27

1.5K 103 18
                                    

 Raine bezczelnie wpatrywała się w Harry'ego, który z wykałaczką wepchniętą miedzy zęby prowadził samochód. Dziewczyna nie miała nic lepszego do roboty, bo od niemal godziny za oknem panował taki sam krajobraz, przez co czuła się, jakby w ogóle się nie poruszali. Jakby cały czas tkwili w jednym i tym samym miejscu.

Spojrzała przez ramię by zobaczyć co ciekawego robi Pastor. Ich szczeniak, z dnia na dzień przybierający na wadze, smacznie spał na tylnych kanapach. Dziewczyna westchnęła ciężko. Zazdrościła mu umiejętności zasypiania niemal w każdych warunkach. Burza z piorunami? Wyboje na drodze? Prawdziwy kataklizm? Dajcie mu kawałek podłogi i Pastor już tam zaśnie!

Raine westchnęła ciężko opierając stopy odziane tylko w skarpetki na krawędzi ich samochodowego schowka.

-Co jest?- zagadnął Harry, rzucając jej tylko krótkie spojrzenie. Trzymając obie dłonie na kierownicy.

-Zastanawiam się co robi mój ojciec z macochą.- powiedziała wpatrując się w okno.- Myślę, że Ainsley ucieszyła się, że uciekłam z domu. Mój tata zawsze wolał mnie od niej, ale teraz ma go tylko dla siebie.

-Jak oni się w ogóle poznali? Ainsley nie jest jakoś dwadzieścia lat młodsza od twojego ojca?- Harry starał się podtrzymać rozmowę, bo sam nie mógł znieść panującej w samochodzie ciszy. Nie za bardzo obchodziły go stosunki jego pracodawcy z młodą kobietą, ale jeśli Raine zaczęła ten temat...

-Szesnaście. Ainsley w tym roku skończyła dwadzieścia siedem lat. I poznali się na spotkaniu biznesowym firmy w której kiedyś pracowała jako asystentka. Ainsley opowiada o tym, jakby pełniła wtedy co najmniej funkcję prawej ręki prezesa, ale tak naprawdę to tylko przynosiła kawę do stolików i wysyłała faksy. Od razu między nimi "zaistrzykło"- tutaj Raine, z kwaśnym uśmiechem zrobiła cudzysłów w powietrzu.- Nie rozumiem jak tak bardzo można lecieć na czyjeś pieniądze.- powiedziała oskarżycielsko.- To głupie.

-Wiesz, nie wszyscy od urodzenia mają kasę na każde ich zachcianki, a większość ludzi marzy o tym by choć na chwilę zaznać luksusu.- Harry wzruszył ramionami.

-Czy ty przyjaźnisz się ze mną tylko ze względu na to jak wiele pieniędzy ma mój ojciec?- zapytała wprost dziewczyna, odrywając wzrok z szyby i kierując go na prowadzącego samochód chłopaka. Oczywiście oczekiwała negującej odpowiedzi.

-Tak.- odparł szczerze, uśmiechając się szeroko, ukazując rząd śnieżnobiałych zębów.

-Serio?- mruknęła niedowierzając.

-Przypomnij sobie twoją propozycję, Roszpunko. Zapłacisz mi, jeśli zawiozę cię bezpiecznie do twojej mamy w LA. Łączyła nas tylko umowa, wybacz, ale nie zaprzątałem sobie głowy naszą "przyjaźnią". Myślałem nawet nad tym, żeby schować się do bagażnika jeśli będziesz irytująca. A byłaś. I to bardzo.

-Ale teraz się to zmieniło.- dokończyła, chcąc wreszcie usłyszeć to czego oczekiwała.

-W sumie to nadal mnie wkurzasz, ale jestem skłonny przyznać, że cię polubiłem.

-Ja też cię lubię.- powiedziała z uśmiechem, wreszcie ustatysfakcjonowana odpowiedzią Harry'ego.

-Nic szokującego. Lubiłaś mnie już zanim wyjechaliśmy spod twojego podjazdu. Chociaż "lubienie" to chyba za słabe słowo.- mruknął, a potem wybuchnął gromkim śmiechem kiedy dostrzegł jak twarz jego przyjaciółki zmienia się w dorodnego pomidora. Raine uznała tą rozmowę za zakończoną, bo znowu wlepiła swój wzrok w szybę. Po chwili jazdy usłyszała dosyć głośny huk i poczuła jak samochód lekko przekrzywia się na lewą stronę.

Hideaway | Harry StylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz