17. Prezent na święta dla William'a

171 10 4
                                    

Pov. William Afton

- Clara będzie zadowolona- zaśmiał sie Scott.

- Bardzo- mruknąłem, przejeżdzając długopisem po uszach Sky.

Od razu ruszyła nimi, zabjerając je jak najdalej od długopisu.

"Uszy sprawne, brak ograniczeń" zanotowałem w zeszycie i spojrzałem w jej oczy.

- Wygląda na to że wszystko dobrze- mruknąłem, sprawdzając czy wszystko dobrze zapisałem.

- To dobrze raczej- zaśmiała sie Sky i odwróciła sie do mnie. Spojrzałem na nią.

- Aż za dobrze- westchnąłem i walnąłem lekko swoją córke końcówką długopisa między oczy.

- Ała!- od razu odskoczyła i zaczęła masować miejsce uderzenia.- Za co to?!- zrobiła dwa kroki do tyłu.

- Czyli jednak nie wszystko jest dobrze- uśmiechnąłem sie zwycięsko.

"Odruchy ludzkie, nie magiczne, do nauki" zapisałem na szybko.

- Ciekawe czy to wogle rozczytasz- powiedział Scott zaglądając mi przez ramie.

- Rozczytam, rozczytam- jego też walnąłem lekko długopisem. Ten też odskoczył i lekko syknął.

- Paliłeś- powiedziała Sky i popatrzyła na mnie z wyżutem.

- Nic nie paliłem- przewróciłem oczami i zrobiłem swój podpis na dole kartki z notatkami o nowej formie Sky.

- Nie kłam, dobrze czuje ten zapach- podeszła do mnie. Spojrzałem na nią z góry. Widząc wzrok dziewczyny westchnąłem i zamknąłem zeszyt.

- No i co w związku z tym? To tylko jeden papieros- odwróciłem sie do niej plecami i położyłem zeszyt na biurku.

- Tak, a ja jestem księżniczką brokatu- powiedział sarkastycznie Scott.

- WILLIAM!- do pokoju wszedł Glitch.

- Boże czego sie drzesz?- spytała Sky kładąc uszy po głowie by po chwili nimi lekko wstrząsnąć i postawić je spowrotem.

- J-już wiem gdzie była Marionetka i Nightmare'y!- krzyknął i wszedł głębiej do pokoju. Wszyscy spojrzeliśmy na niego z szeroko otwartymi oczami.

- William!- do pokoju wszedł... Nightmare. Zadowolony.- Mamy dla ciebie prezent na święta!- parsknął śmiechem i pstryknął palcami. Do pokoju wszedł, a raczej wszedli, N. Freddy i N. Bonnie.

Za sobą ciągneli związanego... Adriana?

- O kurwa- powiedziała na głos Sky.

- Idealnie to podsumowałaś- zaśmiał sie lekko Scott. Moje oczy były utkwione w próbującym sie wyrwać Adrianie.

- Ale... jak?- spytałem, podchodząc bliżej. Nightmary rzucili chłopaka na podłoge. Jego oczy były skierowane na mnie.

Nie widziałem w nich strachu czy czegoś podobnego, widziałem w nich determinacje.

- A takie tam, połączyliśmy fakty, ogarneliśmy sie, i jakoś tak wyszło- powiedział zadowolony z siebie Nightmare.

- Nie zapominajcie o mnie~- kojący głos dotarł do moich uszu. Do pokoju spokojnym krokiem weszła Marionetka, opierając sie o framuge drzwi.

- Charlie!- praktycznie krzyknęła Sky i przytuliła czarno-włosą.

- Gdzie byłaś?- spytał Scott z wyżutem. Wsumie rozumiem go. Charlie, czyli Marionetka to jego córka, a ona zniknęła na zbyt długo bez powiadomienia.

- Tu i tam, nigdzie i wszędzie- uśmiechnęła się dziewczyna, po czym puściła moją córke. Marionetka wzięła twarz Sky w ręce.- Boże dziewczyno co ci sie stało?- spytała, śmiejąc sie lekko.

- Dobra, Sky, Marionetka, Nightmare, wychodzimy- powiedział Glitch.- William musi odpakować swój prezent- uśmiechnął sie do mnie złośliwie królik. Przewróciłem oczami i spojrzałem na Adrania.

W pokoju zostałem tylko ja i Scott. No i Adrian.

Podszedłem do Scott'a i nachyliłem sie nad jego uchem.

- Chcesz czynić honory?- spytałem uśmiechając sie. Chodź nie widziałem dokładnie twarzy mężczyzny, wiedziałem że jego konciki ust podniosły się do góry.

- Za Henry'ego?- spytał, poprawiając włosy.

- Za Henry'ego- podtwierdziłem. Scott podszedł do Adriana i przyklęknął przy nim.

Złapał go za włosy i pociągnął do góry. Zdjął dośc brutalnie huste którą miał na ustach i wyżucił ją za siebie.

- A teraz- powiedział pół-szeptem- gdzie masz pilot?- spytał, przejeżdzając kciukiem po jego ustach.

- Po moim trupie- warknął chłopak, i próbował sie wyrwać.

- Jak sobie życzysz- Scott uśmiechnął sie szerzej i puścił głowe chłopaka.

Przyłożył buta do jego ramienia i zaczął naciskać.

- Myślisz że coś ci to da?- zaśmiał sie Adrian, próbując pokazać że niczego sie nie boi.

- To może nie, ale to już tak- mruknął mężczyzna, a po chwili słyszać było dźwięk pękającej kości i krzyk leżącego.

- Tak szybko?- spytałem podchodząc bliżej.

- Nie mam ochoty sie dziś bawić- mruknął ledwo słyszalnie przez skowyt Adriana.

- Tato?- do pokoju wszedł Micheal. Ogarnął wzrokiem co sie dzieje i wesrchnął.- Dobra, nie będe wnikać, ale mam prosiła abyście przenieśli się do piewnicy bo dzieci pobudzicie- powiedział na szybko i wyszedł z pomieszczenia.

Odwróciłem głowe do mojego przyjaciela.

- Pomoge zanieść ci go do tej piewnicy i pojade do szpitala- powiedziałem klękając przy leżącym. Wziąłem huste którą miał związane usta i znowu go zakneblowałem.

- Po co do szpitala?- spytał brunet (Scott jest chyba brunetem, idk). Machnąłem do niego ręką aby pomógł mi podnieść praktycznie płaczącego chłopaka.

Wyjżałem na korytarz. Nikogo nie było więc wyszliśmy z pomieszczenia trzymając Adriana pod pachami.

- Pojade sprawdzić co u Henry'ego- mruknąłem.

Reszte drogi do piewnicy spędziliśky w ciszy.

Gdy posadziliśmy Adriana na krześle, kiwnąłem głową do Scott'a i wszedłem na góre po schodach.

Wziąłem klucze od auta i wyszłem z domu, oczywiście uprzednio zakładając buty i kurtke. Wziąłem głęboki wdech.

Spojrzałem na swoje jakże cudowne, czarne buty. W oczy żucił mi sie spalony w połowie lekko przygnieciony papieros, którego Scott "przez przypadek" wytrącił mi z ręki i zdeptał butem.

- Nah, jeszcze jeden nie zaszkodzi- mruknąłem i wyciągnąłem paczke i zapalniczke z kieszeni.

~~~~~
Zbliżamy sie do końca moi mili :>

~𝚂𝚣𝚘́𝚜𝚝𝚊 𝚣 𝙰𝚏𝚝𝚘𝚗𝚘́𝚠~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz