Akt I: Rozdział 4: "Nawiedzony korytarz"

923 79 145
                                    

 Childe powoli i ostrożnie przemierzał ruiny. 

 Chociaż miał zająć się wartą, a nie eksplorowaniem podziemi, to chłopak chciał zobaczyć od którego miejsca potwory będące w salach nie zostały zabite przez Zhongliego. Mimo że Tartaglia szedł już jakiś czas, nie zaszedł nie wiadomo jak daleko. Było to głównie spowodowane tym, iż w ruinach było bardzo ciemno, więc aby wiedzieć gdzie co jest Childe musiał cały czas mieć jedną dłoń na ścianie. Dzięki temu kiedy chłopak natrafiał na jakieś wejście wiedział, kiedy zachować szczególną ostrożność. 

 I mimo że Tartaglia zabił już wielu ludzi i walczył z wieloma potworami, ale dopiero teraz, gdy samotnie przemierzał podziemne korytarze aktywował się jego strach przed ciemnościami. Childe od zawsze w sobie tego nienawidził, ale nie potrafił tego przezwyciężyć. Mimo obawy przed mrokiem chłopak wciąż szedł przez siebie, mijając kolejne puste sale i modląc się w duchu, aby mógł jak najszybciej znaleźć jakiegoś potwora po czym zawrócić. 

 Wtedy ręka, która cały czas dotykała ściany straciła źródło oparcia. Childe szybko przywarł do obmurowania wiedząc, że trafił na kolejną salę. Chłopak ostrożnie zajrzał do środka, niestety sala była pusta. Zwiastun ciężko westchnął po czym ruszył na dalsze poszukiwania. 

 Dopiero w momencie, gdy rudowłosy był blisko końca korytarza usłyszał zgrzyt stali. Childe gwałtownie zatrzymał się i znów przytulił się do ściany. Jak najciszej podszedł do ostatniego w tym holu wejścia i spojrzał na to, co było w jego środku. 

 W ogromnej komnacie znajdował się łowca ruin. Był rozbudzony, ale nie atakował Tartagli - znaczyło to, iż to nie Zwiastun go obudził. Po dokładniejszym przyjrzeniu się Childe zauważył, że oprócz łowcy ruin nie ma tam nikogo innego. To nieco zdziwiło chłopaka - skoro nikogo tam nie było, to jakim cudem maszyna się obudziła?

 Childe ponownie schował się za ścianą nasłuchując, czy oprócz łowcy ruin na pewno nie ma tu nikogo innego. Nie dość, że potwór został obudzony przez nie wiadomo kogo, to chłopak czuł, jakby ktoś wiercił go wzrokiem. Jednak oprócz zgrzytu zębatek i stali nie słyszał nic innego. Kiedy Tartaglia miał wracać coś podkusiło go, aby spojrzeć na ścianę na końcu korytarza. Jednak była to bardzo głupia decyzja. 

 Pod ścianą stało coś, co przyprawiło go o lodowate ciarki - była to lekko prześwitująca postać ubrana w obszarpane, wiszące ubrania, które odsłaniały skręcone i chude ciało. Twarz postaci była poharatana, a jej oczy małe i świecące. Childe odrętwiał. 

 Postać lewitowała, a kiedy powoli zaczęła się do niego zbliżać Tartaglia nie zwracając uwagi na ciemności i swój stan zdrowia pędem ruszył w drogę powrotną. Zapewne rozwinął prędkość szybszą niż rozwijał zazwyczaj, gdy w dodatku był zdrowy. Teraz jednak nie zwracał na to uwagi - chciał jak najszybciej wrócić do Zhongliego, po prostu spotkać kogoś kto był przyjazny i żywy. 

***

 Zhongli nie spał twardym snem, dlatego budził go najmniejszy szmer. W momencie, w którym usłyszał czyjeś dyszenie i szybkie kroki Morax otworzył oczy i zdał sobie sprawę, że dźwięki te prawdopodobnie wydaje Tartaglia. Wyglądało na to, że przed czymś uciekał. 

 Były archon złapał za włócznię, po czym wyszedł z komórki, aby sprawdzić co się stało. Nie minęło kilka sekund, jak wpadł na niego Childe, przez co obydwoje wylądowali na ziemi. 

 Tartaglia szybko podniósł głowę z klatki piersiowej Zhongliego po czym spojrzał na niego i spanikowany powiedział:
 
 - Widziałem jakąś zjawę. 

 Oczy Zhongliego się rozszerzyły. Był bardzo zdziwiony zachowaniem oraz tym co mówił Tartaglia. Po chwili jednak mężczyzna rozluźnił się, czując ulgę - całe szczęście Childe nie ściągnał tu żadnego monstrum. 

 - W starych ruinach zawsze jest ich sporo - odparł spokojnie Zhongli. 

 - Czemu nie mówiłeś tego wcześniej?! - niemalże krzyknął Tartaglia. 
 
 Morax był zdziwiony dość gwałtowną reakcją Childe'a. Po chwili jednak zaczął się domyślać o co chodzi. 

 - Boisz się ciemności i duchów? - zapytał. 
 
 Zapadła chwilowa cisza. Childe patrzył na Zhongliego dość wściekłym wzrokiem po czym bezradnie westchnął i przymknął oczy. Kiedy znów je otworzył nie było w nich już złości. 

 - Jeszcze tego nie widać? 

 Zhongli uśmiechnął się lekko po czym delikatnie pogłaskał Tartaglię po policzku. 

 - Ty też mogłeś powiedzieć to wcześniej. 

 Po tym dłoń Moraxa znów znalazła się na ziemi, a mężczyzna podniósł się do siadu, dając rudowłosemu znak, że chce wstać. Ten jednak nie zamierzał mu na to pozwolić. Childe znów przez chwilę popatrzył Zhongliemu w oczy, jakby nad czymś się zastanawiał. W końcu zbliżył się do niego, po czym go objął. Czoło Zwiastuna wylądowało na ramieniu Moraxa. 

 Mężczyzna był nieco zdziwiony zachowaniem Tartagli, jednak po chwili delikatnie odwzajemnił uścisk. Strach bez wątpienia potrafił złączyć ludzi. 

***

 Kiedy od całego zdarzenia minęło kilka godzin Zhongli i Childe poszli w miejsce, w którym Zwiastun napotkał zjawę. Zhongli uznał, że skoro był tam jeden duch kogoś, kto prawdopodobnie zmarł w tych ruinach być może to nie jedyny przypadek - a jeżeli byłoby tam więcej umarlaków istniała szansa, iż znajdą kolejną drogę wyjścia. Ruiny te były prawdopodobnie większe niż by się to wydawało...

 Droga do podejrzanego miejsca przebiegała w ciszy, którą w końcu przerwał Tartaglia:
 
 - Jakim cudem tak szybko idziesz? 
 
 Zhongli spojrzał na Childe'a jakby był nieco zdziwiony. W tym momencie zdał sobie sprawę o co chodzi - ludzie nie widzieli zbyt dobrze w ciemnościach.

 - Mam po prostu dobry wzrok...

 Po tym Zhongli choć trochę niepewnie wziął Zwiastuna za rękę, aby nieco pomóc mu poruszać się w panującym mroku. Kiedy chłopak nie zaprotestował Morax nieco się rozluźnił. 

 Kiedy obydwoje dotarli na miejsce Childe gestem nakazał ciszę. Dwójka, cały czas trzymając się za ręce zaczęła po cichu mijać wszystkie komnaty. Gdy byli na końcu korytarza tuż pod ścianą, pod którą wcześniej ukazała się zmora zatrzymali się.  

 - Ostatnim razem łowca ruin był obudzony - szepnął Childe.

 Zhongli nie odpowiedział. Uważnie wpatrywał się w ścianę, jakby coś tam zobaczył. Jedyne co było słychać we wręcz grobowej ciszy to oddechy dwóch osób. Tartaglia czuł jak atmosfera powoli zaczyna się spiętrzać. To było jak cisza przed burzą. 

 Wtedy nagle Morax mocniej ścisnął Zwiastuna za rękę i szybko wbiegł z nim do jednej z komnat.

 Z korytarza ewakuowali się w ostatniej chwili - w momencie zasypał je kurz, pył i gruz a przez hol przebiegło ogromne cielsko lawachurla. 

 Tartaglia i Zhongli spojrzeli na siebie. 

 - W ostatniej chwili - powiedział w końcu rudowłosy. 

 - Ale obawiam się, że to nie koniec...  - odparł cicho były archon. 

 W ruinach rozległo się echo ryku rozwścieczonego lawachurla, a łowca ruin znajdujący się w sali, w której się ukryli powoli zaczął się poruszać. 

 W takich sytuacjach najczęściej nie ma dobrego zakończenia...


//PRZYSIĘGAM ŻE PISZĄC TO OMAL NIE ZESZŁAM NA ZAWAŁ GDY NAGLE KOT SZURNĄŁ O PUDŁO

 Mogę oglądać horror za horrorem będąc sama w domu ale jak piszę sceny gdzie rośnie napięcie to byle szmer sprawia że znajduje się pod sufitem lol

Słów: 1100

"Tsaritsa" - Zhongli x ChildeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz