Rozdział 16 - Sen Shuichiego.

153 7 22
                                    

(od autora)
Cześć mydełka.
Jestem bardzo ale to bardzo przemęczony tym wszystkim, nauką, jak i moimi problemami w moim codziennym życiu, poprostu nie to przytłacza.
Czuje się jak atencjusz lecz uznałem że potrzebuję wam to w jaki kolwiek sposób wyjaśnić czemu nie ma rozdziałów-
Bardzo dużo razy już obiecywałem że, postaram się więcej pisać rozdziałów, oraz tak wiem że rozdziały są co miesiąc czy 2 rozdziały w miesiącu, ale nie nadążam ://
Bardzo przepraszam was za to. </3

Lecz bez moich litanii, zapraszam do czytania rozdziału:

*pov: Shuichi*

Kokichi stał w rogu mojego pokoju, miał bardzo dziwny oraz zimny wyraz twarzy.
Balem się do niego podejść ponieważ gdy mówiłem nic nie odpowiadał...

- Kokichi? Kokichi to ty?

Spojrzawszy na zegarek, ujżałem 47:00

- spójrz na mnie Shu....

Kokichi w końcu się odezwał, lecz nadam nie miał za wesołej miny.
Powiedział abym na niego spojrzał więc to zrobiłem.
Spojrzałem na niego.
Jego oczy zrobiły się całe białe, twarz była czarna oraz sam Kokichi był bez ubrań.

- Podejdź do mnie Shu...

Następnym znakiem od Kokichiego było abym podszedł.
Zrobiłem to.
Stanąłem bardzo blisko niego, ale pomimo wszystko, Kokichi dalej nic nie robił, nic a nic.

-  Rób co chcesz, ale i tak cie znajdę.

Przeraziłem się lekko, nie wiedziałem oco chodzi, co Kokichi mi powiedział, dlaczego miał bym od niego uciec? Przecież go kocham...

Kokichi sięgnął po swoją chustkę, nie ruszając się z miejsca, poprostu w jego rękach, jakiś cudem ona się tam znajdowała.

Otarł nią moją głowę, po tym gdy to zrobił uświadomiłem sobie że jest na niej krew...

- Shuichi... Chcę cię uratować.

Ale... To że mnie się leje krew? Gdzie mam ranę?
Nic nie mówiłem.

Kokichi zatem zawiązał mi swoją chustę na mojej szyji, a zamiast niej w jego ręku znajdował się nóż.

Nic nie robiłem, wydawałem się spokojny ale w duszy panikowałem, chciałem uciec, lecz nie mogłem.

Przede mną stał oczywiście Kokichi z nożem, lecz za mną ktoś również stał.
Nie odwracając się nawet, wiedziałem kto to, to była Kaede która miała że sobą piłe łańcuchową, miała ubraną krótką czarną zakrwawioną spódniczkę, oraz białą bluzke z nutami lekko podarta, również była ona zakrwawiona
Lecz jej ręka też nie była w najlepszym stanie, krwawiła a drugą ręka podtrzymywała piłe.
Tą ranną ręką włączyła piłe łańcuchową, a jej ręka nagle odpadła, byłem tam bardzo przerażony lecz nie było widać tego w ogóle po mnie.
Gdy się ruszyłem, wybiegłem z mojego pokoju, przerażony. Zamknęłam z niego drzwi lecz gdy wybiegłem zobaczyłem jedynie więcej moich poszkodowanych przyjaciół, patrzyli się na mnie, a właściwie mogłem tylko tak stwierdzić, ponieważ jak Kokichi i Kaede, również mieli białe oczy.

- Tępić.

Powiedziała to Kirumi.... Tylko czemu? "Tępić"... Co to dla nich mogło oznaczać?

Chciałem uciec naprawdę.
Lecz gdy zobaczyłem przeszkody które mam pokonać miałem ochotę się poddać.... Ale tego nie zrobiłem, nie poddałem się...
Pierwszą przeszkodą były trzelające piłki bejsbolowe.
Przeżyłem, oberwałem tylko jedną.
Wdawało się to proste...
Drugie utrudnienie za to było gorsze.
Trzeba było przejść przez ogień.
Było bardzo gorąco, gdy spojrzałem za siebie przyjaciele patrzyli się na mnie, oraz inni ludzie których nawet nigdy nie widziałem...
Przeżyłem... Cudem przeżyłem.

Poczułem grund pod nogami.
co się dzieje? Zadawałem sobie bardzo podobne pytania co sekundę, co ze mną będzie, czy przeżyje?-
P-pomocy...

Kokichi...

Leciałem w dół... wylądowałam w szkolnej ławce.
Była przede mną mała tablica z napisanymi randomowymi liczbami a przy niej Kokichi, który wskazywał na te liczby, był w ubraniach, lecz bez swojej chusty, bo była na mnie oraz nie miał już czarnej twarzy, ale jego oczy pozostały białe, wyraz twarzy też się nie zmienił, był tak samo zimny i nie przyjemny jak wcześniej.
Nie mogłem uciekać bo niestety byłem przywiązany do szkolnego krzesła, nikogo za mną nie było, do czasu kiedy taśma po której jechałem nie dobiegała końca, Kokichi zniknął mi z przed nosa, ale poczułem jego zimny oddech na moich plecach, nie odwracając się wiedziałem że trzyma nóż...
Nie mogłem przełknąć śliny...
Chciał mi to zrobić.

Zamknąłem oczy oraz krzynąłem

KOKICHI!!!!....

Obudziłem się.
To wszystko to sen.

- KOKICHI... KOKICHI JESTEŚ NORMALNY...!
- o mój Boże Shu! Co się stało!? Miałeś zły sen?

Siedziałem na łóżku przerażony patrząc na Kokichiego i przytaknąłem.
Dotknąłem swojej głowy, spojrzałem na rękę, byla ona czysta, oprócz potu, a to przez to że bardzo się zestresowałem, dotknąłem również szybko mojej szyji, aby sprawdzic czy nie mam na sobie jego chusty.
Nie. Jest w porządku...

- już dobrze Shu? Zmartwiłem się... Krzyknąłeś dość głośno... - Kokichi powiedziawszy to zapalił lampkę.

- tak... Już w porządku... Poprostu miałem koszmar... Ty... Kaede...mieliście białe oczy... ty Kokichi, byłeś nagi, oraz dałeś mi swoją chustę, ale przed tem wytarłeś mi ją moją głowę, ponieważ w śnie krawawiłem..nagle w twojej ręce pojawił się nóż... Mówiłeś coś w stylu "możesz robić co chcesz i tak cie znajdę"... za to Kaede miała piłe łańcuchową i odpadła jej ręka... To było straszne... Gdy wybiegłem z pokoju, ale tam byli nasi przyjaciele, Tenko, Himiko, Kiibo czy Rantaro, a Kirumi powiedziała coś w stylu "tępić"
Gdy to powiedziała przede mną otworzyły się przeszkody, najpierw musialem przejść przez alejkę gdzie pełno piłek bejsbolowych przelatywało bardzo szybko i dość mocno, przeżyłem.
Druga to był koszmar...musiałem przechodzic w ogniu, przeżyłem... Ale gdy wyszedłem, poczułem grund pod nogami... zlatywalem na dół... Trafiłem do szkolnej ławki, ławka ta była na takiej taśmie a przede mną byłes ty i tablica, w której ty coś wskazywałeś.
Gdy doszliśmy praktycznie do końca, ty zniknąłeś i pojawiłeś się za mną, chciałeś... Wbić we mnie nóż.. Ale ja krzyknąłem i się obudziłem.

- oh mój... JEJU SHU!!! JUŻ DOBRZE!!! Nigdy bym nie pomyślał w ten sposób aby się zabić... Zaparzę nam herbaty, ale sprawdziłem godzinę i jest piąta trzydzieści, więc już jest dzień, już nie musisz spać jeśli nie chcesz, najwyżej w dzień sobie pośpisz na przykład o dwunastej.

- cieszę się że się o mnie troszczysz. Dziękuje Ci Kokichi

- nie ma sprawy! Może zrobię też nam śniadanie?

- naprawdę? Jesteś u mnie, ja Cię obudziłem, a ty jeszcze chcesz nam robić śniadanie.. To ja powinienem ciebie teraz położyć w łóżku i zrobić wypasione śniadanie.

- Shuichi... Nie... Naprawdę to nie kłopot, ty miałeś zły sen, nie wyspałeś się chyba, a ja zrobię dla ciebie dobrą herbatkę oraz pyszne śniadanie.

- Bardzo Ci dziękuje Kokichi, kocham cię...

- Ja ciebie też kocham Shu - pocałował mnie w policzek po czym wstał z łóżka i poszedł robić nam śniadanie.

Jakie to miłe z jego strony...
Ale zastanawia mnie mój sen... Tak samo ta godzina... 47? Nie ma takiej... Miejmy nadzieję że to nic takiego.


*¨*•.¸¸♪


(autor)
Dzięki za przeczytanie tego rozdziału <3
Do następnego ^^

🧼✨1079 słów ~

Saioma/zaczeło się od listu. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz