jak średniowieczne wojowniczki.
Po niecałej godzinie, która wydawała się trwać jakieś kilka sekund wszystkie platformy odjechały do bezpiecznej mety, gdzie miały zostać w specjalnie wyznaczonych miejscach, tak by ludzie którzy nie mieli okazji zobaczyć ich jeżdżących po ulicy, spokojnie mogli przyjrzeć się tym kwiatowym arcydziełom.
Droga powoli zapełniła się ciekawskimi ludźmi. Policjanci zabezpieczali końce ulicy, kierując zbłąkanych kierowców na inną, przejezdną drogę. Wszyscy byli w stanie wyczekiwania. Raine spojrzała pytająco na Harry'ego, ale w odpowiedzi dostała tylko uniesienie jednej brwi i lekceważące wzruszenie ramion.
Chłopak wpakował dłonie w kieszenie spodni. Już miał zaproponować pójście i pooglądanie pięknych Holenderek, które pozowały do zdjęć, gdy nagle okna mieszkań na ulicy otworzyły się gwałtownie. Brunet spojrzał na kobietę w podeszłym wieku która grzebała ręką w wielkim worku. Spojrzał na inne okna, w każdym była ledwie widoczna postać, z takim samym wielkim, lnianym workiem. Nadleciał dosyć nisko głośny samolot.
A po chwili stało się coś czego Harry i Raine nie zapomną do końca życia. Kobiety w oknach zaczęły sypać płatkami kolorowych kwiatów. Klapa wojskowego samolotu otworzyła się i w locie nad ulicą, posypały się tysiące lekkich jak piórko płatków kwiatów, które niesione przez delikatny wiatr Miami powoli opadały na ulicę.
Raine otworzyła szeroko usta ze zdziwienia. Wystawiła wyprostowane dłonie, a chwilę później znajdowały się na nich płatki najróżniejszych rodzajów kwiatów, we wszystkich istniejących kolorach.
Ten "deszcz" trwał kilka sekund, ale to wystarczyło, by ulica natychmiast przykryła się grubą warstwą płatków, na które żal było nadepnąć. Harry i Raine stali przez chwilę w osłupieniu, przyglądając się innym, mniej lub bardziej zaszokowanym osobom. Małe dzieci zaczęły się bawić kwiatkami jak śniegiem lub jesiennymi liśćmi, podrzucając raz po raz do góry mięciutkie kawałki roślin.
CZYTASZ
Hideaway | Harry Styles
FanfictionRaine ma nadopiekuńczego i bardzo bogatego ojca. Nadopiekuńczego do tego stopnia, że dziewczyna zamiast chodzić do zwykłej szkoły, ma prywatne lekcje w domu z najlepszymi nauczycielami z kraju i ze świata. Ojciec oraz macocha dziewczyny chcą ją "chr...