!TW: KREW!
Xiao co jakiś czas oglądał się za siebie.
Miał wrażenie, że stanie się coś złego.
O ile już się nie stało.
Yaksha przebył spory kawałek drogi w całkowitej samotności. Dragonspine było coraz bliżej, co jakiś czas dało się poczuć chłodniejszy powiew powietrza. Z jakiegoś powodu te lekkie podmuchy przyprawiały Xiao o gęsią skórkę. Chłopakowi wydawało się to dziwne, ponieważ poza tym było ciepło.
A może wcale nie chodziło o temperaturę?
Xiao kątem oka spojrzał na swoją maskę. Ta sytuacja przypominała mu o wojnie archonów, o walce z demonami, oraz o innych Yaksha'ch którzy zginęli w mękach. Kiedy ich zabrakło, chłopak musiał nauczyć walczyć się sam. Miał oczywiście Rex Lapisa, ale przez pewien okres nawet sam Bóg Geo zupełnie nie przejmował się tym, co dzieje się z Yaksha'mi. Był zbyt zaślepiony wojną i wściekłością po stracie Guizhong.
Nawet Bogowie nie są tacy święci i dobrzy, jak się wydaje.
Wtedy Xiao się zatrzymał. Nie stanął na krawędzi przepaści, ani nie zobaczył nic co wymusiłoby na nim tak gwałtownej reakcji. Przed dalsza drogą powstrzymało go to, co poczuł.
Między Yakshą a Dragonspine znajdowała się nieduża, dawno opuszczona wioska Mingyun. Miejsce to przywracało wiele wspomnień, do tego to prawdopodobnie tam znajdował się człowiek którego ścigali tyle czasu. Czy zatrzymał się tam przypadkowo, czy może specjalnie?
Xiao nie był pewien, czy powinien był założyć maskę już teraz, czy raczej poczekać do momentu, aż stanie się coś złego. Jego dłoń powędrowała na ostre elementy maski, chłopak dobrze wiedział, że kiedy jej użyje, znów zacznie słyszeć i widzieć to, od czego chciał się trzymać z daleka.
W końcu Yaksha zadecydował, że poczeka jeszcze jakiś czas, ale tylko kiedy zauważy coś podejrzanego od razu złoży maskę na twarz.
W oplatającym jego serce niepokoju Xiao ruszył przed siebie.
***
Childe, Aether i Paimon nie oszczędzali swoich sił i cały czas parli na przód. Przez większość czasu nikt się nie odzywał, dwójka podróżników była pochłonięta atmosferą wyraźnie nadchodzącej walki, zaś Tartaglia próbował skupić swoje myśli. Na zmianę myślał o swoim rodzeństwie oraz o Zhonglim.
- Hej, uważaj!
Childe zatrzymał się słysząc piskliwy głos Paimon. Przed sobą ujrzał hordę wściekłych hilichurli, które odwróciły się w jego stronę.
Aether pociągnął Tartaglię za rękę i szybko odbiegł z nim jak najdalej.
- Nie mamy czasu ich zaczepiać - sapnął blondyn. - Przestań przejmować się Zhonglim, proszę cię. Jak zamierzasz walczyć?
Blondyn puścił dłoń Childe'a widząc, że rudowłosy zaczyna już jarzyć o co chodzi.
- Lepiej skup się na oddechu, bo zakwasów dostaniesz od biegania.
Aether tylko prychnął, ale skorzystał z rady. Ani on, ani Tartaglia biegaczami nie byli, więc ten maraton trochę ich kosztował. Childe zaczął przez to odczuwać dyskomfort spowodowany nie do końca uleczonymi ranami. To oraz reszta jego zmartwień całkowicie odrywało go od rzeczywistości.
Trójka zwolniła tempo dopiero parę minut później. Mimo tego niewielkiego upływu czasu zdążyli oni pokonać dość spora trasę. Byli zdyszani, ale bardzo zależało im na tym, aby zdogonić Xiao i dorwać osobę, której poszukiwali.
CZYTASZ
"Tsaritsa" - Zhongli x Childe
FanfictionNa jednej z misji Childe spotyka osobę, która ma odmienić wiele rzeczy w jego życiu - Zhongliego. Chociaż mimo trudnych początków i dość dziwnych okoliczności w jakich spotykają się później udaje im się zaprzyjaźnić. I Tartaglia, i Zhongli dzięki pr...