Wielka Sala wybuchła podnieceniem.
Dumbledore nie próbował powiedzieć nic więcej; zajął z powrotem swoje miejsce, uśmiechając się nieco i wymamrotał coś Moody'ego po swojej lewej stronie.
Harry liczył, że otrzymają więcej szczegółów – rzucone w ten sposób hasło niezbyt wiele mówiło mu o samym wydarzeniu. Skoro jednak była to jakaś wieloletnia tradycja Turnieju, Hermiona mogła coś wiedzieć. Odwrócił się do niej i pochylił, żeby w ogóle usłyszała go w powstałym właśnie hałasie.
Ale słowa na chwilę zatrzymały mu się w gardle.
Romilda, Lavender i Parvati obserwowały go, szeptając między sobą. Zawahał się, po czym powiódł wzrokiem po komnacie.
Ze stołu Hufflepuffu dostrzegł spojrzenia Hanny Abbott, Leanne i dziewczyn o rok młodszych, a na twarzach ich wszystkich malowała się ekscytacja. Gdzieś dalej Cedric uśmiechał się swobodnie, niewzruszony nagłym zamieszaniem wokół siebie.
Rzucił okiem na Krukonów: Padma i Lisa chichotały już do siebie, głowy obracając raz za razem między Harry'm a Vincentem. Roger i Michael zerkali na Fleur Delacour. Z pewną obawą odnalazł wśród uczniów Cho – nie patrzyła na niego. Nie patrzyła w ogóle na nikogo, jakby niezupełnie podzielała entuzjazm całej reszty.
Wreszcie odwrócił się do Ślizgonów: tam jego uwagę natychmiast przyciągnął Malfoy, który objął ramieniem za szyję Deschênesa i, uśmiechając się promiennie, wystawił środkowego palca Pansy Parkinson, ale zaraz potem rzucił błyskawiczne spojrzenie na Cedrica. Znów z niewytłumaczalnego powodu poczuł się zirytowany – zanim dostrzegł na sobie identyczne, oceniające oczy sióstr Greengrass i niemal się wzdrygnął.
Ron szczerzył do niego zęby.
— Nie mów, że ci się to nie podoba.
— Dobrze wiesz, że nie — odgryzł się niezadowolony.
I naprawdę tak było. Harry przez całe życie był niewielką osobistością wśród czarodziei, głównie ze względu na wkład, jaki jego rodzice włożyli w walkę ze Śmierciożercami – w tamtych latach dokonały się najbardziej krwawe ataki w historii – oraz fakt, że oddali za niego życie w starciu. Nie miał więc na to żadnego wpływu. Chyba wolałby też być kimś zwykłym, niż znajdować się w centrum zainteresowania dzięki rodzinie, której nigdy nie poznał. Weasleyowie otoczyli go miłością i zastąpili bliskich, ale kiedy ktoś poruszał temat jego rodziców, niezmiennie poruszał też jakąś bolesną strunę w głębi ducha Harry'ego.
Sława nie była wygodna; częściej stawała się przyczyną kłopotów niż korzyści, częściej niż cokolwiek innego sprawiała, że czuł się niekomfortowo. Tak jak teraz, kiedy spora część Wielkiej Sali zwracała na niego zainteresowany, łakomy wzrok.
Gryfon nie od dziś zdawał sobie sprawę, że przyciąga uwagę dziewczyn, żadna z nich jednak nie okazywała mu względów dlatego, że pociągał ją charakter, a nie wygląd. Nie potrzebował dziesiątek płytkich relacji – wystarczyłaby mu jedna prawdziwa. Chociaż niejednokrotnie swobodny flirt dawał mu pewną przyjemność.
Dopiero pod koniec piątej klasy coś powstało między nim i Cho. W ten właściwy sposób. Ale teraz czuł, że przegrywa o nią z Cedrikiem.
Pójście na Bal pewnie oznaczało znalezienie sobie do tego partnerki – bo pojawić się samemu mogło być niezręczne. Ron i Hermiona umawiali się ze sobą, więc mieli problem z głowy. On z kolei mało optymistycznie podchodził do wieczoru, który miałby spędzić z kimś, kto chce jedynie pokazać się z Harrym Potterem. Jeśli nie Cho, nie miałby pojęcia, kogo zaprosić.
CZYTASZ
Hibiskus i tarta dyniowa
Fanfiction„Niewielkie, lśniące płatki wirowały na wietrze, na ziemi zdążyła powstać cienka warstwa puchu. Wargi rozciągnął mu bezwiedny uśmiech - błonia niknęły w ciemności i drobinach bieli i było pięknie. Było cudownie; szkło w ręce paliło zimnem, mróz kąsa...