Człowiek zakochany w bóstwie.
Brzmiało to jak jakiś pradawny mit lub legenda, ale było to rzeczywistością.
Rex Lapis zabijał demony jeden po drugim, Childe zaś mógł jedynie stać i patrzeć na to wszystko z boku. Wciąż był oszołomiony, ale nie na tyle, by nie wiedzieć co się dzieje.
Zhongli, a raczej geo archon próbował dostać się do portalu prowadzącego do Otchłani, co próbowały uniemożliwić mu demony. Ku ich nieszczęściu Rex Lapis radził sobie z nimi bardzo dobrze, przygniatając je, rozszarpując bądź przebijając ostrymi skałami, które jakby wyrastały z ziemi.
Wszędzie była czarnofioletowa, lśniąca maź, prawdopodobnie krew demonów. Ciemne, bardzo duże pomieszczenie wyglądało jak pole bitwy, delikatne czerwone światło nadawało temu jeszcze większej wyrazistości.
Demonów nie pozostało już wiele. Rex Lapis zabijał już ostatnie z nich i udało mu się przedostać do portalu. Wokół archona pojawiły się kryształy będące w najróżniejszych kolorach - wszystkie jednak posiadały tak samo złotą łunę. Kamienie te wbiły się w przejście do Otchłani i zaczęły je porastać. Wyglądało to jakby walczyły one ze złem, które znajdowało się za portalem - bryły, które próbowały skrystalizować ciemne wejście były wypchane przez to, co znajdowało się w środku Otchłani. Koniec końców to kryształy okazały się silniejsze i całkowicie pokryły portal, zamieniając go w pył.
Rex Lapis zmiażdżył głowę ostatniego z demonów. A przynajmniej wydawało mu się, że był to ostatni z potworów.
Archon wypuścił z nozdrzy powietrze. Czuł, że jego ciało wręcz błaga o przywrócenie do ludzkiej formy. Nie było sensu zwlekać z tym dłużej.
Rex Lapis zaczął iść w stronę Tartagli w tym samym czasie powoli się rozpadając. Childe, widząc to trochę spanikował, ale po chwili zrozumiał, że Zhongli wraca do swojej ludzkiej postaci.
Ciało geo archona zniknęło całkowicie, pozostawiając jedynie iskry. Zhongli, już w normalnej formie wbił włócznię w ziemię i trzymając jej rękojeść dwoma rękami, padł na kolana. Po jego ramionach i skroni ściekała krew, która zaczęła powoli zasychać. Pojedyncze rozcięcia w jego ubraniach ukazywały kolejne rany, które nie wyglądały dobrze.
Childe szybko podbiegł do mężczyzny i klęknął tuż przed nim. Położył dłoń na jego policzku po czym uniósł jego głowę do góry, aby móc spojrzeć Zhongliemu w oczy. Spojrzenie Moraxa było wypełnione agonią, ale i czymś czego Tartaglia nie umiał określić.
Zhongli uśmiechnął się delikatnie, chcąc przekazać, że wszystko już dobrze i położył rękę na dłoni Tartagli.
Żaden z nich nie wiedział od jakich słów zacząć, dlatego zapadła cisza. Jednak nie przeszkadzało im to, oboje mogliby tak siedzieć wieczność.
Jednak coś takiego jak "wieczność" nie istnieje.
W ciemnościach rozległ się syk, w mroku zabłysnęły kły ostatniego, niezabitego demona. Istota rzuciła się na dwójkę, aby ich zabić.
W tej chwili jednak syk ustał.
Childe wbił strzałę w oko kreatury, tym samym niszcząc jej rdzeń.
- Ajax...
Chłopak, chociaż chciał nie mógł puścić strzały. Coś niewidzialnego trzymało jego dłonie przy ostrzu.
Wtem po rękach Tartagli zaczęło wić się coś ciemnego, co chwilę po tym wchłonęło się w jego skórę. Zhongli patrzył na to z przerażeniem.
CZYTASZ
"Tsaritsa" - Zhongli x Childe
FanfictionNa jednej z misji Childe spotyka osobę, która ma odmienić wiele rzeczy w jego życiu - Zhongliego. Chociaż mimo trudnych początków i dość dziwnych okoliczności w jakich spotykają się później udaje im się zaprzyjaźnić. I Tartaglia, i Zhongli dzięki pr...