16. Kochaj mnie.

477 38 7
                                    

Wróciliśmy do domu na piechote, powoli. Oprowadzilismy Asha na Grogery Street, zachodząc do Starbucks po karmelowe latte, moje ulubione, które Lukey nazywał "słabym sikiem a nie kawą", ale tego dnia i on postanowił sie przełamac, kiedy ja i Ashton mielismy przewage liczebną.

- No? - zaczął długowłosy, wiercąc we mnie dziure wzrokiem. - Jaki Ci z Pedziem?

- Pedziem?

- No, z Pedziem. - ruchem głowy wskazał Luke'a, zajmował sie właśnie wydłubywaniem ze swojego kubka drobnych kawałeczków laski wanilli. Nie lubił. 

- Mógłby czarodziejską różdżką zamienic mieszkanie w cos wiekszego, aha, no i przydałby sie lepszy odkurzacz. - rzuciłam z uśmiechem.

- Ejejej! - zaczął blondyn. - Mam tylko jedną różdżke, a ona specjalizuje sie w innych czynnosciach. - Dodał, zagryzając warge tuż nad kolczykiem.

Ashton wybuchł śmiechem, przybijając mu high five nad moją głową. Ja skrzyżowałam rece na piersi i wypusciłam głosno powietrze, udając nadąsanego małolata. Blondyn jedynie wygładził mi spoczywające na plechach loki.

- No, to tutaj. - zielonooki wskazał na jeden z bloków za parkingiem. - Lece, gołąbki, gruchajcie sobie dalej! Paaa!

Po czym udając że wymiotuje udał sie na przełaj przez parking - przeskakujac przez leżące rowery i kraweżniki, przeczołgując sie przez samochodowe maski, do momentu aż z hukiem upada na ziemie. Pokonuje go dzieciecy, plastikowy traktorek.

- Nieudany parkour, Irwin. - westchnął z uśmiechem Lucas, zapalając papierosa. Zwrócił ku mnie jasne spojrzenie. Kiedy tak na mnie patrzył, miałam wrażenie, że jestem dla niego jak małe kociątko - trzeba je chronic. Ale to było urocze. Wspiełam sie na palce i przycisnełam lekko swoje usta do jego. Wolną dłoń położył mi na żebrach. - Idziemy? 

- Tak, chodźmy. 

Droga do naszego.. .egh, jego mieszkania wiodła przez park Houston, malowniczy, teatralnie przystrojony zabytek naszego miasta. Przez sam jego środek przebiegała rzeka, nad którą rozciągał sie tak zwany Most Zakochanych - myśle, że każdy wie, o co chodzi. zakochani zapinali na jego barierkach kłódeczki, po czym razem wrzucali kluczyk do rzeki, uwieczniając swoją miłosc. Teraz tego barierki pokrywała tak ogromna ilos kłódek, iż metalowych rurek nie było już praktycznie widac. PRzechodząc obok niego brukowaną kamieniami uliczką, Luke splótł nasze palce. Jego duże, ciepłe dłonie mogły w całości zakryc moje, drobne i zawsze zimne, z długimi palcami. Jego kciuk robił sobie wycieczki po siostrzanym serduszku na nadgarstku.

- Powiedz mi cos.

- Co chciałbys wiedziec? - spytałam, bawiąc sie wolną reką odstającą nitką z jego bluzki, którą na sobie miałam. 

- Kto to był ten Sean?

Zwolniłam, czując jak na dźwiek jego imienia przechodzi mnie elektryczny wstrząs. Już bardzo długo nie myślałam o nim. Teraz nauczyłam sie życ tym, co mam teraz. Przestałam pluc sobie w brode, że nie byłam dla niego wystarczająco dobra, ba, nawet wykasowałam jego numer telefonu. Sama sobie sie dziwiłam, jak jeden, blond włosy pajac z oczami z kostek lodu może tak człowieka zmienic.

- Byliśmy parą. Długo. - zaczełam, wzdychając. - Znasz kontekst tej historii.

- Wiem, że był kutasem i że chetnie bym go wychujał tak, że stara by go nie poznała. - syknął z miedzy papierosa zacisnietego w zebach. - I że.. no wiesz. Bałaś sie facetów, bo widziałaś jak zachowują sie w stosunku do twojej matki.

- Tak.. - zniżyłam głowe, aby włosy zakryły mi twarz, bo oczy zaczynały robic sie gorące. - Widziałam, jak nie mieli do niej szacunku. Nie raz jak ją bili, poniżali.. te wszystkie pasy,to wszystko... 

bit my lip. || LUKE HEMMINGSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz