11. Co tu sie kurna dzieje?

341 20 7
                                    

☆Pov. William Afton☆

W oststniej chwili zlapłem Sky w ręce, zanim upadła na podłogę.

- Ennard!- krzyknąłem imię animatronika. Po chwili był już przy mnie.- Weź Sky na ręce i przenieś ją ostrożnie do mojego bióra. Raczej wjesz co robić- tak jak powiedziałem, tak zrobił. Clara poszła za nimi, a ja odprowadziłem ich wzrokiem. W mojej głowie kłębiło sie za dużo myśli.

- T-tato?- usłyszałem głos mojej młodszej córki.- Co się stało Sky?- przyklęknąłem przy niej. Popatrzyłem na jej twarz, na któtej brakowało mi uśmiechu. Pogłaskałem ją po głowie.

- Spokojnie kochanie- złapałem ją lekko za rące.- Sky miała mały wypadek, ale niedługo wróci do zdrowia- skłamałem, co robie dość rzadko. Nic nie wiem o stanie Sky, nawet nie wiem, w jakim czasie sie obudzi.

♤Pov. Clara Afton♤

Moje dziecko... Moja najstarsza córeczka...

Kto jej to zrobił?

Znając życie, Will już to wie, lecz nie powie mi tego za szybko.

Łzy napłynęły mi do oczy, starałam się nie płakać, być silna. Ale widok swojego najstarszego dziecka w takim stanie, to chyba najgorszy widok dla każdej matki...

Weszlam razem z Ennardem do bióra Williama. En (skrót od Ennard) położył Sky na łóżku stojącym zaraz obok biórka. Podszedł do komody (stojącej koło drzwi) i wyjął z pierwszej szuflady strzykawkę.

- Błagam powiedz że...- zaczęłam łamiącym sie głosem.

- Nie, Clara- przerwał mi.- To lek znieczulający- tylko po co? I tak przecierz Sky tego nie poczuje.- To na wszelki wypadek, gdyby sie obudziła- wyjaśnił. Nie wiem jakim cudem może być taki spokojny w tej chwili. Ja przebieram cały czas nogami, nie moge uspokoić myśli...

- M-mamo?- odwróciłam się szybko w stronę dźwięku. Stał tam Micheal, w oczach miał przerażenie. Zapomniałam zamknąć drzwi...

- Micheal- podeszłam do niego nie spokojna, nie chciałam by widział swoją siostre w takim stanie- idź na razie do pokoju, Ennard ci wszystko później wytłumaczy- pokiwał głową, a ja go pocałowałam w czoło.- Weź Chrisa i Lizzy do siebie, pobaw się z nimi- pogłaskałam go po policzku- Tylko patrz, żeby nie przhszli tu, dobrze?

- Dobrze, mamo...- ostatni raz zerknął na Sky, po czym wyszedł z pomieszczenia. Tym razem zamknęłam drzwi.

- Claro, pomożesz mi?- spytał Emnard. Natychmiast do niego podeszłam.- Wytrzyj prosze krew z jej twarzy i widocznych miejsc- podał mi wilgotny recznik... Skąd on go teraz wziął? Przy podawaniu zauważyłam, iż strasznie trzęsły mu się ręce.

- Ennard, lepiej żebyś ty to zrobił- odsunęłam od siebie rzecz.

- Możesz zmienić się w Ballore, przecierz jesteś wtedy bardzo opanowana- na jego twarzy widać było nerwowy uśmiech.

Chwile zastanawiałam sie, czy to dobry pomysł.

- Proszę bardzo, Ballora- podał mi ręcznik.

Moję ręce już się nie trzęsły. Moim ciałem zawładnął spokój. Powoli i starannie poczęłam wycierać krew ze skóry Sky. Jej twarz była taka spokojna...

- Twoja twarz też jest spokojna, Balloro- powiedział En łykając tabletki, najprawdopodobniej na uspokojenie.

- Przez chwilę zapoimniałam, że czytasz nam w myślach- mówiąc "nam", miałam na myśli Baby, mnie i Funtime animatrony.

- Też o tym na chwile zapomniałem- powiedział ciszej. Oparł się jedną ręką o biórko, a drugą złapał się za skroń. Zmieniłam postać na czlowieka i lekko spanikowana podeszłam do niego, nie martwiąc się już stanem zdrowia Sky. Na razie jest z nią wszyatko dobrze. Przecierz Ennard podał jej leki.

- Ennard?- spytałam. Jego lewe oko świeciło się na różne kolory. Koloru oczy animatroników z SL.- Ennard, oddychaj...- podeszłam szybko do pudła z częściami i wyciągnęłam odpowiednie części.

- N-nie...- odsunął lekko moją ręke.- T-to...- wziął głęboki wdech- n-nie od tego...- osunął się na podłoge.

- Tato!- krzyk Elizabeth. Micheal ma to samo...

- Claro...- głos Ennard był coraz cichszy.- To wszystko co się dzieje...- zaczął powoli zamykać oczy- to wina Adriana...

◇Pov. Sky Afton◇

Gdzie ja jestem?

Co ja tu rabie?

Czemu lewituje w przestrzeni?

Nie wiem.

Wiem tylko, że otacza mnie ciemność. Czyżby koleny koszmar?

Cóż, nie miałam ich od pomad tygodnia, wreszcie musi sie to stać.

No to teraz tylko czekać, aż postawią mnie na ziemi.

Ale to sie nie zdażyło. Zamiast tego, przedemną pojawiła sie niebiesko-fioletowa, świecąca kulka. Chciałam jek dotknąć, ale ta sie tylko odsuwała.

- Hej, światełko, chodź tu do mnie- powiedziałam. Wiem, że to może głupio zabrzmieć, ale tak, powiedziałam coś do światełka.

- Oh... Nie jestem tylko światełkiem- czekaj kurwa co. Coś powiedziało to w mojej głowie. To był głos, ktorego na 100% niegdy nie słyszałam.

- K-kim jesteś?- zająknęłam się, chodź wcale nie chciałam.

- Hmmmm...- nagle światełko zniknęło. Nagle moje stopy zetknęły się z podłożem. Śmieszna sprawa, bo nie miałam na sobie butów. Ani skarpet.

Nagle przedemną pojawiła się postać. Lekko wystraszona zrobiłam krok do tyłu. Po posturze mogłam łatwo stwierdzić, że to dzieczyna. Postać była ubrana w czarną koszulkę, jasne jinsy, przewiązaną w pasie czerwoną koszulę w krate i fioletowe rękawiczki. Włosy miała ciemne brązowe, a na twarzy białą maske królika. Ta maska zasłaniała jej pół twarzy, widoczne były tylko usta. No i niebieskie oczy, ale one były widoczne za pomocą otworów w masce.

- Cześć Sky...- skąd ty...- siedziałam w twojej głowie od samego początku istnienia pierwszej pizzeri...- powiedziała. Czyta mi w myślach czy coś?- Żebyś wiedziała, że czytam ci w myślach!- jej głos był dość... radosny...

- Ale gdzie moje maniery!- walnęła sobie face palm'a. Podeszła do mnie bliżej i wyciągnęła ręke.- Jestem Vanny!- powoli przyjęłam jej ręke.- Jestem...- zrobiła chwilę pałzy- Jestem czymś na podobieństwo Glichtrapa!- uśmiechnęła się szeroko.- Tylko że Glitchtrap należy do Williama, a ja należe do ciebie!- cały czas potrząsała moją ręką.- Twoje imię już znam, nie musisz mi się przedstawiać! Znam cię, od kąd skonczyłaś 14 lat!- ale ona jest gadatliwa...- To miło mi wreszcie cię poznać, tak się ciesze!- wreszcie puściła moją ręke, a ja ją szybko zabrałam do siebie. Nie znałam jej, nie siem co ona może mi zrobić. Nawet nie wiem, czy moge jej zaufać...

- Oh... przepraszam...- powiedziała Vanny i spuściła głowę.- Nie chciałam być nachalna... Już przestaje czytać ci w myślach...- zamknęła oczy. Widać było, że jest speszona.

- H-hej Vanny...- powiedziałam niepwnie.- Zacznijmy może od nowa...- chciałam ją złapać za ręke, ale sie troche bałam, co może o mnie wtedy pomyśleć.

- Tak...- spojrzała na mnie. Jej oczy wyrażały czyste przeprosiny.- Masz rację, zacznijmy od początku...

~~~~~
Nie wiem co wstawić tu na koniec, a więc dobrej nocy/dnia/wieczoru/popołudnia czy kiedy wy to tam czytacie. Bayo!

P. S. Chcecie świąteczny specjał?

~𝚂𝚣𝚘́𝚜𝚝𝚊 𝚣 𝙰𝚏𝚝𝚘𝚗𝚘́𝚠~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz