Akt II: Rozdział 26: "Wspomnienia tamtych dni"

446 38 210
                                    

Oprócz tajemniczego zwoju wszyscy zaczęli szukać również Paimon.

Burza wciąż trwała, chociaż ulewa minęła - zamiast niej kropił teraz drobny deszcz. Wiatr, na całe szczęście, również nie należał do najsilniejszych. Szukali wszyscy oprócz Inoyashiego, który uznał, że Paimon to nie jego sprawa.

Jak na razie nic nie układało się po ich myśli. Nie dość, że nie mogli się stąd ruszyć bez swojej towarzyszki i na wyspie najprawdopodobniej były już demony, które próbowały odzyskać Łzę to na domiar złego jeszcze sam kryształ okazał się być tykającą bombą. Chociaż do tej pory nigdy się z nim nic nie stało i nic nie wskazywało na to, aby miało być inaczej to świadomość ta ciążyła na wszystkich. Oprócz irytacji zapanował również niepokój, co nie mogło się skończyć dobrze.

— Rozdzielmy się! — powiedział w końcu Aether. — Ja zajmę się tą częścią wysypy po której teraz jesteśmy, a wy tamtą za wąwozem!

Nie było czasu na zastanawianie się nad czymkolwiek, Zhongli i Childe od razu ruszyli w stronę, którą wskazał im Aether. Poruszali się żwawym tempem, jednak nie odzywali się do siebie. Tartaglia co jakiś czas zerkał na sakiewkę Łzy Orobashiego i modlił się, aby znalazł zwój jako pierwszy. Kryształ nie mógł ulec ŻADNYM zmianom.

Dopiero gdy oboje rozpoczęli schodzenie do obozu zaczęli się komunikować między sobą. Zejście po śliskich skałach nie należało do najprostszych, w dodatku kiedy po paru minutach znaleźli się na dole zaczęli odczuwać pulsujący ból głowy i osłabienie. Na te objawy Zhongli i Childe stali się jeszcze bardziej poirytowani, najpierw mieli problemy z tatarigami, a teraz wąwóz okazał się być pełen kolejnych niespodzianek. Chociaż sprawiło to, że na początku oboje chcieli po prostu pokonać wąwóz jak najszybciej i przejść na drugą stronę coś przerwało ich plany.

Krzyk Paimon.

Zhongli oraz Childe zatrzymali się po czym spojrzeli na siebie. Gdzieś w oddali o ziemię uderzył kolejny piorun, a burzowe niebo groźnie zahuczało. Jednak żaden z nich nie zwracał na to uwagi.

— Ona jest gdzieś w wąwozie — powiedział Morax, po czym skręcił w bok.

— Jesteś pewny, że jest jeszcze co ratować? — zapytał sceptycznie Childe i pokierował się za nim.

— To czemu idziesz za mną? — zapytał dość szorstko Zhongli, unosząc brew.

To pytanie zaskoczyło Tartaglię, wyglądało to tak, jakby Zhongli zaczął się czegoś domyślać…

…A może po prostu chodziło o coś zupełnie innego.

— Skoro krzyczała tak, jakby rozdzielano ją na pół, myślę że jeśli pójdziemy tam razem będzie bezpieczniej.

Kłamstwo.

Zhongli po prostu w milczeniu skinął głową, nawet na niego nie patrząc. Childe nieco się rozluźnił - przecież raz mężczyzna próbował mu się nawet wytłumaczyć z sytuacji, gdy próbował go zabić. Nikt normalny nie próbuje się pogodzić z osobą, którą o coś podejrzewa.

Wtedy krzyk rozległ się ponownie, Morax przyspieszył, zaczął biec. Tartaglia nie miał wyjścia i musiał pobiec za nim, nawet jeśli oznaczało to poruszenie ran i jeszcze gorsze samopoczucie spowodowane klimatem tego miejsca.  Tak naprawdę, dla ścisłości, to cały czas podążał on za Łzą Orobashiego, a nie Zhonglim - w tej chwili był on dla Childe'a całkowicie obojętny.

Oboje zatrzymali się dopiero po dłuższej chwili, stanęli tuż przed stromym zejściem do podziemi.

— Nie ma pewności, że to stamtąd dochodził krzyk… — odezwał się Zhongli.

"Tsaritsa" - Zhongli x ChildeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz