I - Rozdział 25

435 32 31
                                    

Budzik zadzwonił o tej samej godzinie, co zwykle. Ziewnąłem, przetarłem oczy i wstałem z łóżka. Nie miałem ochoty iść dzisiaj do tej jebanej szkoły.
Uchihy jak zwykle nie było obok mnie, ponieważ słynął z bycia porannym ptaszkiem.
Ja za to gdy mogę, to śpię nawet do 13, tyle, że ostatnio nie mogę sobie na to pozwolić, przez ciągle obowiązki i szkołę.

Ubrałem jakąś pierwszą lepszą koszule, spodnie i zszedłem na dół. Na przywitanie Sasuke dał mi całusa w policzek, co było strasznie słodkie z jego strony. Zarumieniłem się.
Później jak zawsze, żeby wymigać się od krępujących dla niego rzeczy, powiedział żebym się nie przyzwyczajał. Cóż, ciągle tak mówi, a i tak robi to samo. Nie będę chujem i mu tego nie wytkne, haha. Bardzo możliwe, że po prostu się martwi.

Tym razem zdecydowaliśmy się przejść ten kawałek pieszo. Naszła mnie taka ochota, więc czemu nie. Chociaż jest możliwym, że zdecydowałem się na to, aby jak najdłużej przedłużać dojście do szkoły. Westchnąłem zrezygnowany.

Szliśmy chodnikiem, który był częściowo wykopany. Robotnicy coś ostatnio przy nim robili, więc staraliśmy się iść bokiem, aby nie wdepnąć w piasek, czy błoto. Zwłaszcza, że ostatnio ciągle padało, a pogoda wprawiała w depresyjny nastrój, tak jakby użalała się nad czymś, pałakala nad utratą czegoś, więc teraz na ziemi zamiast normalnego bruku, znajdywała się brązowa papka.
Po kilku minutach wyszlismy juz na normalnie ułożony z kafelek chodnik.
Nasze ręce zwisały, kilka centymetrów od siebie. Zerknąłem na jego dłoń i niepewnie zachaczyłem o nią palcem. Sasuke na ten gest chwycił cała moją rękę, nie odwracając sie do mnie.
Przełknąłem glosno ślinę.

Szliśmy tak kolejne minuty, a nas mijały małe dzieci idące do przedszkola, patrzące się to na nasze splecione dłonie, to na nas, ale nie mówiły nic. Były po prostu zdziwione takim widokiem. Zapewnie rodzice od małego wmawiali im, że normalna para to kobieta i mężczyzna. Nie ma co ich winić, wystarczy mieć nadzieję, że w przyszłości zrozumieją, co to znaczy wolność.

Do głowy naszła mnie myśl, czy rodzice zaakceptowali by mnie takiego.
Nie wiem czemu, ale wydawało mi się, że tak. Z opowieści Iruki mogłem wywnioskować, że oboje byli kochani, tolerancyjni i czasem dosyć głośni. Podobno charakter odziedziczyłem po matce, a wygląd po ojcu.
Kushina na pewno chciałaby poznać Sasuke, przywitała by go u siebie, jak w domu i potraktowała by go jak własnego syna.

Co innego z osobami z naszej szkoły. Większość z nich jest pełnoletnia, albo zbliża się do pełnoletności, ale nie zachowują się na swój wiek. Zachowują się gorzej niż te dzieci na podwórku, sprawiając, że inni po prostu cierpią. Co to za zabawa? To takie śmieszne? Mają korzyści z bólu innych? Nigdy nich nie zrozumiem.

Zanim się obejrzałem, znajdowaliśmy się pod naszą szkołą. Widząc ją, ścisnąłem mocniej dłoń Sasuke. On wiedział, że się stresuję, więc również wzmocnił uścisk i poprowadził pierwszy w kierunku budynku.

Gdy weszliśmy, z początku nikt nie zwrócił na nas uwagi, dopiero później od jednej osoby, do kolejnej zaczynały się szepty. Czułem się jakbym był małym słabym królikiem, który wkroczył na terytorium dużej watahy wilków. W każdym momencie któryś z nich mógł zaczaić się i zaatakować, a ja nie byłbym w stanie się obronić. Rozerwałyby mnie na strzępy i delektowały moim błaganiem o pomoc.

- Hahahaha! Co jest?! - usłyszałem znajomy głos z końca korytarza. To był nie kto inny, jak Kankurou. - Kurwa! Patrzcie! - Jego grupa spojrzała się w naszym kierunku, również zaczynając się śmiać. - Ktoś nam sie tu spedalił! Wiedziałem, że coś z tobą jest nie tak!

Odwróciłem wzrok, cały się spiąłem i zachciało mi się płakać. Przylgnąłem bliżej do ciała Uchihy, tak jakby był moim jedynym ratunkiem, moim murem obronnym, którego nikt nie może zburzyć, który przetrwałby najgorszą wojnę, bez żadnych zniszczeń, tylko po to aby mnie obronić. Może właśnie tak było?

Pod maską szczęścia | SasuNaruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz