Rozdział 4

368 22 1
                                    

Pov. Kageyama

Wbiegłem do łazienki i zamknąłem się w kabinie w łazience. Było mi wstyd za to, że tak zareagowałem ale to nie jest moja wina, to ta chujowa alfa tak zareagowała.

Pov. Hinata

Czekałem na Tobio w tym samym miejscu co przed chwilą staliśmy, ale nagle zadzwonił dzwonek na lekcję i musiałem iść już do swojej klasy. Usiadłem w ławce przy oknie i zamiast słuchać nauczyciela patrzyłem w okno i myślałem o czarnowłosym. Zdziwiło mnie jego zachowanie na przerwie i to jak zaraz zniknął. Może trochę przesadziłem z tym przytulaniem, ale co mu się mogło stać? Nagle usłyszałem dziwny głos w mojej głowie.

Twoja alfa potrzebuje cię! Idź do niego i mu pomóż!

Nie wiem o co chodziło. Zdziwiłem się i poczułem, że brzuch dziwnie zaczyna mnie ściskać. Podniosłem rękę i spytałem się czy mogę wyjść do łazienki, ale nauczyciel od razu odmówił. Chwilę przekonywałem tą babę od polskiego ale wreszcie się zgodziła i wybiegłem szybko z klasy kierując się w stronę łazienki. Otworzyłem drzwi do pomieszczenia i ujrzałem czarnowłosego opierającego się rękoma o umywalkę. Nie zauważył mnie, więc nic nie odzywając się wszedłem do łazienki i skierowałem się do jednej z kabin.

Pov. Tobio

Wyszedłem na lekcji do ubikacji, ponieważ zacząłem się dziwnie czuć. Zacząłem się patrzeć w lustro ale prawie od razu spuściłem wzrok bo nie mogłem na siebie patrzeć po tym co się stało na korytarzu. Chwilę tak stałem i nagle poczułem, że w pomieszczeniu jest jakaś omega. Odwróciłem się momentalnie w stronę wejścia, ale osoba która tu weszła wchodziła do jednej z kabin, a ja tylko zdążyłem zauważyć rudą czuprynę. Od razu wiedziałem kto wszedł i przeszły mnie dreszcze po całym ciele. Usłyszałem, że niezbyt dobrze jest z Shoyo, więc zapukałem do drzwi gdzie siedział dobre kilka minut.
- Shoyo? Wszystko w porządku? - spytałem nasłuchując i słysząc tylko dźwięk spłukiwanej wody. Zamek od kabiny się otworzył a w drzwiach stanął blady rudowłosy.
- O mój boże... Co ci się stało? Chodź. - wyciągnąłem w jego stronę ręcę, żeby go przytulić ale on się trochę cofnął co mnie zdziwiło.
- Nie zbliżaj się... - kiedy to usłyszałem otworzyłem szerzej oczy niedowierzając czy mówi na poważnie.
- Bo cię jeszcze zarażę... - kaszlnął i złapał się za brzuch. Ja podbiegłem do niego i kucnąłem przy nim.
- Hej, wszystko będzie dobrze. Chodź zabiorę cię do pielęgniarki. - pierwszy raz uśmiechnąłem się do kogoś szczerze. Teraz sam siebie zdziwiłem.
Wstałem i wziąłem go na ręcę, a on od razu syknął i złapał się za brzuch.
Zacząłem już iść w stronę wyjścia z ubikacji ale poczułem, że zaczął bardziej ściskać moją bluzę. Stanąłem i popatrzyłem na niego z góry.
- Możemy iść do domu..? - popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem jakby to nie był on.
- Nie możemy. Są jeszcze lekcje, a nie chcę żebyś miał dużo do
nadrabiania. - sam nie wiedziałem co przed chwilą powiedziałem. Nie kontrolowałem tego.
- No proszę cię! - zaczął uderzać we mnie pięściami i wyrywać się mi. Ja tylko go bardziej przycisnąłem do siebie, żeby go nie upuścić. Nagle usłyszałem, że zaczął cicho szlochać.
- No ej już nie płacz. - pogładziłem jego miękkie rude włosy.
- Pojedziemy do domu ale przestań płakać. - powiedziałem dla świętego spokoju bo nie chciałem, że zaczął wrzeszczeć na całą szkołę jakbym mu coś robił. Poszliśmy jeszcze do szatni, żeby przebrać buty i wziąć swoje kurtki bo na zewnątrz pewnie było dość zimno, a nie miałem w planach się rozchorować, a co gorsza jakby ta ruda kulka się rozchorowała. To dopiero byłaby afera, nie chcę nawet o tym myśleć.

Poszliśmy na przystanek autobusowy. Całą drogę go niosłem ale już po kilku minutach zaczęły mi mięknąć ręcę od ciężaru. Nie miałem na myśli, że był gruby, wręcz przeciwnie, był bardzo chudy ale to chyba normalne, że po pewnym czasie zaczęły mnie boleć ręcę. Jak dotarliśmy już pod sam przystanek odstawiłem go na ziemię a on popatrzył się na mnie zadzierając głowę do góry.
- Co się tak patrzysz? - spojrzałem na niego a on wlepiał we mnie swoje duże brązowe oczy. Nic się nie odezwał tylko odwrócił się do mnie tyłem, a ja się uśmiechnąłem się do siebie, podszedłem i przytuliłem go od tyłu. On nic nie odpowiedział tylko czekaliśmy tak aż autobus przyjedzie. Niektórzy przechodzący ludzie patrzyli się na nas dość dziwnie ale mi to nie przeszkadzało a Shoyo pewnie tego nawet nie zauważył. Kiedy już autobus już przyjechał wsiedliśmy, zapłaciłem za dwa bilety i usiedliśmy koło siebie na fotelach. Całą drogę przegadaliśmy, a rudowłosy nawet nie zauważył kiedy przejechaliśmy jego przystanek na którym wcześniej wysiadał. Może to i lepiej? Nie muszę mu na razie nic tłumaczyć ale pewnie nie ominie mnie to jak wsiądziemy.

Jak dojechaliśmy już pod przystanek na którym zawsze wysiadam pociągnąłem Shoyo za rękę, otworzyłem drzwi od autobusa, pomogłem wyjść brązowookiemu i zaczęło się multum pytań, ale zero odpowiedzi.

Mam nadzieję,, że ten rozdział był lepszy niż tamten i spodobał wam się. Ja już czasem sama nie wiem i mylę wątki po piszę dwa ff na raz XD żeby mi się kiedyś nie pomyliło ale nie bójcie się pewnie bym się skapnęła jakbym była w połowie
Mam nadzieję, że rozdział się podobał i życzę miłej nocki! (◕ᴗ◕✿)

Chciałbyś spróbować?... || KagehinaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz