Rozdział IV

882 108 195
                                    


Malfoy przez chwilę z osłupieniem tylko patrzył na Harry'ego i kwiatka.

Umysł Harry'ego jakby się zaciął. Nie mógł wydusić z siebie ani słowa i zapadła martwa cisza, w której pomyślał, że musi mieć jakieś halucynacje, ale mijały sekundy i nic się nie zmieniło. Wciąż nie stała przed nim Cho.

Draco zamrugał z niedowierzaniem.

— Zapraszasz mnie na Bal? — zapytał ogłupiały.

Wyglądał, jakby też zastanawiał się, czy jeszcze nie oszalał.

Harry otworzył usta i zamknął je z powrotem. Czuł się, jakby wszystkie jego myśli wyparowały, w głowie zamiast mózgu została pustka.

— Znaczy... — zaciął się i zamilkł, niezdolny w ogóle do właściwego pojęcia tego, co się stało.

A potem nagle Malfoy pozbierał się i otrząsnął – zniknęła konsternacja i zdumienie, w jednej chwili uśmiechnął się szeroko, czarująco.

— Oczywiście, Potter — oznajmił zachwycony; sprawiał wrażenie, jakby ktoś właśnie postukał go w ramię i oznajmił, że wygrał na loterii.

Wyjął mu kwiatka z dłoni, obrzucił oceniającym, przychylnym wzrokiem, po czym – wciąż z olśniewającym uśmiechem – puścił mu oko.

Harry'emu kręciło się w głowie, jakby lada moment miał zemdleć.

— W takim razie — rzucił Ślizgon. — Jesteśmy umówieni.

Zagryzł przy tym wargę, tłumiąc śmiech, a potem wycofał się z progu, już unikając wzroku Gryfona, jakby celowo nie chcąc zauważyć jego reakcji.

Harry wytrzeszczył na niego oczy.

— Malfoy... — zdołał wydusić i zrobić pół kroku w przód.

Ale było za późno – stał u wyjścia z Wieży sam i wpatrywał się w puste miejsce, gdzie przed chwilą był Draco.

***

Wracał do Gryffindoru czując się, jakby dostał Confundusem – umysł działał jak we mgle, myśli docierały do niego w spowolnionym tempie.

— O mój boże, Harry?

Zamrugał na znajomy głos, skupił wzrok, przerywając oglądanie w głowie raz za razem, jak Malfoy rozpromieniał się i przyjmował kwiatka. Miał przeczucie, że ta niedorzeczna scena będzie od dziś prześladować go w koszmarach.

Hermiona i Ron patrzyli na niego z identycznym niepokojem ze swoich foteli w Pokoju Wspólnym. Granger aż pobladła na twarzy.

— Wróciłem — oznajmił bezmyślnie.

Weasley podniósł się ze swojego siedzenia, zostawiając rozrzucone wokół książki i pergamin, i w kilku krokach przekroczył pomieszczenie. Złapał Harry'ego za ramię, by pociągnąć go w stronę schodów do ich dormitorium, stanowczo, ale ostrożnie, jakby spodziewał się, że chłopak zatoczy się i runie prosto na twarz. Hermiona skoczyła za nimi, obrzucając przy tym ostrym wzrokiem wszystkich innych w Pokoju Wspólnym, którzy z zaintrygowaniem obserwowali Gryfona.

Sypialnia była pusta. Ron popchnął go na pierwsze lepsze łóżko, dziewczyna zablokowała drzwi i od razu też wyciszyła cały pokój. Wolał nie zastanawiać się, jak wygląda, jeśli tak łatwo dostrzegli, że coś jest nie tak.

— Jak poszło? — zapytała natychmiast, choć nie bez obawy, bezwiednie obracając różdżkę w dłoniach. Weasley oparł się tyłem o piec na środku, zmarszczył czoło.

Hibiskus i tarta dyniowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz